piątek, 31 sierpnia 2012

Sierpniowe zużycia

To już ostatnie tchnienie sierpnia i jestem pewna, że nie dam rady już niczego więcej zużyć. A jest tego trochę i tym razem postanowiłam dodać notatkę w nieco innym rozmieszczeniu, głównie dlatego, żeby się Wam lepiej czytało. Tak więc bez zbędnych przedłużeń zapraszam do dość długiego posta :)


Muszę przyznać, że udało mi się dość sporo zużyć i to z różnych dziedzin. W sierpniowym denku znalazły się produkty do ciała, twarzy, włosów, a nawet paznokci i jeden produkt z kolorówki! Jestem z siebie dumna, bo zużyłam to, co zalegało i to, co było w użyciu na co dzień :)
  • Original Source, Seasonal Edition, Spearmint Shower Gel - całkiem przyjemny produkt, ale nie powalił mnie na kolana. Dobrze się pienił, nieźle oczyszczał. Niestety, był koszmarnie niewydajny ze względu na brak niekapka i rzadką konsystencję. Pachniał miętową gumą Orbit, odświeżał i jednym mankamentem jest fakt, że nie chłodził.
  • Original Source, Chocolate&Mint Shower Gel - akurat ten polubiłam bardziej niż poprzedni. Świetnie się pienił, cudownie oczyszczał, nie wysuszał skóry. Nie był zbyt wydajny, wystarczył na około dwa tygodnie. Zapach miał przepiękny, apetyczny i minimalnie chłodzący.
  • Joanna, Naturia, Odżywka do włosów suchych, zniszczonych i po ondulacji - bardzo dobry produkt. Lekko nawilżała włosy, ograniczała ich szorstkość i nadawała blasku. Ponadto jako kosmetyk bez spłukiwania nie obciążała i nie sklejała włosów. Szkoda tylko, że zawierała PEG.
  • Alterra, Nawilżająca maska do włosów 'Granat&Aloes' - cud nad cudami! Wspaniale odżywiała i zmiękczała włosy, nie obciążała i nadawała boskiej sypkości. Ślicznie pachniała owocami, ale nie pozostawiała tego aromatu na włosach.
  • Green Pharmacy, Olejek łopianowy z czerwoną papryką do włosów - bardzo przyjemny produkt, chociaż nie jestem pewna jego działania. Zdaje mi się, że rzeczywiście przyspieszał wzrost włosów. Co najważniejsze - nie wspomógł przetłuszczania.
  • Beauty Formulas, Apricot Facial Scrub - polubiłam go, chociaż mnie zapychał. Mimo to delikatnie wygładzał skórę i sprawiał, że była niezwykle promienna. Ponadto jego zapach zdobył moje serce - morelowy aromat ułatwiał użytkowanie.
  • Bi-es, Uroda, Melisa, Tonik bezalkoholowy - używałam go jako mgiełki do ciała - przelałam do butelki z atomizerem i psikałam się od czasu do czasu. Całkiem nieźle odświeżał, jednak pozostawiał lekki, acz lepki film. na twarzy było tak samo, więc mówiąc krótko - nie polecam. 
  • Rival de Loop, Pure Skin, Washgel Peeling Effekt - zużyłam już wiele opakowań i za każdym razem stwierdzam, że to mój ulubiony myjak ever. Odświeża, oczyszcza, dezynfekuje i sprawia, że skóra jest promienna i wygląda zdrowo.
  • Paloma, Hand Spa, Cukrowy peeling do rąk - bardzo przyjemny produkt. Dobrze się rozprowadzał, dość mocno ścierał, pozostawiał parafinową powłoczkę na skórze. Niestety była ona tak uciążliwa, trudna do zmycia i właśnie to dyskwalifikuje ponowny zakup.
  • Avon, Care, Shimmering Body Lotion - kolejny produkt o przyzwoitym działaniu. Lekko nawilżał i wygładzał oraz rozświetlał srebrnymi drobinkami nie tworzącymi efektu tafli. Ponadto pozostawiał tępy film na skórze. Ładnie pachniał arbuzem.
  • Kolastyna, Krem do stóp z pękającą skóra pięt - naprawdę fany kremik do codziennego użytkowania. Dobrze nawilżał , wygładzał i lekko chłodził. Doznałam efektu lekkich nóg. Szybko się wchłaniał i nie pozostawiał tłustego filmu.
