środa, 3 grudnia 2014

Yankee Candle #3 - Lake Sunset | Waikiki Melon

Kilka miesięcy temu opublikowałam dwie notatki dotyczące czterech wosków Yankee Candle. W tak zwanym międzyczasie (czytaj: na wakacjach) odkryłam dwa kolejne, o których dziś co nieco napiszę. Muszę przyznać, że oba zapachy przypadły mi do gustu i bardzo lubię ich używać. To byłoby na tyle tytułem wstępu, zapraszam na część właściwą :) 


Lake Sunset [klik] - nie mam pojęcia jak i czy właśnie tak pachnie zachód słońca nad jeziorem, ale aromat wosku bardzo mi się podoba. Bije od niego ciepłe, wieczorne, letnie powietrze. To lekki zapach, przyjemny, ciepły, bardzo relaksujący. Mój nos wyczuwa słodki powiew, ale nie przytłaczający ani ulepkowaty. Bardzo polecam, zarówno na lato, jak i na jesień w ramach środka odprężającego ;)


Waikiki Melon [klik] - zapach melona i pomarańczy jest wręcz powalający, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Niezwykle świeży, soczysty, owocowy, orzeźwiający. Nie jest przytłaczający, nie zalatuje środkami do czyszczenia toalet. Idealny na każdą porę roku :)

Jakie woski polecacie? Znacie któryś z tych?

środa, 26 listopada 2014

Trzecie urodziny bloga!

Dokładnie trzy lata temu założyłam tego bloga. Tak, trzy lata! Nigdy nie przypuszczałam, że będę mogła pochwalić się tak długim blogowym stażem. Wiem, że wiele z Was założyło blogi na długo przed moim, ale dla mnie trzy lata to bardzo, bardzo długo. Prowadzenie bloga, czasem mniej, czasem bardziej regularne, jest dla mnie prawdziwą odskocznią od codzienności i miejscem, w którym mogę podzielić się swoimi opiniami, zdjęciami oraz wieloma innymi sprawami. Przyznaję szczerze i bez bicia, że piszę głównie dla siebie, a to, że chcecie czytać moje posty jest dla mnie bardzo miłe i motywujące :)
Dziękuję więc wszystkim osobom, które odwiedzają Hikki Beauty, komentują lub nie, ale wiem, że istnieją. 
Po trzech latach życzę sobie jedynie, aby mój blog istniał przez kolejne lata i mam nadzieję, że tak właśnie będzie. 

 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Bell BB Cream Lightening 7in1 Eye Concealer

Kiedyś korektor choć był mi potrzebny, nie zaliczał się do kosmetyków koniecznych. Kilka miesięcy temu przekonałam się jednak, że moja cera wygląda o wiele lepiej z tym kosmetykiem niż bez niego. Przez długi czas stosowałam bardzo dobry kamuflaż Alverde, ale kiedy dobił dna, postanowiłam poszukać czegoś łatwiej dostępnego i możliwie dającego jeszcze lepszy efekt. Szukałam, szukałam i znalazłam Bell BB Cream Lightening 7in1 Eye Concealer, który pokochałam od pierwszego użycia i nie mam zamiaru się z nim rozstawać!


Korektor, jak wygląda, każdy widzi. Ma lekkie, plastikowe opakowanie ze zdejmowaną nakrętką, która trzyma się bardzo dobrze i nie spada, jednak nie trzeba się siłować. W chwili zakupu korektor dodatkowo znajduje się w kartoniku opatrzonym wszelkimi potrzebnymi informacjami. Opakowanie mieści 5ml korektora, które u mnie bardzo szybko się kończą. Dolna część plastikowego opakowania służy do wykręcania kosmetyku, który wydostaje się na zewnątrz dzięki pędzelkowi.


Dzięki części do kręcenia możemy kontrolować ilość wydostającego się produktu. Pędzelek jest dość sztywny i służy mi jedynie do nałożenia kosmetyku w odpowiednie miejsce, później i tak rozcieram go palcami. Ma lekką konsystencję, bezproblemowo się rozprowadza i pozostaje zupełnie niewyczuwalny na skórze.  


W ofercie są dwa odcienie. Ja posiadam jaśniejszy, 010 Light. Jest to bardzo ładny, jasny beż bez różowych tonów. Idealnie stapia się ze skórą i jest niewidoczny. Nie ciemnieje w miarę upływu godzin. Używam go głównie na wypryski i przebarwienia, które po nałożeniu stają o wiele mniej widoczne, a cienie pod oczami jaśniejsze. Dodatkowo korektor ma SPF15 i jest to duży plus dla producenta. Nie podrażnia i nie zapycha mimo codziennego stosowania.

Z korektorem polubiłam się bardzo mocno, zużyłam już dwa opakowania. Na plus kolor, konsystencja i efekt końcowy. Jedynym minusem jest mała wydajność. Nie zmienia to jednak faktu, że mam zamiar kupować go już zawsze.

Znacie ten produkt? Jakie są Wasze ulubione korektory? 

sobota, 22 listopada 2014

Bohater zaginiony w akcji. Gosh 549 Holographic Hero

O tym, że uwielbiam wszelkiego rodzaju holograficzne lakiery wiadomo nie od dziś. Kilka miesięcy temu do mojej niewielkiej kolekcji emalii dołączył Gosh 549 Holographic Hero, do którego podchodziłam wiele razy, a dopiero wczoraj zdecydowałam się nałożyć go na wszystkie paznokcie. Lakier jest srebrny, wypełniony po brzegi holograficznymi drobinkami, które tworzą gładką taflę. W świetle sztucznym i słońcu mieni się tęczowo i intensywnie. W Internecie wiele zdjęć pokazuje, jak mocny efekt potrafi dawać. Emalia jest bardzo rzadka i trzeba spieszyć się z aplikacją, gdyż rozlewa się na skórki i szybko zastyga. Trochę smuży, schnie średnio. Na zdjęciach mam dwie warstwy. Bez top coatu błyskawicznie się ściera, dlatego nałożyłam warstwę Seche Vite. Ogółem efekt nie zadowala mnie (nierówne krycie, prześwity), chyba po prostu ten produkt nie jest dla mnie stworzony.


Lakier jest bardzo ładny, tęczowy, intensywny efekt przypadł mi do gustu. Trudności przy aplikacji są nieco zniechęcające. Chętnie oddam, może akurat u kogoś sprawdzi się lepiej niż u mnie :)

Lubie holo? Jakie najbardziej? A może taki efekt w ogóle się Wam nie podoba?    

czwartek, 30 października 2014

Zużycia wrześniowo - październikowe

Dawno nie pisałam na blogu żadnej notatki, wena uleciała i za nic nie chciała wrócić. Dzisiaj jednak przybywam z wrześniowo - październikowymi zużyciami. Nie ma tego zbyt dużo, ale w tej gromadce jest kilka naprawdę świetnych kosmetyków, które warto poznać, więc zapraszam do czytania i oglądania :)


Nectar Of Nature, Enveloping Shower Cream With Polyfloral Honey - całkiem przyjemny kosmetyk w niskiej cenie, łatwo dostępny (Carrefour) i przyzwoicie działający. Konsystencja niezbyt gęsta, ale nie wodnista. Żel pienił się raczej słabo i nie należał do bardzo wydajnych. Zapach polnych kwiatów i miodu z nieco sztuczną, wybijającą się nutą nie był może mistrzostwem świata, w sumie był nawet przyjemny, chociaż pod koniec stał się lekko duszący. Nie podrażnił skóry, nie wywołał żadnych niepożądanych skutków. Nie był drogi, zapłaciłam za niego około pięciu złotych i myślę, że warto wypróbować, chociaż jest wiele innych, dużo lepszych kosmetyków.

