Igiełki występują w dwóch długościach, rozmieszczone naprzemiennie w rzędach. Pomimo codziennego, intensywnego użytkowania żaden jeszcze nie odpadł i raczej się na to nie zapowiada. Owszem, wiele zaczęło się nieco odchylać, ale w granicach milimetra, dwóch. W żaden sposób nie przeszkadza to w dokładnym czesaniu, efekty są identyczne jak na samym początku naszej znajomości. Na poniższym zdjęciu widać dokładnie o co chodzi.
Sama szczotka jest bardzo wygodna w użyciu. Kształt ma idealny, pasuje do dłoni. Nie jest ani za mała, ani za duża. Ogromnym plusem jest podstawka/przykrywka/zatyczka, dzięki której możemy zabrać TT wszędzie bez obaw, że stanie się jej krzywda. Ponadto bardzo łatwo utrzymać ją w czystości. Włosy, które wypadły zdejmuje się z igiełek błyskawicznie. Mycie nie jest żadnym problemem, zwykły grzebyk ze szczoteczką do farbowania włosów i szampon usuwają każde zabrudzenia. Szybko schnie, woda, która dostała się do środka wypływa i nie ma możliwości, że podczas czesania się wyleje, gdyż jej tam nie ma.
...
...
Czesanie włosów Tangle Teezerem to czysta przyjemność. W przeciwieństwie do gęstych plastikowych grzebieni czy szczotek nie szarpie, nie ciągnie włosów, nie wyrywa ich. Bezboleśnie rozczesuje kołtuny. Nie elektryzuje czupryny. Igiełki docierają do wszystkich włosów a także do skóry głowy, dając możliwość masażu. Kosmyki są miękkie i dobrze rozczesane.
Tangle Teezer okazał się być najlepszym rozwiązaniem dla moich puszących się, plączących włosów. Nie tylko świetnie je rozczesuje, ale także bardzo ładnie wygląda i ma idealny kształt. Wytrwał ze mną już szesnaście miesięcy i liczę na co najmniej drugie tyle :)
Znacie TT? Używacie wersji kompaktowej czy tradycyjnej? Może macie inne równie dobre zamienniki? Chętnie poczytam o Waszych ulubieńcach :)