  • Synergen, Soft Peeling - porządny zdzierak. Świetnie wygładzał cerę i nie zapychał jej. Była promienna i wyglądała zdrowo. Szkoda tylko, ze rozdrapywał wypryski i wolniej się goiły, wiec zużyłam i wrócę kiedy indziej.
  • Asa, Acnefan, Krem do pielęgnacji cery trądzikowej - inaczej produkt do stosowania punktowego, ew. na całą twarz cienką warstwą. Wypróbowałam go i tak, i tak, i efekty są naprawdę niezłe. Dość mocno wysusza wypryski i lekko rozjaśnia skórę. Niespodzianka posmarowana wieczorem rano jest już o połowę mniejsza.
  • Tami, Antibacterial, Chusteczki antybakteryjne - jedne z lepszych nawilżanych chustek odświeżających. Świetnie oczyszczały z zanieczyszczeń, kurzu i nie podrażniały skóry. Ponadto były mokre do ostatniej sztuki.
  • Avon, Solutions, Regenerujący krem na noc - próbka -nic szczególnego. Używałam go jako specyfiku pod oczy przez dwa tygodnie i nie zauważyłam efektu "wow". Całkiem przeciętnie nawilżał skórę i nieco ją odżywiał, jednak nic poza tym. Zero wygładzenia ani tego typu efektów.
  • Yves Rocher, Hydra Vegetal, Żel-krem intensywnie nawilżający 24h - próbka - jestem niesamowicie zadowolona z zawartości, którą aplikowałam po oczy. Skóra była nawilżona, bez obrzęków, wygładzona i świeża.
  • Softella, Płatki kosmetyczne - nic ciekawego. rozwarstwiały się przy zmywaniu lakieru z paznokci i nanoszeniu toniku. Pozostawiały włókienka na skórze i trudno było je stamtąd zdjąć.
  • Ola, Płatki kosmetyczne - identyczne w działaniu jak płatki Softella. Bardzo trudno mi się z nimi pracowało, rozwarstwienia i włókienka były na porządku dziennym.
  • Lovely, Liquid Lip Balm, Smoothes,heals and protects your lips - w końcu zdecydowałam się na zakup tej wersji i stwierdzam, że nie żałuję ani odrobinę. Naprawdę dobrze chroni usta przed pierzchnięciem, nawilża i pomaga zaleczyć zajady i pęknięcia.
  • Lovely, Liquid Lip Balm, With Aloe Vera and Mentol - tej wersji jestem wierna od ponad roku i póki co nie zamierzam się z nim rozstać. Nawilża dość dobrze, lekko chłodzi i chroni. Niestety nie pomaga goić się zajadom - rozmacza je i sprawia, że pieką.
  • Carmex, Classic, Tubka - nie wiem, co o nim myśleć. Na początku świetnie nawilżał i chronił, a efekt utrzymywał się krótko. Po tygodniu używania okropnie przesuszył, usta spierzchły, spękały, trudno było mi coś powiedzieć, bo bałam się, że pękną mi wargi. Ponadto porobiły mi się krostki i suche skórki.
  • Tisane, Balsam do ust - uratował mnie po niefortunnej przygodzie z Carmexem. Dobrze nawilża, chroni i wygładza. Nadaje otoczkę ochronną na pewien czas. Szkoda tylko, że był mało wydajny.
  • Spirytus salicylowy - przydatny produkt. Używałam go do dezynfekcji wyprysków i zasuszał je, jednak na krótko. Później wracały i tak wpadałam w błędne koło. Znalazłam jednak dla niego inne zastosowanie - przemywam nim pęsetę przed wyrywaniem niepotrzebnych włosków z brwi.
  • Pimafucort, Krem - uratował moje usta, kiedy napadły mnie dwa okropne zajady. Wysuszył je, zaleczył i nie pozostawił skóry w stanie, który przypomina Saharę. Dobrze sprawdza się też na różne inne podrażnienia.
  • Kata-roll, Sztyft do okolic nosa - miałam go bardzo długo, a to oznacza, że był naprawdę bardzo wydajny.Regenerował spieczoną katarem skórę wokół otworów w nosie. Zniwelował spierzchnięcie i uczucie suchości.
  • KillyS, Zmywacz do paznokci bez acetonu - bardzo go lubię, chociaż zwyczajnie się nie opłaca go kupować. Dobrze radzi sobie z lakierami każdego koloru. Nie wysusza płytki, nie sprzyja rozdwajaniu. Wolę tańszą Isanę.
Peeling Paloma znalazł się na tym zdjęciu przez przypadek! 


