sobota, 30 czerwca 2012

Taśmowe granaty i zielenie. Essence Vampire's Love Into The Dark + Catrice Out Of Space Beam Me Scotty!

Z racji rozpoczętych wczoraj wakacji i nudzenia się w domowych czeluściach postanowiłam wypróbować technikę ozdabiania paznokci równymi pasami odmalowywanymi od taśmy klejącej. Oczywiście zrobiłam to na dość ciemnych kolorach, aby różnica nie była zbyt wielka :)

Nałożyłam jedną warstwę Essence Vampire's Love Into the Dark, a po wyschnięciu nakleiłam na każdy paznokieć po dwa cieniutkie paski taśmy klejącej. Przerwy pomiędzy jedną jej krawędzią a drugą zamalowałam jedną warstwą Catrice Out Of Space Beam Me Scotty. Jak widać wybrałam granat i ciemną zieleń, które pięknie migoczą w słońcu :)

Muszę przyznać, że technika taśmowa to nie lada wyzwanie! Wampir z Essence uległ kilku uszkodzeniom, więc zmywałam go tysiące razy, a Catrice trzymał się dzielnie. Każda warstwa wysychała około dziesięciu minut. Taśma nie zabierała ze sobą emalii i nie zdzierała jej, nie powodowała odcisków, a dobrze odklejała i nie przemieszczała :)

piątek, 29 czerwca 2012

Metaliczny błysk! Catrice Out Of Space 01 My Milkyway!

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam jak prezentuje się top z kosmicznej limitowanki Catrice, który dostałam od kochanej krzykli. Jako bazę wykorzystałam mój ulubiony brokat, mianowicie Sensique Fantasy Glitter Fireworks a jeśli jesteście ciekawe efektu zapraszam niżej.

My Milkyway to mleczny top, mieniący się na niebiesko zarówno w buteleczce, jak i na paznokciach. Nadaje lakierom bazowym migający na srebrno i granatowo metaliczny blask oraz taką samą poświatę. Sprawia, ze emalie wyglądają naprawdę kosmicznie i elegancko.

Nakłada się idealnie i równomiernie, nie zalewa skórek ze względu na to, ze jest średnio gesty i lejący. Z racji tego, ze nie jest to lakier kryjący wystarcza jedna warstwa do uzyskania ślicznego efektu. Schnie dość szybko, około dziesięciu minut, zwłaszcza potraktowany olejkiem Sensique, który nie jest wysuszaczem. Rysy zdarzają się bardzo rzadko,a sam lakier nie skraca trwałości emalii bazowej.

czwartek, 28 czerwca 2012

Czerwcowe zużycia

Jak co miesiąc pragnę zaprezentować moje zużycia, które swoją drogą tradycyjnie są dość potężne i z tej racji zapewne podzielę posta na dwie części lub zrobię tasiemiec-gigant. W czerwcowym denku wyszła głównie pielęgnacja włosów, ciała oraz kilka innych przydatnych produktów, a także kilka próbek. Tak więc bez zbędnych ceregieli przejdźmy do pustych opakowań :)


Najpierw przedstawię produkty do ciała i włosów, a następnie różne różności :)


  • Isana, Nagellack Entferner, Mandelduft - rewelacja! Każdy inny zmywacz to przy nim bubel. Świetnie zmywa wszelkie lakiery, zarówno kremowe, drobinowe i brokatowe aż różnorakie wzory. Jedynym minusem jest średnia wydajność i dość nieciekawy zapach.
  • Intimea, Łagodzący żel do higieny intymnej - dobry produkt za śmieszne pieniądze. Całkiem nieźle myje, nie podrażnia i nie wysusza, ale nie zapobiega infekcjom. Ponadto dość ładnie pachnie i nie zawiera parabenów. Jest bardzo wydajny, wystarczył mi na jakieś trzy miesiące. 
  • Venus, Konwaliowa pianka do golenia dla pań - rzeczywiście ułatwia golenie i minimalizuje ryzyko podrażnień oraz zacięć, które bez niej zdarzały mi się przy niemal każdej depilacji. Zapach jest bardzo mocny, konwaliowy, odrobinę chemiczny i dość długo wyczuwalny na skórze. Wydajność nie najgorsza, bo ilość na jedno golenie była minimalna :)
  • Colo, Ziołowy zmywacz do paznokci z rumiankiem - bardzo przeciętny myjak. Średnio radził sobie z jakimkolwiek lakierem, a już szczególnie z dużą ilością drobinek. Mocno wysuszał płytkę oraz skórki wokół niej. Dość ładnie pachniał, rzeczywiście kwiatowo. 
  • Bambino, Krem ochronny z tlenkiem cynku - krem uniwersalny. Smarowałam nim łokcie, kolana, czasem zamiast balsamu do ciała. Nawilża dość przeciętnie, jednak lepsze to niż nic. Przynajmniej jest bezpieczny i nie podrażnia, a w czasie lat to główna zasada :)
  • Anida, Aloesowy krem do rąk z witaminami A + E - przeciętny nawilżacz. Działał bardzo lekko, regenerował minimalnie. Dość długo się wchłaniał i był przez ten czas dość lepki. Mimo wszytsko jest jednak lepszy od cytrynowej wersji.
  • Bi-es, Uroda, Melisa, Ochronna pomadka do ust - po zużyciu pierwszego opakowania czułam, że miłości z tego nie będzie, jednak po drugim zmieniłam zdanie na nieco lepsze. Całkiem przyzwoicie nawilża i regeneruje, nie roznosi krostek. Bardzo krótko utrzymuje się na ustach i ma nijaki smak/zapach.
  • Gemi, Pasta Lassari - świetny wysuszacz na wypryski. Nałożony wieczorem sprawia, że rano są o połowę mniejsze, jaśniejsze i bardziej płaskie. Ponadto pomaga świeżym ranom i bliznom szybciej znikać ze skóry. Z wydajnością jest całkiem dobrze, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że za kazdym razem biorę dużo.
  • Spirytus salicylowy - dobrze wysusza  odkaża wypryski, stosuję przed nałożeniem pasty Lassari lub Sudomaxu.
  • The House of Pets, Jack Shower Gel, Grape - wyjątkowo ładnie pachnący żel pod prysznic w formie pieska! Pienił się bardzo lekko, mył dobrze, nie uczulał. 
  • Lovely, Liquid Lip Balm - balsamowe KWC i stały bywalec denka! Świetnie nawilża, natłuszcza i regeneruje usta. Niweluje uczucie pieczenia oraz suche skórki. Nie wywołuje uczuleń, krostek ani nie podrażnia. 
  • Oriflame, Pure Skin, Hide&Treat - okropnie pomarańczowy korektor na wypryski, przez który nie dało się go nosić przy ludziach. Stosowany na noc nie dawał żadnego efektu - wyprysk był tak wielki rano jak i wieczorem. Jak dla mnie straszny bubel, choć czytałam, że inni chwalą. 