Nivea, Stress Protect, Anti-perspirant w sprayu - bardzo lubię antyperspiranty w sprayu za łatwość aplikacji i to, że zaraz po można się ubrać. Akurat ten sprawdził się całkiem nieźle, chociaż do zadowalającej mnie ochrony mu daleko. Wilgoć pod pachami nie została pohamowana, jedynie trochę zmniejszona, ale brzydki zapach nie był wyczuwalny. Ogółem sprawdził się lepiej niż Lady Speed Stick, ale będę szukać dalej, aż znajdę coś naprawdę zadowalającego. 

Le Petit Marseillais, Mleczko nawilżające, Bardzo sucha skóra - nieczęsto udaje mi się trafić na kosmetyk, który nawilży skórę w zadowalającym stopniu, a jednocześnie będzie lekki i nie pozostawi na ciele nieprzyjemnego filmu. Mleczko LPM sprawdziło się naprawdę dobrze. Nawilżało całkiem nieźle, nie pozostawiało jakiegokolwiek filmu. Skóra nie była bardzo odżywiona, ale całkiem zadowalająco. Zapach produktu był przyjemny, nieduszący i po pewnym czasie znikał, co mi bardzo odpowiadało.

   
Przepisy Babci Agafii, Maska do włosów jajeczna odżywcza - byłam bardzo ciekawa tego produktu i wiązałam z nim spore nadzieje. Maska działała dobrze, jednak nie zauważyłam efektu wow. Po każdym użyciu włosy były miękkie i błyszczące, ale zbyt lekkie. Kosmetyk w ogóle nie dociążał włosów, co w moim przypadku jest konieczne. Maseczka miała rzadką, lejącą konsystencję i przyjemny, lekko ciasteczkowy zapach. Była wydajna, wystarczyła mi na trzy i pół miesiąca. Raczej nie kupię jej ponownie, ale polecam wypróbować.

Love2MIX Organic, Organiczny szampon regeneracyjny z efektem laminowania do włosów zniszczonych "Ekstrakt z mango i awokado" - chyba nigdy wcześniej żaden szampon nie zadziałał tak, jak ten. Zauważalnie wygładzał włosy i oczyszczał bez najmniejszego wysuszania. Czupryna była cudownie miękka i gładka zwłaszcza po kilku pierwszych użyciach, pod koniec butelki włosy chyba się przyzwyczaiły i nie chciały być tak gładkie jak na początku. Niemniej jednak efekt był zadowalający. Zapach produktu to sok o smaku multiwitamina, naturalny, bez grama sztuczności. Myślę, że kiedyś skuszę się na drugą butelkę.

Marion, Nature Therapy, Kąpiel odbudowująca - kupiłam głównie z ciekawości i w sumie nie liczyłam nawet, że kosmetyk da jakikolwiek efekt. Kąpiel albo nie zadziałała albo tego nie zauważyłam. Opakowanie wystarczyło mi na sześć lub siedem użyć. Włosy ani nie stały się miększe ani bardziej błyszczące. Zapach, który w założeniu miał być malinowy, koło malin nawet nie stał. Był chemiczny, kwaskowo - owocowy, nie utrzymywał się na włosach. Na pewno nie kupię ponownie.

  
Mixa, Lipidowy krem do rąk, Regeneracja - okazał się być naprawdę dobrym kosmetykiem. Nie był idealny - pozostawiał na skórze trudny do określenia film, który mi przeszkadzał, jednak dla efektu miękkiej i odżywionej skóry byłam w stanie to przecierpieć. Z nieznanego powodu łuszczyła mi się skóra na opuszkach, poza tym skóra była sucha i wyraźnie potrzebowała pomocy. Krem zauważalnie pomógł, zregenerował, odżywił i zmiękczył. Był wydajny, na jedną aplikację wystarczyła odrobina. Możliwe, że kiedyś kupię go ponownie. 

BeBeauty, Balsam do stóp i paznokci - cudów nie ma, tyłka nie urwał (może to i dobrze, w końcu to kosmetyk do stóp a nie do innych części ciała), ale działał całkiem przyzwoicie. Przy regularnym stosowaniu skóra stała się bardziej nawilżona i miększa. Krem szybko się wchłaniał, miał całkiem przyjemny zapach. Nie wiem, czy kupię go znowu, ale to możliwe, ponieważ kosztuje tylko około 3zł.  

Farmona, Sweet Secret, Kokosowy krem do rąk i paznokci - miniaturka o pojemności 30ml, idealna do torebki. Zapach naturalny, przyjemny, słodki, aromat świeżego kokosa i bananów. Jeśli chodzi o nawilżenie, było bardzo przeciętne. Nie kupię go ponownie, wolę kosmetyki, które działają bardziej zauważalnie. 


Alverde Camouflage 002 Beige - używałam go namiętnie przez ponad rok, aż w końcu niestety się skończył. Całkiem nieźle tuszował cienie pod oczami oraz krostki, przebarwienia i inne niespodzianki. Dzięki jasnemu kolorowi nie odcinał się od skóry, ładnie się z nią stapiał i utrzymywał bardzo długo. Nie ciemniał, nie wysuszał skóry ani nie powodował żadnych innych działań niepożądanych. Myślę, że kiedyś kupię drugie opakowanie.

Bell, BB Cream Lightening 7 in 1 Eye Concealer - genialny! Tak bardzo przypadł mi do gustu, że teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia! Już kupiłam i używam drugie opakowanie. Niezwykle lekki, bardzo jasny, świetnie dopasowuje się do koloru skóry. Delikatnie rozjaśnia i rozświetla, mimo że nie posiada żadnych drobinek. Świetnie sprawdza się zarówno pod oczami, jak i na do tuszowania przebarwień i krostek. Nie zakrywa ich całkowicie, ale sprawia, że są mniej widoczne. Utrzymuje się na skórze przez cały dzień. czego chcieć więcej? Absolutnie uwielbiam!
...........

 

Playboy, Play It Pin Up, Body Mist - bardzo lubiłam i często używałam.Mgiełka miała cukierkowy, ale nieprzesadnie słodki zapach, który utrzymywał się na skórze przez kilka godzin. Nie była dusząca, nie wywoływała bólów głowy. Dodatkowo była bardzo wydajna, zużyłam z przyjemnością. 