  • My Secret, Matt Eye Shadow, 506 - świetnie napigmentowany cień. Używałam go zarówno do codziennego, jak i imprezowego makijażu. Długo utrzymywał się na powiekach.
  • Sensique, Lawendowy olejek do paznokci - przyjemny, jednak nie dał żadnych efektów. Był bardzo tłusty, długo się wchłaniał. Sprawił tylko, że skórki były miększe, a lakiery szybciej wysychały.
  • Lovely, Magic Cracking Special Effect, 13 - przepiękny, przewspaniały, przecudowny! Dobrze się rozprowadzał, jednak szybko zgęstniał  i zostało odrobinę na dnie. Tworzył śliczne pęknięcia :)

  • Alverde, krem do cery bardzo wrażliwej - używałam go do rąk, ponieważ na twarzy był zbyt tłusty. Cera świeciła się na potęgę. Na dłoniach sprawdził się całkiem nieźle - nawilżył i nadał efektu "niewidzialnych rękawiczek". Bardzo długo się wchłaniał ze względu na gęstość. Ponadto miał specyficzny, całkiem przyjemny zapach. 

Co sądzicie o takiej ilości zużyć? Mało, dużo? Ile Wy zużyłyście?

środa, 29 sierpnia 2012

Szaraczek! Bell Air Flow Lotus Effect - szary

Ostatnimi czasy Biedronka umiliła nam życie akcją urodową Moje Piękno. Niestety nie udało mi się upolować tego, co najbardziej chciałam, ale mimo to kilka łupów trafiło w me łapki :) Jednym z nich jest lakier Bell Air Flow Lotus Effect w szarym kolorze (ktoś wie jaki to numerek?).

Lakier ma odcień niezwykle kremowej szarości bez nawet śladowej ilości schimmera czy innych ozdobników. Zawiera jednak zielonkawe tony, które ujawniają się przy oglądaniu "na żywo". Sama emalia daje bardzo elegancki efekt, nierzucający się w oczy. Bardzo podoba mi się szarość w takim wydaniu.

Aplikacja kosmetyku jest dla mnie średnio wygodna - nakrętka trochę ślizga się w dłoniach. Emalia nakłada się całkiem w porządku, jednak z uwielbieniem zalewa skórki. Kryje bardzo dobrze - jedna warstwa daje taflę bez zacieków i prześwitów - dokładnie taką, jak na zdjęciach. Podczas malowania trzeba jednak uważać - maźnięcie pędzelka po dopiero co nałożonym lakierze grozi grudkami i zaciekami. Schnie przyzwoicie, około piętnastu minut.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Miłości z tego nie będzie. Isana Hand Creme Kamille

Jakiś czas temu na pewnym blogu spotkałam się z bardzo pozytywną recenzją rumiankowego kremu do rąk marki Isana i oczywiście poczułam się w obowiązku przygarnięcia słoiczka owego cuda. Jednak już po kilku użyciach wiedziałam, że miłości z tego nie będzie. Mimo to uparcie testowałam ów krem z nadzieją, że może po dłuższym stosowaniu wzmocni swoje działanie. Niestety, nic z tego nie wyszło, ale recenzja przybywa do Was w  trybie niemal natychmiastowym!


Krem zamknięto w bardzo niewygodnym opakowaniu, mianowicie płaskim słoiczku wykonanym z plastiku. Niestety nie należy on do najtwardszych - ugina się przy każdym naciśnięciu, zwłaszcza po zdjęciu nakrętki. I właśnie ona jest tu głównym problemem - śliska, dobrze przylegająca do dolnej połowy łatwo wypada z dłoni, powodując tym samym przelewanie się produktu na wewnętrzną część wieczka. Jest w tym też sporo mojej winy, gdyż odkleiłam folię zabezpieczającą.

Opakowanie uraczono dwoma dużymi naklejkami w kształcie koła. Rozmieszczono je na nakrętce i dolnej ściance pudełka. Przyklejone są całkiem nieźle, nie odklejają się. Mam jednak zastrzeżenia, gdyż pojawiło się już kilka dużych pęcherzyków, których nie da się usunąć bez nacięcia etykiety. Szata graficzna znośna, niedrażniąca oka, niegrzesząca urodą.


Krem ma konsystencje średniej gęstości śliskiego balsamu do ciała. Mimo to naprawdę dobrze się rozsmarowuje bez efektu ślimaczego śluzu na dłoniach. Jednak wbrew zapewnieniom producenta pozostawia delikatny film na skórze. Nie jest on klejący ani uciążliwy - daje raczej uczucie delikatnej warstewki ochronnej, która nie uprzykrza życia. Daje efekt "niewidzialnych rękawiczek".

Zapach wcale nie kojarzy mi się z rumiankiem. Szkoda, bo uwielbiam jego aromat zarówno w kosmetykach jak i do wypicia i głównie na to czekałam. Ten  tutaj zalatuje bardziej melonem, co nie znaczy, ze mi się nie podoba :) Pachnie ładnie, świeżo i nie przytłaczająco, nie dusi i nie powoduje bólu głowy. Nie jest też bardzo intensywny - po prostu wyczuwalny i przyjemny.


Produkt nawilża dłonie bardzo delikatnie i widocznie jedynie przy dłuższym używaniu. Bardziej da się wyczuć efekt warstewki ochronnej, tzn. "niewidzialnych rękawiczek". Oprócz tego otula dłonie i sprawia, że są bardzo gładkie i jedwabiste. Minimalnie ogranicza swędzenie, a właściwie bierze się to z faktu, że nie podrażnia mojej delikatnej i skłonnej do atopii skóry.

Opakowanie oceniam na 2 - kompletnie nieporęczne, ślizga się i wypada. Konsystencja dostanie 8 - bardzo przyjemna, otula dłonie minimalnym filmem ochronnym. Zapach - 6 - przyjemny, jednak niestety nie rumiankowy. Działanie - 6 - lekko nawilża i wygładza, nie podrażnia. Ocena ogólna - 5/10. Niezbyt szczególny krem dla niewymagających :)

Nowy blog!