  • L'Oreal, Elseve, Total Repair 5, Instant Miracle - bomba silikonowa. Wprawdzie porządnie i powierzchownie regenerowała, jednak tylko dzięki szkodliwym składnikom, którymi jest napakowana. Miała ładny zapach i świetną konsystencję, a oprócz tego małą wydajność.
  • Elfa, Green Pharmacy, Green Pharmacy Szampon do włosów osłabionych i zniszczonych - rumianek - kolejny produkt, którego nie polubiłam ze względu na sls/sles. Całkiem dobrze oczyszczał włosy, ale tez niestety dość mocno je wysuszał. Świetnie się pienił i miał przyjemny, ziołowy zapach.
  • Isana, Hair, Odżywka wygładzająca włosy -  porządna odżywka bez silikonów! Ogranicza elektryzowanie się i puszenie, lekko wygładza i ujarzmia. Ułatwia rozczesywanie i modelowanie. A do tego całkiem wydajna.
  •  BeBeauty Green Nature Regenerujący balsam do ciała - cudo! Świetnie nawilżał całe ciało, regenerował w przesuszonych miejscach, nie pozostawiał filmu na skórze i nie uczulał. Efekty wzmagały się z dnia na dzień, co tylko spotęgowało moje pożądanie na kolejną tubę.
  • Adidas, Floral Dream, Naturalny dezodorant w atomizerze - bardzo przyjemny zapach, kwiatowy, dobry na każdą porę roku. Świetna trwałość - od świtu do nocy. Wykończony po niemal roku codziennego używania, cudeńko!
  •  Adidas for Women Hydrating Shower Gel - Relax - Flower Bouquet Soothing - bardzo fajny żel. Piękny zapach, świetna piana, cudowny relaks. Czego chcieć więcej? Jedynie wydajność kuleje, zużyłam w dwa tygodnie.
  • Marion, Termoochronna mgiełka do włosów - leciutka mgiełka zapobiegająca elektryzowaniu się i zmiękczająca kosmyki. Nie zawiera sles, dzięki czemu nie wysusza ani nie jest szkodliwa dla kłaków. Zużyłam już trzecie lub czwarte opakowanie, uwielbiam!
  • Rival de Loop, Pure Skin, Żel do mycia twarzy z efektem peelingującym -  cud nad cudy! Świetnie oczyszcza cerę, nadaje jej zdrowego odcienia, wysusza wypryski i jest naprawdę wydajny. Żelowe KWC!