Ziaja, Liście Manuka, Żel z peelingiem oczyszczający pory na dzień/na noc - dawno nie trafiłam na tak dobrze działający żel. Świetnie oczyszczał i wygładzał skórę bez wysuszania. Nie wywołał podrażnień ani uczulenia. Działanie peelingujące było idealne na co dzień, ani za mocne, ani za lekkie. Jak dla mnie idealny kosmetyk do codziennego stosowania. Obecnie używam wersji bez peelingu i sprawdza się równie dobrze. Myślę, że do tego też kiedyś wrócę

Babydream, Sonnencreme 50+ - naprawdę dobry kosmetyk, którego używałam przez całą późną wiosnę i lato przez dwa lata z rzędu. Działanie przypadło mojej cerze do gustu, bo przez cały okres używania nie miałam żadnych podrażnień spowodowanych działaniem słońca. Nie wysuszał skóry, nawet nieco ją nawilżał, nie zapychał. Jedyne co mi się w nim nie podobał to to, że dość długo się kleił na skórze i sprawiał, że błyszczała jak posmarowana olejem. Nie udało mi się go zużyć, był piekielnie wydajny, ale przeterminował się i czas się z nim pożegnać.

Acnefan, Krem do pielęgnacji cery trądzikowej - co tu dużo mówić, kolejne zużyte opakowań, trudno zliczyć które. Moja cera uwielbia ten krem! idealnie matuje na cały dzień, wygładza skórę i nadaje jej miękkości. Nie zapycha i nie podrażnia. Gorąco polecam!

Tak właśnie prezentują się zużycia z ostatnich dwóch miesięcy. Znacie może któryś z tych kosmetyków? :)      

 

wtorek, 14 października 2014

Schwarzkopf Essence Ultime Omega Repair - Conditioner / Shampoo

Typowo drogeryjne szampony czy odżywki do włosów kupuję rzadko. Jakiś czas temu przerzuciłam się na inne kosmetyki, np. szampony bez silikonów, jednak po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na temat linii Essence Ultime od Schwarzkopf współtworzonej z Claudią Schiffer, postanowiłam zaryzykować i nabyłam drogą kupna szampon oraz odżywkę Omega Repair. Obu kosmetyków używam od ponad miesiąca, wyrobiłam sobie o nich zdanie i myślę, że mogę o nich napisać :)


Zarówno szampon, jak i odżywka zapakowane są w profesjonalnie wyglądające, płaskie butelki o pojemności 250ml. Bardzo ładnie wyglądają na półce, połączenie bieli ze złotem bardzo mi się podoba. Umieszczone na szczycie nakrętki na "klik" sprawdzają się naprawdę dobrze, nie otwierają się samoistnie. Butelki nie są przezroczyste, pod światło też słabo widać poziom zużycia, ale nie jest to dla mnie mankament. 

Szampon ma perłowy kolor, dość gęstą, klejącą konsystencję i świetnie się pieni. Do umycia włosów potrzeba naprawdę niewielkiej ilości. Bardzo dobrze się rozprowadza i łatwo spłukuje. Porządnie oczyszcza włosy, nie wysusza ich ani nie plącze. Wręcz przeciwnie, szampon zauważalnie wygładza, co oczywiście jest sprawką silikonów, ale muszę przyznać, że efekt mi się podoba. Sprawia, że włosy są nieco bardziej sypkie i lepiej się układają. Nie przyspiesza przetłuszczania, nie podrażnia. Ponadto ma piękny, choć odrobinę duszący zapach drogich perfum, który utrzymuje się na włosach nawet do dwóch dni po umyciu. Jest bardzo wydajny. Podsumowując, jestem na tak, chociaż wolę szampony bez silikonów. Ten zużyję z przyjemnością i kto wie, może jeszcze kiedyś się na niego skuszę.

Odżywka ma biały kolor i nie jest zbyt gęsta, co ułatwia jej aplikację. Podobnie jak w przypadku szamponu, dobrze się rozprowadza. Ma lekką konsystencję. Sprawia, że włosy są gładkie, miękkie, błyszczące i dużo lepiej się układają. Wydajność nie jest zbyt powalająca, ale wybaczam :) Bardzo polubiłam jej działanie, ale szkoda, że nie dociąża włosów. Są jedynie nieco mniej spuszone niż zazwyczaj. Jeśli więc chodzi o odżywkę to moim zdaniem jest bardzo dobra i z pewnością kupię drugie opakowanie, gdy to mi się skończy.

  po lewej szampon, po prawej odżywka

Duet bardzo przypadł mi do gustu, jednak wolę używać ich oddzielnie, z inną odżywką lub szamponem. Polecam, szczególnie ze względu na gładkość i zapach.

Znacie produkty Omega Repair? Polecacie?

piątek, 3 października 2014

My Secret Nail Polish 203 Baby Pink

Ostatnio My Secret wypuściło tak wiele nowości, że nie wiem, na co się zdecydować. Póki co skusiłam się na jeden lakier i dzisiejszy post będzie właśnie o nim. 203 Baby Pink to dokładnie taki odcień, jak się nazywa, idealny baby pink. Bardzo jasny róż, rozbielony, przypomina truskawkowy jogurt. Wygląda dziewczęco, niewinnie i delikatnie, a zarazem elegancko. W kwestiach technicznych - równo przycięty pędzelek, niezbyt szeroki (tak bardzo przyzwyczaiłam się do szerokich pędzli Essie, że teraz wszystkie inne są dla mnie zbyt wąskie :D). Lakier ma odpowiednią konsystencję, nie rozlewa się, ale też nie jest bardzo gęsty. Smuży przy pierwszej warstwie, kryje w pełni przy trzech. Schnie w miarę przyzwoicie, jednak wspomogłam się Seche Vite. Efekt końcowy mi się podoba, może i nie jest to zbyt wyszukany odcień, ale brakowało mi takiego w mojej niewielkiej kolekcji :)  


Kupiłyście już którąś z nowości My Secret? Macie, lubicie tego typu kolory?