Pod żadnym pozorem nie myślcie, ze ten blog zostanie usunięty! Wręcz przeciwnie - dostał nowego kolegę w postaci dietowej strony :) Uznałam, że trzeba udokumentować moje chudnięcie właśnie tutaj, bo Zrzucone kilogramy smakują najlepiej gdy można się podzielić efektami z innymi! Serdecznie zapraszam, notatki z moimi zmaganiami już od jutra!

sobota, 25 sierpnia 2012

Daje po oczach! Lm Nail Super & Ultra Brilliant Nail Polish 110

Jakiś czas temu zachciało mi się bardzo intensywnego różu na paznokciach. Jak powiedziałam, tak zrobiłam, a więc zaopatrzyłam się w lakier o nazwie Lm Nail Super & Ultra Brilliant Nail Polish 110 i wczoraj zabrałam się za malowanie. Co wynikło z romansu i balansowania na krawędzi szaleństwa obłędnej intensywności? O tym poczytacie poniżej! 

110 to niezwykle intensywny odcień różu w stylu barbie girl. Bardzo dobrze widoczny mocno przykuwa uwagę, a jednocześnie nadaje się do noszenia na co dzień. Bardzo łatwo można go ozdobić i przełamać obłęd w słodkim kolorze. Myślę jednak, że nie na każdą okazję się nadaje.

Lakier nakłada się bezproblemowo - średniej grubości pędzelek sunie po paznokciu szybko i wygodnie. Emalia nie tworzy grudek, glutów, pęcherzyków, rys, odgnieceń i innych nieprzyjemnych niespodzianek. Świetnie kryje - na zdjęciach jedna warstwa bez smug i prześwitów. Schnie dość szybko, około piętnastu minut. Po upływie tego czasu jest już w pełni twardy i odporny na uszkodzenia.

piątek, 24 sierpnia 2012

Aż jeść się chce! BingoSpa Serum czekoladowo-pomarańczowe do pielęgnacji ciała

Jakiś czas temu udało mi się nawiązać współpracę z firmą BingoSpa, która udostępniła mi trzy kosmetyki do testów, w tym czekoladowo-pomarańczowe serum do pielęgnacji ciała, do którego używania ochoczo przystąpiłam. A że już całkiem długo towarzyszy mi w codziennej pielęgnacji i wyrobiłam sobie zdanie na jego temat to myślę, że na recenzję czas najwyższy!


Serum zapakowane jest tak jak lubię, mianowicie w odkręcany słoiczek. Niestety, jest on mało pojemny - zawiera jedynie 150g produktu! Wykonany z twardego plastiku jest przezroczysty, jednak mimo to trudno zobaczyć faktyczny poziom zużycia, gdyż mazidło przemieszcza się po nim samoistnie. Nakrętka nie jest trudna w obsłudze, łatwo się odkręca, lecz potrafi czasami mocniej się zacisnąć. Mimo to nie trzeba się z nią siłować. Całość wykonana jest dość porządnie, jednak brakuje mi jednej rzeczy - sreberka chroniącego przed wylaniem. Poza tym w porządku.

Opakowanie zdobi jedna naklejka wykonana z papieru, który lubi się rozmaczać i zadzierać oraz brudzić. Już po kilku dniach używania pojawiły się ubytki w etykiecie, rozmoczenia i plamki z tłuszczu. Szata graficzna nie jest tragiczna, ale niezbyt pociągająca. Ponadto nie zawiera informacji na temat efektów, sposobu używania ani żadnych obietnic producenta na temat działania.


Konsystencja produktu jest gęsta i przypomina serek marki Krasnystaw. Wydaje się być tępy w aplikacji, jednak jest inaczej. Rozsmarowuje się wyciemnicie, nie ma problemu z dokładnym roztarciem serum na skórze. Wchłania się błyskawicznie nawet przy nałożeniu dużej ilości kosmetyku i nie pozostawia żadnego filmu - ani tłustego, ani lepkiego.

Zapach serum jest obłędny! Pachnie dokładnie wyżej wymienionym serkiem. Mocno czuć czekoladę, naprawdę słodką, ale nie otumaniającą. Ponadto aromat pomarańczy nie gubi się w tej apetycznej pyszności. Wręcz przeciwnie - stoją na równi i nie ustępują sobie w intensywności. Niestety, aromat ten nie utrzymuje się na skórze długa, maksymalnie pół godziny, a i w tym czasie trafi na intensywności. Jak dla mnie nie jest to minusem - nie chciałabym pachnieć słodyczami przez cały dzień.


Serum działa bardzo delikatnie - minimalnie nawilża skórę i nadaje jej - przy dłuższym stosowaniu - gładkości. Szkoda jednak, że oba te uczucia utrzymują się krótko i są prawie niewyczuwalne. Moim zdaniem jest mało efektywny, ale przyjemny w użytkowaniu. Niemniej jednak kosmetyk nie ma większych minusów, gdyż nie robi krzywdy. Nie wysusza mojej skóry skłonnej do atopii i nie uczula, nie powoduje swędzenia i drapania się.