  • Colodent, Pasta do zębów, Eksplozja wybielania - bardzo lubię tę pastę i często kupuję. Ma formę zielonego żelka o niepiekącym w język smaku, a do tego naprawdę dobrze wybiela - niestety na krótko. Przyjemna do codziennego stosowania.
  •  Verona, Beauty Nail Club, Wybielająco-wygładzająca odżywka do paznokci - coś wspaniałego! Optycznie wybiela płytkę i nadaje jej zdrowego, lekko mlecznego odcienia. Przy dłuższym, regularnym stosowaniu nikną białe plamki i przebarwienia. Świetny produkt w niskiej cenie.
  • L'biotica, Biovax, Serum wzmacniające A + E - próbka - bardzo dobrze wygładza włosy i nadaje im sypkość oraz naturalny blask. Ponadto ma tłustą formułę, którą wprost uwielbiam.
  • Ziaja, Ziajka, Krem do pielęgnacji dzieci i niemowląt - próbka - przeciętny. Mocno bieli skórę, trudno go równomiernie nałożyć, a do tego pozostawia tępy film na skórze. Nijak pachnie, nawilża minimalnie.
  • Palmolive, Naturals, Balanced&Mild, Mydło z ekstraktem z rumianku - mydło jak mydło. Zupełnie zwyczajne, przy6jemne  w użytkowaniu. Pachniało tym, czym jest, ale nie rumiankiem. Całkiem dobrze się pieniło, a zwłaszcza w duecie z peelingiem.
  •  Biotherm,  Aquasource 24h Deep Hydration, bogaty krem-balsam nawilżający - próbka - sprawdził się jako krem do rąk. Dobrze nawilżał, regenerował i niwelował uczucie suchości. Miał luksusowo-kosmetyczny zapach.
  • Cleanic, Sensitive, Płatki kosmetyczne - przyjemne. Dobrze zmywały lakiery i nie rozwarstwiały się. Niestety mało wydajne i dość drogie.
  • Farmona, Sweet Secret, Czekoladowe masło do ciała - cudowny zapach świeżego kakao i czekolady, który długo utrzymuje się na skórze. Nawilżenie przeciętne, jednak rozkosz dla nosa gwarantowana.
  • Marion, Maska rozświetlająca włosy w saszetce - kupa alkoholu. Nie zauważyłam rozświetlenia, nawilżenia ani regeneracji. Poza tym mało atrakcyjna forma aplikacji i nieciekawy zapach.
  •  Adidas, Nawilżający żel pod prysznic, Smooth - próbka - bardzo dobry produkt. Miałam już wersję pełnowymiarową innego zapachu i tak samo lubiłam. Śliczny aromat, dobre oczyszczanie, łatwa aplikacja.
  • Nuxe, Body, Balsam do ciała - nie znam dokładnej nazwy, ponieważ mnie nie zainteresował. Miał przyjemny zapach i konsystencje, nawilżenie średnie. Nic ciekawego.

wtorek, 26 czerwca 2012

Współpraca z SudoMax (SudoPharma)

Jak pewnie zdążyłyście zauważyć, w zakładkach mojego bloga pojawił się napis " Współpraca". A stało się tak z niezwykle oczywistej racji - nawiązałam pierwszą w życiu współpracę kosmetyczną! Zapytanie wysłałam w piątek, a dzisiaj paczka już jest u mnie. Ponadto przez cały czas byłam informowana o przesyłce - czy i kiedy została nadana, co znajduje się wewnątrz koperty oraz jakie działanie ma produkt otrzymany do testów. Dziękuję więc za fachową obsługę oraz szybkość dostarczenia kosmetyku.


Otrzymałam pełnowymiarowy produkt do testów oraz pięć próbek do indywidualnego rozdysponowania, mianowicie hipoalergiczny i antybakteryjny krem dla dzieci i dorosłych 55g o nazwie Sudomax oraz kilka malutkich słoiczków tego samego kosmetyku produkowane przez SudoPharma.

Krem ma działać antybakteryjnie i być maksymalnie bezpieczny, łagodny i skuteczny. Polecany dla osób z odparzeniami i trądzikiem, a także dla niedotrzymującymi moczu i z odleżynami. Jeśli o skład chodzi, wg producenta nie zawiera *parabenów, PEG-ów, sztucznych kompozycji zapachowych a także alkoholu benzylowego, benzoesanu benzylu i cynamonianu benzylu o właściwościach uczulających, które często są stosowane w kremach dostępnych w sprzedaży.*

Tak więc dziękuję firmie za nawiązanie współpracy i jestem pewna, że krem pomoże mi z moimi problemami natury trądzikowej, a ciekawskich zapraszam do poczytania na stronę Sudomaxu - klik!

niedziela, 24 czerwca 2012

Po każdym myciu! Joanna Naturia Odżywka bez spłukiwania do włosów zniszczonych, po trwałej ondulacji lub rozjaśnianiu

Kilka tygodni temu natknęłam się na odżywki Joanny z serii Naturia w zachwycająco niskiej cenie bez promocji, mianowicie 3.79! Oczywiście chwyciłam jedną i wybór padł na bohaterkę dzisiejszego posta - bez spłukiwania do włosów zniszczonych, po trwałej ondulacji lub rozjaśnianiu, czy teoretycznie idealną do moim włosów. Jesteście ciekawe moich spostrzeżeń? Zapraszam do lektury!


Odżywka zamknięta jest w przyjemną dla oka butelkę - prostą w wykonaniu, lekko rozszerzającą się ku górze. Wykonana ze średnio twardego plastiku ani nie ułatwia, ani nie utrudnia wydobywania produktu. Duża nakrętka na "klik" skrywa mały, płaski otwór, który ze względu na rzadką formę produktu wypuszcza go zbyt wiele. Całość jest całkiem wygodna w użytkowaniu, jako tako nie sprawia problemów.

Produkt oczywiście posiada dwie naklejki, które swoją drogą trzymają się idealnie, nie tworzą pęcherzyków, nie zaginają się i nie spływają z opakowania. Szata graficzna wygląda bardzo miło - niebiesko-białe kwiaty lnu i rumianku przywodzą na myśl łąkę!


Konsystencja produktu jest bardzo rzadka, łatwo ucieka z opakowania i rąk. Dobrze rozprowadza się na włosach, bo wystarcza minimalna ilość do pokrycia całości, co przekłada się również na całkiem niezłą wydajność.