środa, 1 października 2014

FotoMix #20 [05.09 - 01.10]

Jak ten czas szybko leci! Wrzesień minął mi w okamgnieniu pod znakiem powrotu do nauki i znajomych oraz powolnego przyzwyczajania się do coraz zimniejszych poranków. Nie narzekam jednak - każdy dzień cieszy mnie tak samo mocno, jeśli nie bardziej. Jestem naprawdę szczęśliwa i tego będę się trzymać. Tymczasem zapraszam do obejrzenia kilku ujęć z września :)


1. Nie raz i nie dwa pisałam już, że uwielbiam obserwować wszelkie kolory, jakie pojawiają się na niebie. Szczególnie urokliwe są wszelkie odcienie różu, przynajmniej dla mnie :)
2. Brzoskwiniowy szał, czyli cała skrzynka przepysznych owoców przywiezionych od znajomych. Bardzo lubię, szczególnie gdy są, twarde i słodkie.
3. Essie znów na paznokciach. Do mojej kolekcji nareszcie dołączył idealny półtransparentny nudziak - Vanity Fairest. Kolejna pozycja z mojej jesiennej wishlisty zdobyta!
4. Kolejny Essiak, tym razem Bahama Mama. Genialny na jesień, polecam!
5. Od zawsze kocham motyw renifera na wszystkim. W second handzie upolowałam t-shirt z nadrukiem widocznym pośrodku kolażu. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba!
6. Moje włosy w słońcu wyglądają właśnie tak, jak na zdjęciu - kolor jest całkiem ładny ;) Oczywiście w stu procentach naturalny.
7. Jeśli nie różowe, to pomarańczowo - czerwono - błękitne. Zachody słońca są niesamowite.
8. Selfie, bo od czasu do czasu trzeba pokazać twarz :D
9. Suszone jabłka to jedna z lepszych zdrowych przekąsek na długie wieczory. Szerze polecam!

A Wam jak minął wrzesień? Przyzwyczajcie się do pogody?  

środa, 24 września 2014

Balea Professional After Sun Haarol

Serum na końcówki to w pielęgnacji moich włosów jeden z podstawowych kosmetyków. Używany regularnie sprawia, że mniej się rozdwajają, a wizualnie wyglądają na zdrowsze. Wiadomo, że kosmetyki tego typu nie naprawią szkód - konieczne jest obcięcie - ale chronią zdrowe końcówki przed zniszczone. Jest to drugie mojej włosowej "karierze" serum zabezpieczające i drugie firmy Balea. Używam go od czterech miesięcy i wypadałoby o nim co nieco napisać, zwłaszcza że sprawdza się bardzo dobrze :)


Balea Professional After Sun Haarol zapakowano do plastikowej buteleczki o pojemności 75ml, wyposażonej w praktyczną pompkę, którą można zablokować. Sprawdza się naprawdę dobrze, nigdy się nie zacięła. Na opakowaniu mamy dużą naklejkę, jednak na boku jest niezaklejone miejsce, więc widać poziom zużycia.
Serum ma płynną, oleistą konsystencję. Nie jest ani za rzadkie, ani za gęste. Ze względu na zawarte w nim silikony jest też bardzo śliskie i bezproblemowo aplikuje się na włosy. Nie tłuści ubrań, szybko się wchłania. Do pokrycia końcówek używam ilości wydobytej po dwóch - trzech przyciśnięciach pompki. Kosmetyk ma przyjemny, kosmetyczno - migdałowo - kokosowy zapach, który utrzymuje się na włosach przez co najmniej kilka godzin.

   
Serum wygładza końcówki, nadaje im miękkości i blasku. Włosy przeczesane dłońmi pokrytymi odrobiną kosmetyku są ujarzmione, mniej się puszą i lepiej układają. Chroni przed uszkodzeniami mechanicznymi. Wiadomo, że w magiczny sposób sklei końcówki, bo to niemożliwe, ale stosowane po każdym myciu sprawia, że jakiś procent włosów się nie rozdwoi. Ponadto nie obciąża włosów o ile nie przedobrzymy z ilością. Jest to olejek "po słońcu", ale nie używałam go w tym celu. Ogółem produkt sprawdza się u mnie bardzo dobrze, jest bardzo wydajny i używam go z przyjemnością oraz korzyścią dla zdrowia włosów.

W jaki sposób zabezpieczacie końcówki? Macie jakieś sprawdzone preparaty?

wtorek, 9 września 2014

Nail Polish Confidential TAG

Ten tag pojawił się na blogach już bardzo dawno i szczerze mówiąc, całkowicie o nim zapomniałam. Zobaczyłam go jednak na blogu Tosiakowo i postanowiłam zrobić go u siebie. Trochę trudno było mi wybrać lakiery do tego tagu, ale w końcu się udało i oto jest, Nail Polish Confidential TAG! Może wśród moich okazów znajdziecie taki, który posiadacie, więc zapraszam :)


Zdecydowanie najstarszy w mojej kolekcji - Essence Vampire's Love Into The Dark :) Kupiłam go 1 grudnia 2011 roku. Oczywiście nie jest to mój pierwszy lakier, jaki kiedykolwiek kupiłam, po prostu ten w mojej kolekcji jest najstarszy. Kiedyś go uwielbiałam, teraz już nawet nie używam, pożyczam znajomym. Ogółem lakier sprawuje się dobrze i daje bardzo ładny efekt, jednak przestał mi się podobać na moich paznokciach. 

  
Mój najnowszy lakier, czyli Essie Mint Candy Apple kupiłam jeszcze w lipcu, a przez cały sierpień nie popełniłam żadnego zakupu. To mięta idealna, do tego ma świetną konsystencję i po prostu go uwielbiam! 



Najdroższy? Oczywiście Essie Fiji! Powinien stanąć w tym miejscu wraz z Demure Vix tej samej marki, ale zapomniałam zrobić mu zdjęcie. Zapłaciłam za niego dokładnie tyle, ile te lakiery kosztują w Hebe bez promocji. Nie żałuję jednak ani jednej wydanej na niego złotówki, bo to jeden z moich ulubionych lakierów. Uwielbiam w nim wszystko - kolor, konsystencję, trwałość. Polecam!



Moim najtańszym lakierem jest Miyo Provocation. Kupiłam go za około 3.5zł i mimo tak niskiej ceny jest naprawdę świetny. Kolor jest bardzo intensywny, kryje po dwóch warstwach, dość szybko schnie. Oprócz tego miałam kilka innych równie tanich i dobrych Miyo, ale oddałam, bo mi się znudziły :)


Na powyższym zdjęciu widzicie moje tanie perełki :) Pierwszy z nich to p2 Volume Gloss w odcieniu Business Woman, który w przeliczeniu na złotówki kosztuje około 13zł. Może i nie jest to najniższa cena, ale każda z nas zna dużo droższe. Drugi to złoty piasek Lovely Snow Dust Nr 1, za który zapłaciłam około 6 - 7zł. Trzeci i ostatni to mój ukochany żuczek - Miss Sporty Metal Flip Fiery Blaze zakupiony za około 8zł. 


Najgorszym lakierowym zakupem był Essence Black And White White Hype. Na blogach efekt bardzo mi się podobał, półmatowa biel przypadła mi do gustu. Niestety, strasznie smuży, maże się, nie schnie i nierównomiernie kryje, dlatego nawet go nie używam. Spróbowałam dwa razy i nie mam zamiaru robić tego więcej.


Jeśli miałabym wybrać trzy ulubione lakiery, to byłyby te pokazane na powyższym zdjęciu plus Essie Fiji jako czwarty. Tart Deco to idealny pomarańcz, zarazem nieco pastelowy i neonowy. Stylenomics jest moim pierwszym lakierem tej firmy i ulubionym z całej lakierowej kolekcji. Trzeci to Colour Alike Ja pierniczę!, genialny brąz z masą holograficznych drobinek. Uwielbiam wszystkie trzy i bardzo polecam!