Opakowanie oceniam na 8 - małe, zgrabne, jednak brakuje mu sreberka chroniącego przed wylaniem. Konsystencja - 9 - szybko się wchłania, nie pozostawia filmu na skórze, dobrze się rozprowadza, jednak nieco przemieszcza po pudełku. Zapach - 9,5 - mocny, naturalny, zupełnie niechemiczny, utrzymuje się krótko. Działanie - 4 - bardzo mało i delikatnie nawilża, krótkotrwale. Ocena ogólna - 5/10. Słabe działanie w połączeniu z pięknym zapachem i brakiem wyrządzonych szkód daje zupełnie nieszkodliwy kosmetyk!'

Serdecznie dziękuję firmie BingoSpa za udostępnienie mi kosmetyku do testów i recenzji. Fakt, że otrzymałam go za darmo w żaden sposób nie wpływa na moją opinię.

środa, 22 sierpnia 2012

Działa nie tam, gdzie bym chciała! SudoPharma Sudomax Krem antybakteryjny dla dzieci i dorosłych

Prawie dwa miesiące temu dostałam do przetestowania antybakteryjny krem dla dzieci i dorosłych Sudomax, produkowany przez firmę SudoPharma i przez ten czas intensywnie używałam go na różnych płaszczyznach mojego ciała - na wypryski na twarzy i dekolcie, pupę, krostki na nogach i otarcia na piętach. Gdzie sprawdził się najlepiej, a gdzie najgorzej? O tym poczytacie w dalszej części posta.


Krem zamknięty jest w całkiem niewielkim opakowaniu mieszczącym 55 gramów produktu. Wykonane z dość miękkiego plastiku ugina się pod wpływam najmniejszego nawet ucisku. Zdejmowana nakrętka powinna być raczej nazwana nasadką, gdyż nie zakręca się, a jedyna nakłada, co jest dziecinnie proste. Jedyne co mi nie odpowiada to mało higieniczna forma aplikacji, czyli bezpośrednie wkładanie palców do kremu i możliwość dostania się powietrza do środka, a przy małych dzieciach i trądziku nie jest to zbyt dobre.

Produkt został uraczony jedną naklejką z nazwą i uroczym bobasem, która nie odkleja się, jednak zbiera wokół siebie różnorodne paprochy. Szata graficzna utrzymana w dość nieciekawym połączeniu kolorystycznym, mianowicie różowo-szarym, co mnie nieszczególnie się podoba. Całość wygląda średnio, nieco topornie. Opakowanie tradycyjnego Sudocremu wraz z etykietą bardziej przypadło mi do gustu.


Krem ma konsystencję margaryny do kanapek, jednak w przeciwieństwie do niej nakłada się bardziej opornie. Rozprowadza się dobrze i przy większym wysiłku pozostawia jedynie minimalny biały nalot, jednak nie nadaje się do wyjścia z ni na twarzy do ludzi. Nie zasycha, a więc rozmazuje się podczas snu, dotykania oraz innych czynności. Jest też nieco tłusty, więc i zmywa się nie najlepiej.

Zapach produktu jest nie najgorszy i całkiem przyjemny. Wyraźnie czuć mentol, a więc jest dość świeży, ale i trochę przytłaczający. Zdecydowanie da się przy nim normalnie funkcjonować, bo brzydki nie jest, ale nie należy do niezwykle pociągających woni kosmetycznych.


Krem sprawdził się u mnie na wypryskach, które zaatakowały mój dekolt i pośladki. Wysuszył je w jedną noc, złagodził swędzenie i pieczenie. Dobrze poradził sobie również z otarciami na piętach - zniwelował ból, ale pozostawił suche skórki. Nie podołał jednak pryszczy pojawiających się na twarzy - jedne wyciągnął je do wierchu i zaognił, a mniejsze usunął niedokładnie, więc wróciły ze zdwojoną siłą. Ogólnie rzecz biorąc polecam na dekolt i inne części ciała oprócz twarzy.

Opakowanie oceniam na 7 - średnio poręczne, nieładne i zbyt miękkie. Konsystencja - 5 - przypomina margarynę, nie wchłania się, rozmazuje i brudzi pościel. Zapach - 4 - średni, mocno panthenolowy i duszący. Działanie - na całe ciało - 8. dobrze wysusza wypryski na dekolcie i otarcia na stopach. Na twarz - 2 - wysusza niektóre wypryski, inne zaognia. Ocena ogólna - 4/10. Średni krem o wybiórczym działaniu.

Serdecznie dziękuję firmie SudoPharma za udostępnienie mi kosmetyku do testów i recenzji. Fakt, że otrzymałam go za darmo w żaden sposób nie wpływa na moją opinię.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Projekt Finish - Cream - Idealny w swej kategorii! Miss Sporty Lasting Finish 390

Całkiem niedawno dzięki wymiance z anitk4 otrzymałam przepiękny lakier, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia, mianowicie Miss Sporty Lasting Finish 390. A że przy biorę udział w kolejnej akcji paznokciowej o nazwie Projekt Finish, którego pierwszym poziomej jest lakier o wykończeniu kremowym, to dzisiaj Wam go zaprezentuję.