Zapach bardzo mi się podoba - kwiaty są dobrze wyczuwalne, a całość przyjemna, nienachalna, niewymuszona, świeża i naturalna. Pachnie rozgrzaną łąką pełną lnu i rumianków w czasie lata, przywodzi na myśl pięknie spędzone chwile!

Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Linum Usitatissimum Extract, Chamomilla Recutita Extract, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone (23.06.2010) 


Odżywka działa bardzo delikatnie i nie jest produktem doraźnym - najlepiej stosować ją po każdym myciu. Ułatwia rozczesywanie po niezwykle plączącym włosy szamponie. Zmiękcza je i ogranicza elektryzowanie. Nie obciąża, ale też nie nadaje puszystości - wielki plus. Nawilża bardzo delikatnie, nie daje sobie rady z mocno przesuszonymi kosmykami ani rozdwojonymi końcówkami. Ot, taki lekki nawilżacz.

Opakowanie oceniam na 8 - całkiem przyjemne w obsłudze, jedynie aplikator trochę niewygodny. Konsystencja - 9 - rzadka, łatwo się rozprowadza, zużywa się powoli. Zapach - 10 - bardzo lekki, świeży, łąkowy. Działanie - 7 - minimalne nawilżenie, ułatwione rozczesywanie. Ocena ogólna - 6,5-7/10. Bardzo przyjemna odżyweczka do stosowania po każdym myciu.

sobota, 23 czerwca 2012

Jedno kiwi dziennie! Essence Fruity One Kiwi a Day

Wczoraj natknęłam się na pełny stand limitowanki Essence o nazwie Fruity, do której wzdychałam już od zdjęć promocyjnych. A że nie miałam przy sobie zbyt dużo monet, wzięłam tylko jeden lakier - ten, na którym najbardziej mi zależało, mianowicie One Kiwi a Day.

Lakier ma odcień soczystej, a zarazem pastelowej zieleni w odcieniu limonki wymieszanego z dużą ilością ciemnozielonego brokatu. Dodatkowo zawiera delikatny, niemal niewidoczny złoty shimmer. Całość wygląda bardzo letnio, soczyście, owocowo i jak najbardziej niebanalnie.

Nakłada się w porządku, rozprowadza całkiem nieźle. Raczej nie zalewa skórek ani też zbytnio nie smuży. Do pełnego krycia potrzeba trzech warstw, dwie prześwitują w niektórych miejscach. Schnie dość szybko, pierwsza warstwa około siedmiu minut, druga i trzecia mniej więcej po piętnaście minut, jednak zalecam odczekać pomiędzy warstwami pół godziny :) Niebezpieczeństwo rys powstaje tylko wtedy, gdy lakier jest jeszcze mokry. Dobę po nałożeniu nie mam nawet lekko startych końcówek!


Podsumowując - lakier jest przepiękny, świetnie się prezentuje, a więc nie pozostaje mi nic innego, jak chwycić kolejne!

Suchość na piątkę! Nivea Deodorant Dry Comfort Stick

Ochrona przeciwpotowa to dla mnie jedna z najważniejszych spraw i do tego potrzeba odpowiednich preparatów w postaci antyperspirantów. A że nie lubię ich formie kulek i sprayów, zawsze wybieram sztyfty, główne ze względu na wygodę i fakt, że bardzo szybko zasychają na skórze. Moim obecnym ulubieńcem jest Nivea Deodorant Dry Comfort Stick i to właśnie o nim dzisiaj napiszę.


Antyperspirant ma przyjemne dla oka opakowanie - dość płaskie i rozszerzane ku górze z półkolistą nakładką. Oczywiście przed pierwszym użyciem należy zdjąć plastikową nasadkę z nazwą firmy. Na dole znajduje się pokrętło służące do wysuwania sztyftu z opakowania. Działa bezproblemowo, łatwo się kręci i nie zacina.

Oczywiście opakowanie zostało uraczone naklejkami - małą z tyłu i dużą z przodu. I to właśnie ona jest trochę gorszej jakości niż przednia,bo wykonana z folii i dlatego zaczyna się powoli odklejać bo bokach. Szata graficzna bardzo w porządku, moim zdaniem lekka, czysta i delikatna, ale na szczęście nie apteczna.


Sztyft jest dość twardy, ale z łatwością rozprowadza się po skórze pod pachami. Szybko zasycha, nie klei się, nie pozostawia białych plam na ubraniach. Niej jest też tłusty, więc nie świeci się w żaden sposób. Niestety, na skórze pozostawia odrobinę białego proszku, co przy bluzkach bez rękawów widać.

Produkt ma lekki, neutralny, niedrażniący zapach, kompletnie nie utrudniający używania. Nie miesza się z zapachem perfum, wód toaletowych i innych kosmetyków. Początkowo wydaje się odrobinę męski, ale szybko się ulatnia, ale nie zupełnie. Jeśli mocno przytknąć nos po całym dniu czuć jeszcze delikatną, przyjemną woń.


Antyperspirant zapewnia uczucie suchości przez cały dzień, skóra pod pachami i ubrania są suche. Neutralizuje brzydki zapach potu, ale nie maskuje go. Nie podrażnia po depilacji, ropne pryszczyki pojawiają się teraz bardzo rzadko, a kiedyś robiły to nagminnie. Ponadto chroni przed powodzią na ubraniach nawet po dość dużym wysiłku.