Znacie któryś z tych lakierów? Zrobicie/zrobiłyście u siebie ten tag? Jeśli nie to zapraszam!

czwartek, 4 września 2014

FotoMix #19 [05.08 - 04.09]

Czas na kolejne podsumowanie w zdjęciach! Długo zbierałam się do napisania tego posta, więc nie będę przedłużać, zapraszam do oglądania i czytania :)


1. Uwielbiam nektarynki o ile są dojrzałe i twarde. Mogłabym je jeść na okrągło!
2. Uważam Enej za jeden z najlepszych polskich zespołów. Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości, gdy mogłam posłuchać ich i popatrzeć na żywo!
3. Wakacje u dziadków mają wiele plusów, np. piekarnię kilkadziesiąt metrów od mieszkania. To świetne uczucie gdy można kupić świeże, pachnące pieczywo nawet o 22 :) A do tego aromat rozchodzi się po całym osiedlu.
4. Powoli zaczynam być dumna ze swoich włosów. Wyglądają coraz lepiej i nareszcie mają przyzwoitą długość!
5. Powiało jesienią. Bardzo lubię tę porę roku z wielu powodów i nie mam zamiaru narzekać o ile nie będzie ciągle padał deszcz. Póki co ciągle świeci słońce :)
6. Ulubiony ostatnio t-shirt. Kocham psy i koty, więc jest idealny. Do nabycia w Croppie.
7. Wszystkie moje bransoletki z koralików. Jeszcze niedawno nie miałam ani jednej, a teraz nie mogę się bez nich obejść. 
8. Jeśli codziennie będę widzieć promienie słońca wpadające przez okno to mogę nawet wcześnie wstawać a później czekać na zachody!
9. Jak mówiłam, tak zrobiłam, zamówiłam i mam :) Bardzo mi się podobają, na żywo są jaśniejsze. 

Przy okazji chcę Was zachęcić Was do pomocy bezdomnym kotom. Wystarczy umieścić baner na blogu - są różne wzory i wielkości, a znajdziecie je tutaj - KLIK. To taki mały gest a może wiele zdziałać. Ja już mam w kolumnie po prawej stronie, a Wy? :)

 

niedziela, 31 sierpnia 2014

Zużycia czerwcowo - lipcowo - sierpniowe

Najwyższy czas opublikować wpis zużyciowy, tym razem z trzech miesięcy. Nie ma tego nie wiadomo jak dużo, ale pokazuję, bo nie mieszczą mi się u kartonie na puste opakowania. Koniec gadania, pora na prezentację!


Original Source Lemon & Tea Tree Shower - nie od dziś wiadomo, że żele OS są moimi ulubionymi (oczywiście zaraz po rabarbarowym Kamill). Wersja cytrynowo - herbaciana idealnie sprawdzała się szczególnie w upały. Zapach był bardzo świeży, nie przypominał woni płynu do mycia naczyń. Konsystencja żelowo - galaretkowa, świetnie się pieniąca. Wydajność przeciętna, jednak dzięki silikonowemu ogranicznikowi w nakrętce nie wylewało się za dużo produktu. Robił to, co do niego należało - oczyszczał i odświeżał ciało bez wysuszania. Ogółem żel przypadł mi do gustu podobnie jak i inne tej firmy.

Le Petit Marseillais Kwiat pomarańczy Kremowy żel pod prysznic - po zużyciu tego produktu stwierdzam, że żele LPM mogłyby na stałe zagościć na mojej łazienkowej półce. Bardzo podoba mi się design opakowań. Jeśli o sam żel chodzi, sprawdził się się bardzo dobrze. Skóra po użyciu była dobrze oczyszczona, miękka, nie zauważyłam wysuszenia skóry. Zapach średnio mi się spodobał, nie mam pojęcia, czy kwiat pomarańczy pachnie właśnie tak. Ogółem był to całkiem przyjemny aromat, nieduszący, ale nie należał do najpiękniejszych. Żel dobrze się pienił, wydajność całkiem w porządku. Myślę, że kiedyś skuszę się na inne wersje zapachowe.


Nivea Odżywka odbudowująca Long repair - moim zdaniem jedna z lepszych typowo drogeryjnych odżywek. Naprawdę dobrze wygładza i odżywia włosy. Nieważnie, z jakim szamponem jej użyłam, czupryna była miękka, błyszcząca, mniej spuszona. Produkt miał gęstą, bogatą konsystencję, niewielka ilość wystarczyła do pokrycia całości. Zapach przyjemny, jak dla mnie kosmetyczno - fryzjerski. Podejrzewam, że kiedyś skuszę się na kolejne opakowanie.

BabyDream Shampoo - zużyłam już tyle opakowań, że mówi to samo za siebie. Moje włosy uwielbiają ten szampon! Jest bardzo delikatny, nie wysusza ich ani skóry głowy, zmywa kurz, pot, wszelkie zabrudzenie, a także oleje. Włosy po jego użyciu są miękkie i splątane, czemu zaradzi każda odżywka. Przyjemnie pachnie. Niestety jest niewydajny, rzadki, ale jestem w staniu mu to wybaczyć. Obecnie nie mam go na półce, ale wkrótce to nadrobię, lubię go mieć, bo zawsze się przydaje :)

  
Garnier Intensywna pielęgnacja suchej skóry Ochronny krem do rąk - używałam go mniej więcej dwa miesiące temu i szczerze mówiąc, średnio pamiętam jego działanie. Z pewnością nie zaszkodził skórze, wręcz przeciwnie. Nawilżał i odżywiał ją, jednak nie było to nic zachwycającego ani mocnego. Wchłaniał się dosyć szybko, był całkiem wydajny, miał przyjemny zapach. Nie kupię go ponownie, będę szukać czegoś lepszego.

Green Pharmacy Krem do rąk - aloes / jaskółcze ziele - przyznaję, kupiłam je tylko dlatego, że były tanie, około czterech złotych za tubkę o pojemności 100ml i nie liczyłam, że zdziałają cuda, co oczywiście nie nastąpiło. Miały podobne działanie - lekko nawilżały i zmiękczały skórę, jednak nie na długo. Wchłaniały się dość szybko, nie pozostawiając klejącego filmu. Z pewnością nie kupię żadnego z nich ponownie, chociaż krzywdy mi nie zrobiły.
.

Lady Speed Stick pH Active Fresh Spray - lubię antyperspiranty w sprayu, bo nie muszę czekać, aż produkt wchłonie się w skórę, ale z tym niestety się nie polubiliśmy. Ochrona jest tak lekka, że praktycznie niewyczuwalna. Pot wydziela się tak samo, jak gdybym nie użyła niczego. Nieprzyjemny zapach jest nieco zniwelowany. Woń kosmetyku jest kwiatowa, bardzo intensywna, dusząca podczas aplikacji. Na skórze staje się nieco lżejsza. Ogółem mówiąc produkt w ogóle się u mnie nie sprawdził. 