390 złapał mnie za serce od pierwszego, testowego maźnięcia :) Głównym powodem tego zauroczenia jest przepiękny, mocno rozbielony, buraczkowy odcień i kremowe wykończenie. Jest to coś pomiędzy ciemnym, przybrudzonym różem podchodzącym pod fiolet a eleganckim połączeniem głębokiej, zakurzonej fuksji z dodatkiem brązu. Idealny kolor na nadchodzącą jesień!

Lakier rozprowadza się naprawdę dobrze, jednak zbyt mała ilość na pędzelku skutkuje niewielkimi smugami przy końcu płytki, które znikają po nałożeniu drugiej warstwy. Nie pęcherzykuje, nie tworzy grudek ani dużych smug. Kryje przy dwóch średniej grubości warstwach, bo pierwsza jest dużo bledsza i prześwitująca. Schnie szybko, około dziesięciu minut na warstwę. A obietnicę o tygodniowej trwałości można między bajki włożyć.

sobota, 18 sierpnia 2012

Boski metalik! Miss Sporty Lasting Colour 385

Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam lakier o naprawdę boskim odcieniu i wykończeniu! Jest nim Miss Sporty Lasting Colour 385, który otrzymałam w ramach wymiany z anitk4, której bardzo dziękuję za przekazanie mi takiego cuda! Aby nie być gołosłowną zapraszam na dalszą część posta!

385 to naprawdę trudny do określenia kolor, ponieważ jest to połączenie ciepłego różu, delikatnej fuksji,czerwieni i wielu innych odcieni. Ponadto zawiera delikatny, srebrno-liliowy shimmer dający efekt tafli. Jest też bardzo elegancki, a zarazem wesoły i bardzo przyjemny w noszeniu.

Lakier nakłada się bardzo przyjemnie, bezproblemowo, nie zalewa skórek i nie smuży, nie tworzy grudek ani zacieków. Kryje rewelacyjnie - efekt ze zdjęć uzyskałam nanosząc tylko jedną, średniej grubości warstwę. Schnie szybko, bo około dziesięciu minut, a w tym czasie nie odciska się, nie warzy i nie pęcherzykuje.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Nie tylko dla małych! Babydream Szampon dla dzieci

Wraz z pomysłem na bezpieczną dla moich włosów pielęgnację pojawił się u mnie nieco kosmetyków ułatwiających to zadanie. Znalazł się tam także bohater dzisiejszego posta, zachwalany na blogach Babydream Szampon dla dzieci, który miał delikatnie oczyszczać, nie podrażniać i w łagodny sposób dobrze wpływać na moje włosy. Jeśli chcecie dowiedzieć się o moich spostrzeżeniach na jego temat, zapraszam do dalszej części posta :)


Szampon zamknięty jest w 250 mililitrowej butelce z dość twardego plastiku. Oprócz tego jest dość gruby i przynajmniej ja nie mogę nawet pod światło ujrzeć poziomu zużycia. Nakrętka na "klik" otwiera się bezproblemowo, niesamoistnie. Przy większym nacisku i przekręceniu można ją zdjąć w całości, ale sama nigdy nie spadnie. Minimalnym minusem jest fakt, że produkt nie posiada niekapka i przez to może nam się wylać nieco więcej niż byśmy chciały.

Kosmetyk posiada dwie naklejki o niemal niewidocznych konturach. Są przyklejone o tyle dobrze, że od częstego dotykania mokrymi rękami, przebywania w towarzystwie pary wodnej i samej płynnej cieczy nie odkleiły się ani nie spęcherzykowały. Szata graficzna jest przeurocza, szczególnie wytłoczone motylki u szczytu opakowania. Ponadto zdjęcie zadowolonego bobasa wprawia w dobry humor nie tylko myjące się nim dzieci, ale i dorosłe kobiety :)


Szampon jest dość rzadki, lejący, łatwo przecieka przez palce. Na włosach rozprowadza się jednak świetnie, dociera do wszystkich kosmyków. Pieni się wyśmienicie, naprawdę mocno. Dzięki temu nie potrzeba wylewać połowy butelki na jedno mycia. Zmywa się średnio, bo czasem lubi zostać ukryty pomiędzy splątanymi kłakami, co nie jest przyjemne ani tak nie wygląda.

Produkt ma typowy zapach dziecięcych kosmetyków, nie umiem go inaczej wytłumaczyć. Zalatuje trochę oliwką typu Bambino czy szamponami dla małych z tej firmy. Przyznaję, że mnie ten zapach nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - podoba. Podczas mycia jest dość mocno wyczuwalny i przywołuje wspomnienia z lat, gdy byłam naprawdę małym szkrabem ^^


Wiele blogerek narzeka, że szampon plącze włosy. Niestety, jest to prawda i widać ją na zdjęciu gołym okiem, jednak dobra odżywka i kłopot znika. Mimo to warto się przemęczyć i później podziwiać efekty. Produkt bardzo dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy nie podrażniając jej. Całkiem nieźle zmywa oleje - całkowicie przy dwukrotnym myciu. Ponadto nie zawiera silikonów ani SLSów i nie wysusza kosmyków, nie obciąża i nie ukrywa faktycznego stanu. Delikatnie pielęgnuje i sprawia, że włosy są miękkie i błyszczące.