Opakowanie oceniam na 10 - wygodne, ładne, łatwe w użyciu. Konsystencja - 9 - dobrze się rozprowadza, ale pozostawia proszek pod pachami. Zapach - 10 - lekki, przyjemny, nie miesza się z zapachem perfum. działanie - 9 - bardzo dobrze chroni i daje uczucie suchości na cały dzień. Ocena ogólna - 9/10. Dobry antyperspirant w niskiej cenie (około dziesięciu złotych).

środa, 20 czerwca 2012

Brzydal! Butterfly Maxima 314 + Essence Nail Art Special Effect Topper Circus Confetti!

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam okropnie brzydkie połączenie dwóch lakierów, których nigdy  nie lubiłam, a przy okazji ostrzec przed malowaniem paznokci w ten sposób. A dlaczego? Butterfly Maxima 314 i Essence Nail Art Special Effect Topper Circus Confetti są na to wystarczającym dowodem.

Aby utworzyć manicure, którego głównym zamierzeniem było oddanie surferskiego klimatu (co oczywiście nie wyszło...). Użyłam więc Butterfly Maxima 314 w kolorze letniej niebieskości z delikatnym shimmerem oraz Essence Nail Art Special Effect Topper Circus Confetti, tj. topa z wielokolorowymi kawałkami brokatu.

Nałożyłam jedną warstwę niebieskiego motyla i jedną cyrkowca. Butterfly po jednej warstwie kryje bardzo słabo i widać to na zdjęciach. Schnie kilka minut, więc całkiem szybko. Essence natomiast schnie koszmarnie - po kilku minutach wygląda na suchy, dotykam a tu lakier został na opuszku palca! Poczekałam jednak jeszcze pół godziny, a top był równie mokry jak trzydzieści minut wcześniej. Dobrze, że to połączenie mi się nie spodobało, bo nie chciałoby mi się tak męczyć :)

Om nom nom nom. Avon Naturals Body Spray Juicy Watermelon

Dzisiaj chciałabym zrecenzować kosmetyk, który jest moim wybawieniem w upalne, niezwykle męczące dni oraz po dużym wysiłku, z powodów niebylejakich. Głównie dzięki cudownie odświeżającego zapachu oraz wygodnej formuły, a także powoli zaczynającej się przyjaźni z Avonem, mimo że nie jestem konsultantką. Przedstawiam Wam Avon Naturals Body Spray Juicy Watermelon!


Kosmetyk zamknięty jest w bardzo poręcznej, smukłej butelce z atomizerem, dzięki któremu aplikacji jest niezwykle wygodna - wystarczy nacisnąć i cieszyć się produktem! Opakowanie dobrze trzyma się w dłoni i nie wyślizguje. Plastikowa nasadka jest idealnie dopasowana i potwierdza to dźwięk przy nałożeniu, mianowicie stary, poczciwy "klik". Atomizer nie zacina się nigdy i dozuje odpowiednią ilość mgiełki.

Producent uraczył nas dwoma naklejkami, które trzymają się dość dobrze, jednak po jednej stronie zaczęły się zadzierać w związku z przenoszeniem w torbie razem z ubraniami, butami i innymi artykułami. Szata graficzna jest bardzo zachęcająca - soczysty, różowiutki arbuz i koralowe pasy nad i pod ilustracją.


Mgiełka ma konsystencję wody, która dzięki atomizerowi przeradza się w delikatną mgiełkę, która swoją formą urzeka, bo faktycznie jest bardzo lekka. Świetnie się rozpyla i bardzo szybko wchłania. Po często ponawianej aplikacji skóra może zacząć się nieco lepić, jednak po jednym razie nie zauważymy żadnego tłustego czy innego filmu.

Zapach jest zniewalający, jednak dopiero kilkanaście sekund po rozpyleniu - wcześniej dosłownie śmierdzi alkoholem z racji posiadania go na pierwszym miejscu w składzie. Po upłynięciu tego czasu woń staje się cudowna - świeży, soczysty arbuz, z delikatną nutą chemii, co aż tak bardzo mi nie przeszkadza.


Głównym zadaniem mgiełki jest odświeżanie i tutaj sprawdza się świetnie! Otula ciało chłodnym, rześkim a zarazem mokrym na krótko powiewem, sprawiając, że czujemy ulgę - niestety tylko na chwilę. Efekt utrzymuje się bardzo krótko i ulatnia, bo już po kilku minutach nie czuć ani zapachu, ani odświeżenia. Niemniej jednak bardzo lubię ten spray, ponieważ każda aplikacja to przyjemność, a nawet pięć minut ochłody to coś wspaniałego w upalne dni.

Opakowanie dostanie 9 punktów - lekkie i poręczne, jednak zadarta naklejka nie jest fajna. Konsystencja - 10 - delikatna a zarazem intensywna, wspaniale otula chłodem :) Zapach - 9 - bardzo ładny, jednak trochę alkoholowy, miumo to świetnie odświeża. Działanie - 9 - świetnie odświeża, jednak na zbyt krótko. Ocena ogólna 9/10 - niezwykle przydatny kosmetyk na upały :)

wtorek, 19 czerwca 2012

Cóż za błysk! Avon Nailwear Pro Pink Radiance

Jeśli chodzi o różowe lakiery to całkowicie uległam i ten znienawidzony kolor stał się niemal ulubionym, co można ujrzeć przy paznokciowych postach. A że moja pierwsza próba z fioletowym Avonem jak najbardziej się powiodła, to różowy drobinkowiec był tylko kwestią czasu, a wszystko za sprawą Immenseness!