BeBeauty Delikatny żel - krem łagodzący - to już kolejne zużyte opakowanie. To chyba najłagodniejszy produkt do mycia twarzy, jakiego używałam. Oczyszcza dokładnie, ale bardzo delikatnie. Praktycznie się nie pieni, łatwo się rozprowadza i równie bezproblemowo spłukuje. Zauważalnie łagodzi podrażnienia, nie szczypie i nie piecze. Jest bardzo wydajny, przyjemnie pachnie i jest bardzo tani, kosztuje około pięciu złotych. Z pewnością zaopatrzę się w kolejne opakowanie.


Avon Planet Spa Mediterranean Olive Oil With Orange Flower Soothing Eye Treatment - bardzo go polubiłam, nawet uznałam go za jeden z lepszych, które zdążyłam już przetestować. Nawilżał i wygładzał skórę, ani razu mnie nie podrażnił. Sprawiał, że była sprężysta i miękka, nigdy przesuszona. Szczególnie spodobała mi się konsystencja - żelowo - kremowa, szybko się wchłaniała i nie pozostawiała połysku pod oczami. Produkt był bardzo wydajny Nie kupię go ponownie, w sklepach jest wiele innych do przetestowania :D

Marion Nature Therapy 60 - sekundowa maseczka do włosów Ocet z malin & Koktajl owocowy - szczerze mówiąc, nie zauważyłam żadnego działania. Saszetka wystarczyła mi na jedną aplikację przy włosach sięgających do zapięcia od stanika. Efekt był przeciętny, włosy dosyć gładkie, ale to zasługa szamponu. Zapach maseczki kwaskowy, koło malin raczej to nawet nie leżało ;) Nie kupię ponownie, dobrze, że to była tylko mała saszetka, więc nie wydałam dużo.


Essence Lipstick 52 In The Nude - bardzo cieszę się, że w końcu ją zużyłam. Nie przypadła mi do gustu na tyle, aby kupić ją ponownie ani inną z tej serii. Nie pokrywała ust kolorem równomiernie, trochę się mazała, pozostawiała smugi. Kolor również nie był idealnym nudziakiem. Dodam jeszcze, że trochę wysuszała usta i po pomalowaniu widać było wszelkie odstające skórki. Nie polubiłyśmy się zbytnio i po dwóch i pół roku od zakupu bez żalu pozbyłam się resztki, która pozostała w opakowaniu.

p2 Keratin Repair Coat - nie udało mi się zużyć całości, w buteleczce pozostało około 1/3 początkowej ilości. Odżywka nie dawała jakichś spektakularnych efektów, ale paznokcie były nieco mocniejsze. Dobrze sprawdzała się w roli bazy pod kolorowe lakiery. Nosiłam ją także solo i bardzo podobał mi się efekt zdrowych paznokci. Nie spotkamy się ponownie, cudów nie było.


Ziaja Intensywne wygładzanie Maska do włosów niesfornych - uwielbiam uczucie miękkich, łatwiejszych do ułożenia, błyszczących włosów, jakiego doświadczam po każdorazowym użyciu tej maski. Wyraźnie je wygładza i nawilża. Ma gęstą, bogatą konsystencję. Jest średnio wydajna, ale za taką cenę jestem jej to w stanie wybaczyć. Z pewnością w przyszłości skuszę się na kolejne opakowanie.

Sun Ozon Apresspray Aloe Vera - staram się nie opalać, ale wiadomo, że gdyby przebywa się na słońcu, to pojawi się choć lekka opalenizna. Spryskiwałam tym sprayem ręce, nogi i dekolt. Jedynymi efektami było chwilowe ochłodzenie i delikatne nawilżenie. Niestety, kosmetyk jednak mocno się kleił na skórze i bardzo mi się to nie podobało. Próbowałam używać go na włosy, bo wysoko w składzie ma aloes, ale kosmyki były sztywne i klejące. Nie kupię ponownie.


Acnefan Krem do pielęgnacji cery trądzikowej - uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam! Zużyłam już tyle tubek, że trudno policzyć. Jeszcze żaden krem do twarzy nie dał takiego efektu. Idealny zdrowy mat utrzymujący się przez cały dzień, delikatne rozjaśnienie cery i fakt, że przyspiesza gojenie wyprysków sprawiły, że kupuję nowe opakowanie, gdy tylko jedno się skończy. Kocham!

Tisane Balsam do ust - kocham, co zresztą widać. Nic tak dobrze nie nawilża, chroni i odżywia ust jak Tisane! Regeneruje każde przesuszenie, zmiękcza i wygładza. Ilość opakowań mówi o tym samo przez się :D

Uff, i to byłoby na tyle. A jak Wam poszło zużywanie?

wtorek, 26 sierpnia 2014

Jesienna lista chciejstw

Kiedy na Agu Blog zobaczyłam wpis z jesienną wishlistą, pomyślałam, że muszę zrobić coś podobnego. Zazwyczaj kiedy zbliża się wiosna i jesień nachodzi mnie myśl, że przydałyby mi się nowe rzeczy, a jeśli tego nie zapiszę, zwyczajnie zapomnę. Póki co uzbierało mi się dokładnie sześć obiektów pożądania, głównie ubraniowych. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć wszystkie pozycje w najbliższym czasie, a Was zapraszam do zapoznania się z moimi chciejstwami :)


Bardzo przydałaby mi się prosta, zwyczajna bluza zapinana na suwak, koniecznie w czarnym kolorze. Póki co nie dorobiłam się takiej, a często mi jej brakuje. Nie mam żadnej jednokolorowej rozpinanej bluzy, więc to jedna z moich "pierwszych potrzeb".
Po drugie, koszula w kratę. Akurat pisząc tego posta mam ją w swoim posiadaniu, kupiłam dokładnie tę w C&A. Koniecznie chciałam czerwoną, ale niezbyt jasną i trafiłam idealnie. To moja druga koszula z C&A i czuję, że nie ostatnia, ponieważ bardzo dobrze czuję się w takiej górze stroju. Idealna do jeansów, w których chodzę na co dzień.
W końcu zdecydowałam się na buty marki Vans. Chodziły za mną już od dawna, a ja szukałam miliona powodów, aby ich nie kupić. Wiem, że jest wiele tańszych tenisówek, ale uznałam, że sprawię sobie prezent, a poza tym będą świetnie pasować do wielu stylizacji. W najbliższych dniach z pewnością je zamówię.
Ostatnio zrobiło się chłodniej, a po przeszukaniu szafy uznałam, że nie mam żadnego lekkiego szalika. Mój idealny komin w czaszki musi zaczekać na śnieg i mróz, a na teraz przydałby mi się cienki szalik lub chusta. Akurat ten egzemplarz wypatrzyłam w House, ma przepiękny bladoróżowy kolor i wzór w koty.
Uwielbiam także grube bluzy przez głowę. Mam w swym posiadaniu jedną, ale chętnie kupię inną. Ta pochodzi z C&A i idealnie wpasowuje się w mój gust, więc zapewne niedługo na nią zapoluję.
Naszło mnie też na delikatny, blady lakier do paznokci. Na zdjęciu akurat Essie Vanity Fairest, mleczny, półtransparentny, idealny! 