Opakowanie oceniam na 9 - bardzo wygodne, szkoda tylko, ze nie widać poziomu zużycia. Konsystencja dostanie 9 - odrobinę zbyt rzadka, poza tym w porządku, dobrze się pieni. zapach - 9 - typowy dla dziecięcych kosmetyków, lubię go. Skład - 10 - zero SLS, SLES i silikonów! Działanie - 9 - dobre oczyszczanie, brak wysuszenia. Minus za plątanie. Ocena ogólna - 9,5/10. Świetny szampon nie tylko dla małych.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Kropki - podjeście pierwsze. Catrice Ultimate 360 Raspberry Fields Forever + Joko Find Your Colou J142 Coriander Green

Zachwycona słodkim manicure niecierpka, gdzie główną rolę grały kropki tworzone przy pomocy łebka od szpilki postanowiłam zmalować coś podobnego. Wybór padł na maliny i kolendrę i chociaż może nie zachwyca dokładnością, podoba mi się jako próbny mani :)

Nałożyłam jedną warstwę intensywnej, malinowej czerwieni Catrice Ultimate 360 Raspberry Fields Forever, która stanowi podkład dla kropek, które stworzyłam przy pomocy szpilki i lakieru Joko Find Your Color J142 Coriander Green. Połączenie ich sprawiło, że mój dzisiejszy mani nieco przypomina arbuza :-)

Na jedną warstwę nie do końca wyschniętej, bezproblemowej maliny nałożyłam - za pomocą łebka od szpilki - nałożyłam kolendrową zieleń. Oczywiście uprzednio nalałam trochę na kartkę, zanurzałam w nim łepek i lekko dociskałam do płytki. Całość wyschła w dwadzieścia minut, nie rozmazała się, kropki nie rozlały i nie odcisnęły.


Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mnie udało mi się zrobić kropek jednakowej wielkości, jednak mimo to jestem zadowolona z pierwszego razu :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Szamponowe love, czyli Alterra Granat&Aloes Szampon nawilżający do włosów suchych

Jakiś czas temu wzięłam się na intensywną i w miarę możliwości naturalną pielęgnację włosów. W związku z tym zakupiłam szampon nawilżający Alterra Granat&Aloes, w którym zakochałam się do pierwszego użycia. Powody tego zauroczenia są proste - kosmetyk jest wprost wspaniały, a do tego nienapakowany silikonami! O pozostałych odczuciach na jego temat poczytacie w dalszej części posta :-)


Szampon umieszczono w prostej butelce wykonanej z dość twardego, białego plastiku, który, nota bene, jest całkiem gruby i nie widać zużycia - nawet pod światło. Jedynym sposobem na ujrzenie zawartości jest zdjęcie nakrętki. Otwiera się ona na "klik", bezproblemowo i niesamoistnie. Posiada niewielki otwór, dozuje odpowiednią ilość produktu, który wypływa powoli i nie ma mowy o przeholowaniu z wylanym na dłoń płynem.

Produkt został rzecz jasna oklejony naklejkami w liczbie sztuk trzech. Dwie z nich są bardzo mocno przyklejone i mnie ma możliwości pęcherzyków, odklejeń i tym podobnych. Polska naklejka jest wykonana z papieru i zdziera się tylko dzięki drapaniu jej. Szata graficzna produktu jest bardzo ładna i zachęcająca.


Szampon ma żelową konsystencję, jest gęsty i nie spływa z dłoni. Świetnie rozprowadza się na włosach mimo użycia małej ilości. Mimo braku zawartości SLS, co jest mi oczywiście na rękę, świetnie się pieni. Łatwo go jednak wypłukać, bo nie ukrywa się między kłakami. Dzięki swojej konsystencji jest bardzo wydajny.

Zapach jest obłędny! Mogłabym go wąchać godzinami i by mi się nie znudził. Jest niezwykle świeży i niezbyt mocny. Łatwo wyczuć słodką woń granata i soczystego aloesu. Rozprzestrzenia się po całej łazience w czasie mycia i zdecydowanie umila ową czynność. Niestety, znika po wypłukaniu szamponu z włosów.


Produkt naprawdę się u mnie sprawdził! Idealnie oczyszcza włosy i nadaje im zdrowego blasku. Nie powoduje szybszego przetłuszczania ani wysuszania. Wręcz przeciwnie - w całkiem dużym stopniu je nawilża, co jak dla mnie jest wielkim sukcesem. Ponadto sprawia, ze włosy są sypkie, lekkie i ładnie wyglądają. Nie obciąża stosowany z odżywką innej firmy, jak i z maską Alterra. Poza tym nie zawiera silikonów.