Avon Nailwear Pro Pink Radiance to niezwykle ładny odcień różowego, mianowicie fuksja z masą srebrnego shimmera, który swoją drogą nadaje lakierowi optyczną gładkość i błysk. Oczywiście zgodnie z nazwą nie tylko rzuca blaski (a także cienie ze względu na aplikację), ale również całkiem nieźle iskrzy.

Sama aplikacja nie sprawia większych trudności, ponieważ emalia jest lejąca i niezbyt gęsta i z racji tego świetnie się rozprowadza i nie zalewa skórek. Kryje bardzo w porządku, na zdjęciach jedna warstwa, chociaż warto byłoby dać drugą. Schnie koszmarnie, bo nawet po godzinie można było zdjąć go palcem! Zmywanie w normie, pozostawia shimmer na płytce i trzeba usuwać go za pomocą dodatkowego wacika.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Tubka podrażnień. Lovely Liquid Lip Balm With aloe vera and mentol

Dzisiaj chciałabym przedstawić produkt, który nagminnie kupuję, używam i denkuję już około dziesięciu miesięcy i pokazuję w comiesięcznych łupach i zużyciach z racji niesamowicie wysychających ust. Lovely Liquid Lip Balm With aloe vera and mentol, bo taka jest jego dokładna nazwa został moim ulubieńcem jeszcze przed powstaniem bloga, a teraz stał się tragedią ;/


Balsam zamknięty jest w stosunkowo dużej, bo aż dwunastomililitrowej tubce, która swoją drogą jest jak dla mnie dość wygodna. Całość wykonana z miękkiego plastiku może przy długim używaniu popękać na bokach i przy aplikatorze uniemożliwiającym precyzyjną aplikację - trzeba koniecznie pomagać sobie palcem, przez co dość sporo produktu się marnuje.

Szata graficzna jest w porządku - kilka wyrazów pisanych kursywą, trzy kolorowe paski oraz kwiatki. Całość utrzymana w zielonkawej tonacji. Tubka nie posiada naklejek poza jedną minimalną z datą ważności. Nie odkleja się ona z biegiem czasu, a i obrazki nie ścierają się zbytnio.


Produkt ma świetną konsystencję, która nie dość, że jest bardzo miękka i smarowna, to jeszcze pod wpływem ciepła delikatnie się rozpuszcza i wtedy idealnie wystarcza minimalna ilość na całe usta. Bywa to również minusem, ponieważ w czasie upałów staje się całkowicie płynny i można go zmarnować, a w zimie bardzo twardy i trudny w obsłudze :D

Dzięki zawartości mentolu niezwykle ładnie pachnie - świeżo, "chłodno", z lekka chemicznie, aczkolwiek nie przeszkadza mi to w stosowaniu balsamu. Niezwykle wyraźny jest mentol i chyba kamfora - zapach jednak szybko ulatnia się jak i ona sama :)


Balsam całkiem nieźle nawilża i natłuszcza usta, ale do czasu. Byłam mu wierna ponad rok, ale i w tym czasie działy się dziwne rzeczy. Na wargach pojawiały się krostki, podrażnienia i pieczenie, opuchnięcia itd. Myślałam, że to od ostrego jedzenia i nie przestawałam go używać, jednak teraz już wiem, że to istna tragedia.

Opakowanie oceniam na 6 - wygodne, jednak czasami pęka i ma tendencję do wypadania aplikatora. Konsystencja - 9 - świetna, bogata a zarazem lekka. Zapach - 8 - świeży, nienachalny, "chłodny". Działanie - 2 - dobrze nawilża, jednak podrażnia, wywołuje atak krostek i pieczenie. Ocena ogólna - 2/10. Produkt niezły, ale tylko dla osób z ustami odpornymi na mentol.

niedziela, 17 czerwca 2012

Szukajcie a znajdziecie, czyli nudne wyszukiwania

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami bardzo nędznymi wyszukiwaniami, dzięki którym trafiacie na bloga. W porównaniu ze słowami kluczowymi innych blogerek moje nie są bynajmniej zaskakujące, śmieszne lub obraźliwe, jednak dzięki nim wiem, o czym chcecie poczytać :)

radzę powiększyć

Dłonie:
eveline-profesjonalny peeling i maska-serum do rąk - postaram się szybko użyć i zrecenzować
maska i peeling do dłoni eveline - jak wyżej :)

Włosy:
 artiste oczyszczający - ale co? szampon? miałam i nie pokochałam
długie blond włosy - nie posiadam i nie mam zamiaru, lecz wiem, skąd to słowo kluczowe pochodzi :D
elfa pharm polska sp. z o.o w rossmanie - czasem można trafić na kosmetyki tej firmy
garnier szampon awokado - całkiem porządny myjak

Higiena intymna:
 intimea żel - wczoraj zużyłam pierwszą butelkę ;)

Inne:
odżywka do rzęs my secret - bardzo plącze rzęsy, więc używam jako żelu do brwi
pasta dentix - często chwytam przy okazji wizyt w Biedronce
próbki kosmetyków - ciągle je dostaje i uwielbiam zużywać


Jak widać największym powodzeniem cieszy się zestaw do dłoni od firmy Eveline, który dostałam w BlogBoxie i obiecuję, że na dniach wypróbuję :)

sobota, 16 czerwca 2012

Powłoka z mleka, czyli Eveline Scarlett 569

Nie zawsze mam ochotę na bardzo kolorowe lub ciemne lakiery do paznokci, w związku z czym posiadam również bladziochy. Jednym z nim jest mój ulubieniec oraz dzisiejszy bohater dnia - Eveline Scarlett 569, będący jednym z ładniejszych naturalnych odcieni.