A Wy macie jakieś szczególne zachcianki na jesień? 
 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Le Petit Marseillais Mleczko nawilżające

Należę do grona osób, które balsamują się bez względu na porę roku. Nie zwracam uwagi na to, że jest zbyt gorąco - moja skóra potrzebuje nawilżenia non stop. Ostatnim moim tego typu zakupem było mleczko nawilżające Le Petit Marseillais. Produkty tej firmy dostępne są w Polsce od niedawna i bardzo chciałam je wypróbować, więc skusiłam się na mleczko, o którym będzie dzisiejszy post i żel pod prysznic o zapachu kwiatu pomarańczy, o którym wspomnę na początku września w zużyciowej notatce. Mleczko wzięłam ponieważ potrzebowałam dobrego nawilżacza, który nie będzie pozostawiał wyczuwalnego filmy. Czy kosmetyk spełnił moje oczekiwania? O tym przekonacie się w dalszej części posta :)


Mleczko ma naprawdę urocze - oczywiście moim zdaniem - opakowanie z pompką. Bardzo ładnie prezentuje się na łazienkowej półce. Poziom zużycia można zobaczyć pod światło, także raczej nie zaskoczy nas nagłe skończenie się kosmetyku. Pompka jest bardzo wygodnym i praktycznym rozwiązaniem. Po jednokrotnym przyciśnięciu wypływa ilość odpowiadająca około jednej łyżce stołowej, więc całkiem sporo. Moim zdaniem lepiej przycisnąć wiele razy niż od razu dostać zbyt dużą ilość. Naklejki nie mają widocznych granic, mimo wilgoci nie odklejają się.  
Mleczko ma średnio gęstą konsystencję, na szczęście niezbyt rzadką. Łatwo się rozprowadza, nie pozostawia smug i bardzo szybko wchłania. Nie pozostawia tłustego ani klejącego filmu. Przez godzinę od nałożenia czuć, że nałożyliśmy kosmetyk, później to uczucie zanika. Zapach jest przyjemny, ciepły, w sumie nieokreślony. Nie utrzymuje się na skórze zbyt długo.


Produkt nawilża skórę i jak dla mnie jest to odpowiedni poziom działania na lato. Zimą potrzebuję nieco mocniejszych i bardziej odżywczych kosmetyków. Skóra staje się miękka, gładka i nawilżona. Uczucie wysuszenia zostaje zniwelowane w dużym stopniu. Niestety, mleczko spowodowało u mnie swędzenie na plecach i udach, więc przestałam je tam nakładać. Oprócz tych miejsc używam go na całym ciele. Ogółem produkt przypadł mi do gustu ze względu na szybkie wchłanianie i dobre nawilżenie, jednak nie skuszę się na niego ponownie.

 Zapoznałyście się już z ofertą tej marki? Jakie balsamy polecacie na lato?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ziaja Liście Manuka Żel z peelingiem oczyszczający pory na dzień/na noc

O serii Liście Manuka Ziai zrobiło się głośno całkiem niedawno, a już większość blogerek skusiła się na choćby jeden produkt. Nie postąpiłam ani odrobinę inaczej - przygarnęłam oczyszczający pory żel z peelingiem na dzień i na noc. Używam go już od ośmiu tygodni codziennie wieczorem i mogę już co nieco o nim powiedzieć, co uczynię w tym poście. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do przeczytania dalszej części notatki :)


Kosmetyk zamknięto w niezwykle wygodnej, mieszczącej 200ml produktu butelce z pompką. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie, dzięki temu nie trzeba męczyć się z odkręcaniem, które często bywa kłopotliwe w przypadku innych produktów. Poza tym dzięki pompce otrzymujemy odpowiednią ilość kosmetyku. Aby uzyskać satysfakcjonującą mnie ilość, przyciskam pompkę dwa razy. Opakowanie ponadto jest przezroczyste i widać poziom zużycia. Naklejono na nie jedną dużą naklejkę, jednak nie widać jej granic. Całość wygląda bardzo estetycznie, nic się nie odkleja. Muszę dodać, że bardzo podoba mi się design tej serii, szczególnie zielony kolor opakowań.


Produkt nie zbyt gęsty, bardzo łatwo rozprowadza się po skórze i równie bezproblemowo spłukuje. To przezroczysty, dosyć rzadki żel z drobnymi, ale całkiem ostrymi drobinkami. Jak już wspomniałam, używam go od dwóch miesięcy, a pozostało mi jeszcze pół buteleczki. Stwierdzam więc, że kosmetyk należy do wydajnych. Wiadomo, że nie wylewam na raz zbyt dużej ilości, ale z drugiej strony nie oszczędzam go jakoś specjalnie. Żel ma przyjemny zapach, zalatuje mi z lekka na płyn po goleniu, ale nieco przytłumiony czymś orzeźwiającym. Ogółem aromat jest lekki i nienachalny, nie utrzymuje się na skórze po zmyciu.

 
Żel - peeling spełnia wszystkie moje wymagania, a także obietnice producenta, które możecie zobaczyć na drugim zdjęciu. Porządnie oczyszcza skórę, wygładza ją, odświeża. Może i nie nawilża, ale na pewno nie wysusza. Moja cera raczej się nie błyszczy, ale po użyciu tego produktu jest matowa i wyraźnie czystsza. Ponadto nie podrażnia skóry. Efekt ten bardzo mi się podoba i z przyjemnością zużyję tę buteleczkę do końca, a może nawet kiedyś skuszę się na kolejną.

Znacie ten produkt? Używałyście kosmetyków z serii Liście Manuka?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Mięta, mięta, mięta wszędzie. Essie Mint Candy Apple

Dziś na blogu kolejny lakier Essie, to już chyba uzależnienie, ale za to jakie przyjemne :3 Nie będę przedłużać, bo to nie ma sensu, w końcu to post o rzeczy przyjemnej. Mint Candy Apple to piękna pastelowa mięta, raz bardziej zielona, raz bardziej błękitna. Zupełnie kremowa, bez żadnych drobinek. Wygląda bardzo modnie, świeżo i wakacyjnie. Świetnie się rozprowadza dzięki szerokiemu pędzelkowi, nie smuży i nie bąbluje. Na paznokciach mam dwie lub trzy warstwy, nie pamiętam dokładnie, ale raczej trzy. Schnie dosyć szybko, jednak wspomogłam się topem wysuszającym Seche Vite. SV sprawił, że mięta wytrzymała na paznokciach siedem dni z niemal niewidocznie startymi końcówkami. Ponadto nadał takiego blasku, że znajoma (pozdrowienia dla N.) aż zapytała, czy przypadkiem nie są to hybrydy. Efekt naprawdę mocno mi się spodobał i z pewnością użyję tego lakieru ponownie, zwłaszcza podczas wakacji :)