Opakowanie - 8 - ładne, dobry dozownik, jednak brak widoczności zużycia trochę męczy. Konsystencja - 10 - żelowa, świetnie się pieni i rozprowadza, łatwo spłukuje. Zapach - 10 - obłędny, żywy, delikatny. Działanie - 9 - spore nawilżenie, zero kołtunów. Ocena ogólna -9/10. Świetny produkt w niskiej cenie!

sobota, 11 sierpnia 2012

Różowe żelki, czyli Sensique Fantasy Glitter Pink Frosting

Dzisiaj zaprezentuję Wam lakier, o którego kolorze nie mogę wyrobić sobie opinii. Niby mi się podoba, ale najchętniej schowałabym go do czarnej dziury i nie wyjęła. Mowa o Pink Frosting, brokatowym lakierze z zimowej kolekcji Sensique o nazwie Fantasy Glitter :)

Pink Frosting to lakier składający się z pół transparentnej, żelkowej bazy w kolorze lekko rozbielonej fuksji, połączony z dość dużą ilością bardzo gładkiego, srebrnego brokatu. Całość wygląda całkiem przyjemnie, jednak jak dla mnie zbyt kiczowato i jarmarcznie, a więc tanio i laleczkowato. Mnie nie przekonał.

Sam w sobie nakłada się bardzo dobrze i nie zalewa skórek, nie tworzy grudek, pęcherzy ani rys. Pierwsza warstwa to tragedia - jest całkiem przejrzysta z małą ilością drobinek. Druga wygląda nieźle, co można zobaczyć na zdjęciach. Uważam jednak, że trzecia by nie zaszkodziła, bo przy dwóch są prześwity i wygląda to nieschludnie. Wysycha w normie, dziesięć minut na warstwę.

piątek, 10 sierpnia 2012

Morele w kremie. Beauty Formulas Apricot Facial Scrub

Na punkcie morelowych peelingów oszalało wiele kobiet. Idąc ich przykładem postanowiłam wypróbować jeden z nich, mianowicie Beauty Formulas Apricot Facial Scrub. Mimo dość pochlebnych opinii obawiałam się go użyć, jednak ciekawość zwyciężyła i po wiele testach przyszedł czas na recenzję :)


Peeling ukryto w dużej, bo aż sto pięćdziesięciu mililitrowej tubie, wykonanej z dość miękkiego plastiku, nieutrudniającego użytkowania. Łatwo utrzymać ją w dłoni, gdyż nie wyślizguje się mimo swej wielkości. Aplikator, a właściwie otwór wylotowy znajduje się nakrętką na "klik" i nie posiada niekapka - nie jest to konieczne, gdyż produkt jest bardzo gęsty i sam nie wypływa. Mimo noszenia w torbie nie otwiera się samoistnie.

Tuba urodą nie grzeszy, ale nie jest też brzydka. Dizajn jest prosty, estetyczny, tylko najważniejsze informacje, ładnie narysowany owoc. Muszę przyznać, że mimo braku minimalizmu przyciąga wzrok, gdyż różni się od mocno przesadzonych opakowań. Posiada jedną, papierową nakleję na tylnej części, jednak nie odkleja się ona pod wpływem pary wodnej.


Jak już wspominałam, kosmetyk jest bardzo gęsty, nie wypływa z tuby samoistnie. Po przyciśnięciu wychodzi  bezproblemowo, łatwo dozować odpowiednią ilość produktu. Rozprowadza się lekko, szybko pokrywa skórę kremem z drobinkami, których nie ma wcale tak dużo. Zmywa się nie najgorzej,  jednak trzeba się trochę przyłożyć, aby nie został na twarzy.

Peeling pachnie bardzo ładnie, owocowo i rzeczywiście czuć w nim morelę/brzoskwinię. Ponadto jest - o dziwo - naturalny i bardzo przyjemny! Nie ma w nim sztuczności, chemii, smrodu uniemożliwiającego użytkowanie. Wręcz przeciwnie - umila cały proces i sprawia, że mamy ochotę na pyszny deser!


Kosmetyk przyjemnie wygładza cerę, odświeża ją i rozpromienia. Efekt złuszczenia jest bardzo delikatny i dzięki temu można używać go nawet codziennie. Niestety, uniemożliwia mi to parafina - zawsze mnie zapycha. Tutaj, stosowana doraźnie, raz na tydzień nie wyrządza mi większej krzywdy. Ponadto wyczuwam minimalne wygładzenie i oczyszczenie - bardzo mi to odpowiada.

Opakowanie oceniam na 10 - duże, poręczne, da się zobaczyć, ile produktu w nim pozostało. Konsystencja - 8 - bardzo gęsta, łatwo się rozprowadza, jednak zawiera zbyt mało drobinek. Zapach - 10 - lekki, morelowy, bardzo przyjemny. Działanie - 7 - delikatne złuszczanie, wygładzanie, zapychanie przy częstym używaniu. Ocena ogólna - 7/10 - całkiem dobry peeling do stosowania od czasu do czasu :)