569 to przepiękny odcień w stylu baby pink - absolutnie kremowy, "czysty", bledziutki (majtkowy) róż, elegancki i neutralny, nadający cudowny, mleczny kolor i optyczne wybielenie. Niezależnie od ilości nałożonych warstw wygląda bosko - elegancko i słodko.

Lakier nakładany na bazę w postaci odżywki rozprowadza się całkiem dobrze, jednak trzeba się spieszyć, bo mogą powstać zgrubienia i smugi. Do uzyskania zadowalającego efektu (jak na zdjęciach) wystarcza jedna warstwa. Minusem jest jednak czas wysychania tejże ilości - około 45 minut do uzyskania pełnej twardości i gładkości. Niemniej jednak dla efektu jestem w stanie to przecierpieć.

piątek, 15 czerwca 2012

Miękka landyryna! Mollon Matt Beauty - róż

Po bardzo miłej przygodzie z brązowym bratem landryny zdecydowałam się na piękny (niestety tylko w buteleczce) cukierkowy róż i bardzo się zawiodłam. Jednak ku przestrodze postanowiłam jednak notatkę dodać, abyście nigdy nie popełniły takiego błędu jak ja!

Mollon Matt Beauty to landrynkowy róż nieposiadający numerka, podobnie jak brąz z tej samej serii. Dzisiejszy bohater ma jednak wykończenie żelkowe, wyglądające bardzo wakacyjnie, lekko i słodko, a co za tym idzie - bardzo modny w obecnym sezonie.

Lakier rozprowadza się bardzo dobrze i przy dość wprawnej ręce całkiem precyzyjnie. Smugi zdarzają się bardzo rzadko i są słabo widoczne. Do pełnego krycia potrzebne są trzy warstwy, a i tak w niektórych miejscach widać prześwity. Pierwsza warstwa schnie szybko, bo tylko kilka minut, ale kolejne już w nieskończoność. Nawet po godzinie lakier jest miękki, pojawiają się zadarcia, rysy i dziury w lakierze, odciski i inne nieprzyjemne niespodzianki.

czwartek, 14 czerwca 2012

Zmiękczacz w sprayu. Marion Termoochrona Mgiełka chroniąca włosy przed działaniem wysokiej temperatury

Mimo, że obecnie nie używam prostownicy ani suszarki (a kiedyś robiłam to nagminnie i efekt w postaci zniszczonych włosów jest), uwielbiam stosować tę mgiełkę. Ilość zużytych opakowań tj. dwie buteleczki i trzecia dogorywająca jest chyba wystarczającą rekomendacją. Tak więc bez większych ceregieli - recenzja mgiełki chroniącej włosy przed działaniem wysokiej temperatury firmy Marion z serii Termoochrona.


Mgiełkę zamknięto w opakowaniu typowym dla kosmetyków tego typu - prostym, walcowatym, wygodnym i łatwym w obsłudze. Forma ta jest niezwykle wygodna - wystarczy zdjąć plastikową osłonkę, która bardzo szybko może się zgubić i nacisnąć atomizer kilkanaście centymetrów od włosów. Jeśli chodzi o widoczność ilości produktu pozostającego w butelce, to nie jest już tak bajeczna. Wykonana z ciemnoczerwonego plastiku jest nieprzejrzysta nawet pod światło.

Szata graficzna produktu jest przeciętna, niedrażniąca oka. Składa się z trzech naklejek pokrywających niemal całą powierzchnię opakowania. Pod wpływem częstego użytkowania nie odklejają się, nie tworzą pęcherzyków. Wszelkie informacje znajdują się na właściwych miejscach i nie ścierają się.


Produkt ma konsystencję zbliżoną do wody, jednak dzięki atomizerowi zamienia się w mgiełkę, ewentualnie lekki spray. Dzięki swojej formie rozprowadza się błyskawicznie - wystarczy prysnąć na włosy i gotowe. Wchłania się bardzo szybko i nie pozostawia kosmyków mokrych.

Zapach mgiełki jest bardzo przyjemny i lekki jak i ona sama, a ponadto dość nieokreślony. Woń jest "mokra", świeża i jakby lekko słodkawo-deszczowa. Zdecydowanie umila spryskiwanie, które i tak jest bezproblemowe. Nie sądzę jednak, żeby był naturalny - zdecydowanie z lekka zawiewa alkoholem, który oczywiście gości w składzie.


Lewa strona - włosy po zdjęciu gumki - splątane, napuszone i sterczące we wszystkie strony świata. Prawa strona - po jednorazowym spryskaniu i przeczesaniu szczotką.