Nosicie miętowe paznokcie? A może mania na punkcie tego koloru Was ominęła?

niedziela, 10 sierpnia 2014

Essie Demure Vix

Koło tego lakieru kręciłam się już od dawna. Bardzo mi się podobał, ale bałam się, że efekt będzie - delikatnie mówiąc - mocno niezadowalający. Po przejrzeniu mnóstwa swatchów w końcu zdecydowałam się na własną buteleczkę. Essie Demure Vix okazał się być naprawdę przyjemnym odcieniem, a po moich obawach nie pozostał nawet ślad. DV to mauve, beżo - fiolet wypełniony po brzegi fioletowym pyłkiem, który widoczny jest tylko w słońcu. Sprawia, że kolor nie jest płaski i nadaje mu blasku. Lakier rozprowadza się równomiernie, nie zalewa skórek, nie smuży. Kryje przy trzech cienkich warstwach. Schnie całkiem przyzwoicie, jednak ja nałożyłam warstwę topu wysuszającego Seche Vite dla wygładzenia, utrwalenia i podbicia koloru. Demure Vix wraz z topem i warstwą odżywki przed malowaniem wytrzymał bez uszczerbku sześć dni, co jest naprawdę świetnym wynikiem. Lakier bardzo mi się podoba i czuję, że będzie często gościł na moich paznokciach, zwłaszcza jesienią :)


Lubicie takie odcienie? Macie Demure Vix w swoich kolekcjach?

czwartek, 7 sierpnia 2014

Włosowa aktualizacja

Ostatnią włosową aktualizację opublikowałam niemal trzy miesiące temu. Trochę się od tamtego czasu zmieniło i wypadałoby co nieco o tym napisać. Nie będę wklejać tutaj ostatniego zdjęcia obrazującego stan włosów, znajdziecie je tutaj - KLIK. Dzisiaj kolejne zdjęcie i aktualizacja, zapraszam więc do czytania :) 


Na zdjęciu włosy wyglądają, jakby były rozjaśniane przy końcach, ale nic takiego nie miało miejsca. Wszystko wynika ze światła i ustawień aparatu.

Włosy z pewnością urosły, co doskonale widać na zdjęciu. Nigdy nie przypuszczałam, że uda mi się dojść do takiej długości. Każde kolejne zdjęcie sprawia, że uśmiecham się coraz szerzej. Nawet nie marzyłam, że kiedykolwiek dotrę do takiego punktu, w którym pomyślę, że moje włosy są zadowalającej długości. Oczywiście nadal będę je zapuszczać, bo marzy mi się czupryna do talii, ale zdecydowanie łatwiej jest, gdy widzę efekty. Nie widać tego na zdjęciu, jednak w rzeczywistości wiele pojedynczych włosów jest rozdwojonych, co staram się zwalczać. Widoczny jest natomiast problem z puszeniem, szczególnie od połowy długości. Zapewniam jednak, że i tak znacząco się zmniejszył.
 ..
........
Zmieniłam również kosmetyki do pielęgnacji. Pojawiło się kilka produktów rosyjskich, wróciłam także do olejowania. Przynosi do dobre rezultaty i wiem, że już nie zrezygnuję z olejowania, które opuściłam na kilka miesięcy. Obecnie w mojej pielęgnacji występują:
- olejek ze słodkich migdałów - czysty, w stu procentach naturalny, praktycznie bezzapachowy, nakładany co drugie mycie, zauważalnie nabłyszcza, nawilża i zmiękcza włosy,
- regenerujący balsam prowansalski Conditioner De Provence Planeta Organica - nadaje włosom miękkości, nieco wygładza, a przede wszystkim nadaje im przyjemnego, specyficznego zapachu, który utrzymuje się do ponownego mycia,
- suchy szampon Batiste w wersji Original - ogółem nie potrzebuję takich wynalazków, ale zdarza się, że rano włosy wyglądają nieświeżo, wtedy ratuję się nim, chociaż efekt średnio przypadł mi do gustu,
- organiczny szampon regeneracyjny Love2Mix Organic z efektem laminowania - mocno wygładza, dobrze oczyszcza włosy bez wysuszania, do tego pachnie jak sok typu multiwitamina, bardzo przypadł mi do gustu,
- odżywka odbudowująca Nivea Long Repair - naprawdę świetna, wygładza, nawilża, nadaje włosom miękkości i sprawia, że lepiej się układają,
- odżywczy olejek do włosów Agafii - póki co nie zauważyłam efektów, ale użyłam go dopiero trzy czy cztery razy, bardzo ładnie pachnie,
- jajeczna maska do włosów Recepty Babci Agafii - nawilża włosy i nadaje im miękkości, blasku.

Używam również silikonowego serum przeciwsłonecznego Balea do zabezpieczania końcówek, ale niestety zapomniałam zrobić mu zdjęcie. 

Tak właśnie wygląda obecnie armia do pielęgnacji i same włosy. Mam nadzieję, że efekt będzie widoczny również dla Was :)   

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

FotoMix #18 [08.07 - 04.08]

Lipiec minął mi bardzo szybko. Wyjechałam z domu, odpoczęłam, wróciłam i bardzo mnie to cieszy. W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kupiłam wiele rzeczy, głównie ubrań i wzbogaciłam swoją lakierową kolekcję. W dzisiejszym poście kilka ujęć z minionego miesiąca.


1. Clematis zakwitł w tym roku wyjątkowo obficie. Jest tak fotogeniczny, że aż żal byłoby nie uwiecznić go na zdjęciu.
2. Podczas biedronkowej promocji skusiłam się na suchy szampon Batiste i po trzykrotnym użyciu nadal nie czuję się uwiedziona.
3. Jestem uzależniona od borówek amerykańskich! Mogłabym jeść na okrągło przez cały rok. 
4. O tym, że kocham Rzeszów pisałam już nie raz. Uwielbiam to miasto w każdym calu!
5. A w Galerii Rzeszów wiszą takie parasolki. Naprawdę świetnie to wygląda!
6. Jedyne krótkie spodenki, w których dobrze się czuję. Wyjątkowo wygodne, niezbyt płytkie i nie za krótkie. Do kompletu idealna koszulka w kraby ♥  
7. Pokaz fontanny multimedialnej w Rzeszowie. Naprawdę niezwykły i zachwycający! Nie da się wyrazić tego słowami, to trzeba po prostu zobaczyć.
8. Działking u znajomych. Na zdjęciu między innymi kawałek nowych, idealnych spodni.
9. Przepiękny lakier, koło którego dość długo się kręciłam. Niedługo zaprezentuję go na blogu. Ale może wcześniej ktoś zgadnie, jaki to kolor i firma?

I to byłoby na tyle :) Więcej oczywiście na moim Instagramowym profilu. A Wam jak minął lipiec?