Jak widać na powyższym zdjęciu mgiełka działa świetnie! Zmiękcza włosy i w 90% ułatwia rozczesywanie nie tylko poplątanych kosmyków, ale również uciążliwych kołtunów. Zapobiega elektryzowaniu się i sterczeniu na kilka godzin. Ponadto nie wysusza, nadaje gładkość i sprawie, że kłaki są przyjemnie sypkie.

Opakowanie oceniam na 8 - łatwe w użytkowaniu dzięki działającemu atomizerowi, jednak minus za nieprzezroczystość. Konsystencja - 9,5 - lekka, łatwo się rozprowadza, nie trzeba ponawiać aplikacji. Zapach - 8 - lekki i przyjemny, szkoda, że zawiewa alkoholem. Działanie - 9 - zmiękcza i zapobiega elektryzowaniu się włosów, a także pomaga rozplątać kołtuny. Ocena ogólna - 9/10. Świetny produkt w niskiej cenie, godny polecenia.

środa, 13 czerwca 2012

Kwiat lawendy. Avon Nailwear Pro Luxe Lavender

Jak już zapewne zdążyłyście zauważyć, dopadły mnie pastelowe lakiery w ilości sztuk kilka i w związku z tym motywem przewodnim dzisiejszego posta będzie fiolet. I to nie byle jaki, bo lawendowy! Avon Nailwear Pro Luxe Lavender, bo tak się nazywa, urzekł mnie od pierwszego wejrzenia.

Kolor lakieru jest - jakżeby inaczej - lawendowy! Mocno kremowy, jasny, lekko rozbielony, całkowicie pastelowy i bezdrobinkowy fiolet. Moim zdaniem to odcień idealny na wiosnę - dziewczęcy i niezwykle modny w tym sezonie!

Rozprowadza się bardzo dobrze i dokładnie - nie ma mowy o zalanych skórkach czy nierównomiernie rozłożonej emalii. Pędzelek odpowiedniej długości i szerokości, bardzo wygodnie się nim operuje. Idealnie kryje przy dwóch dość cienkich warstwach. Smugi praktycznie się nie pojawiają. Schnie w normie - pierwsza warstwa około pięciu minut, druga około dziesięciu, maksymalnie piętnastu.


Mnie zarówno lakier, jak i trend na pastele bardzo się podoba i jestem pewna, że jeszcze nie raz pomaluję paznokcie na lawendowo!

wtorek, 12 czerwca 2012

Hikki dostała BlogBoxa!

Z przyjemnością oznajmiam, że dzisiaj w godzinach przedpołudniowych otrzymałam paczkę zwaną BlogBox! Jestem zdziwiona, że tak szybko dotarła, ale też niezmiernie szczęśliwa, bo produkty, które wiwi89 z bloga To, co kobiety lubią najbardziej umieściła w pudełku są w pełni dostosowane do moich potrzeb! Tak więc dziękuję Ci bardzo i zapraszam Was do oglądania.


Jak widać na powyższym zdjęciu dziewczyna spisała się na medal! Balsam do ciała akurat wczoraj mi się skończył, krem do rąk jest dogorywający, a tak pięknego koloru błyszczyka jeszcze nigdy nie miałam! Naprawdę wszystko idealnie trafia w mój gust!


Soraya, Mleczko do ciała, Sceniczne, Silnie ujędrniające, Anti-Ageing, 25+ - do osiągnięcia wieku lat dwudziestu pięciu sporo mi brakuje, jednak cellulit i niezbyt jędrna skóra dają o sobie znać. Sama prawdopodobnie nigdy bym go nie kupiła, ale wygląda bardzo obiecująco i ma dobre oceny na KWC! Ponadto opakowanie jest naprawdę duże, bo aż 400ml i mam nadzieję, że wystarczy na długo.


Lirene, Dermoprogram, Skóra sucha, Krem ochronny - daktylowy - o tych kremach słyszałam wiele dobrego i prawdopodobnie w dalekiej przyszłości kupiłabym go, lecz wiwi89 wyręczyła mnie w tym. Produkt ma ładną szatę graficzną, poręczną tubkę oraz bardzo przyjemny zapach.


Max Factor, Max Effect Gloss Cube, 01 Soft Rose - jestem bardzo zadowolona z faktu, że w moim boxie znalazł się błyszczyk w tym kolorze i tej marki. Sama zapewne nigdy nie zwróciłabym uwagi, ale i tak już go polubiłam. Ma bardzo delikatny kolor, właściwie tylko nadaje ustom lekko mleczny wygląd. Ponadto nie klei się i nie wysusza po pierwszym użyciu. Opakowanie wygląda bardzo profesjonalnie!


Eveline, Hand&Nail Therapy Professional, Profesjonalny peeling do rąk oraz profesjonalna maska-serum do rąk - kolejny produkt do rąk i do tego niezwykle interesujący głównie przez swoją formę. Ma za zadanie zapewniać dłoniom natychmiastowy ratunek i efekt niewidzialnych rękawiczek. Mam nadzieję, że dobrze się spisze.


Jak widać na powyższym zdjęciu dostałam aż sześć próbek! Znalazły się tam kremy do twarzy - Vichy Normaderm i Idealia, Garnier Vital Restore, Yves Rocher Sebo Specific Ultra Mat oraz żel pod prysznic Adidas for Woman Hydrating Shower Gel Micro Pearls Exfoliating - Smooth.

Jestem bardzo zadowolona z zawartości mojego pudełka i wszystko chętnie przetestuję!