czwartek, 31 maja 2012

Cel na czerwiec: przeżyć za 50zł!

Jak wiele blogerek uważających, że kupują za dużo i niepotrzebnie, postanowiłam przyłączyć się do organizowanej przez Olę akcji - przeżyć za 50zł w czerwcu! Chodzi tu tylko o zakupy kosmetyczne, bo jak wiadomo jeść trzeba :-) Tak więc jeśli tylko macie ochotę się przyłączyć - zapraszam tutaj - klik!


Oczywiście pisząc tego posta podjęłam się wyzwania, które bardzo chcę wypełnić najlepiej jak umiem. Mimo, że nie kupuję ton kosmetyków, to całkiem często jakiś niepotrzebny produkt wpadnie do koszyka, a w domu sprawdzają się moje przypuszczenia, że ładny był tylko z wierzchu.

Tak więc od dzisiaj zapowiada się mały odwyk zakupowy, co oznacza, że w czerwcu wydam tylko 50zł! A przynajmniej się postaram i zrobię wszystko, aby tak było. Mam nadzieję, że będziecie mi kibicować!

Cieniowana lawenda i żółtko. Miss Sporty, Avon, Basic i Barbra

Ostatnio przeżywam fazę na cieniowane paznokcie, co owocuje tym, że zmuszam Was do patrzenia na ciapki na moich płytkach bez pytania o zgodę :D Na pocieszenie dodam, że to nie ostatnia cieniowana notka i zapraszam na połączenie Avonu, Miss Sporty, Basic, Eveline oraz Barbry z kolekcji Q by Colour Alike.

Nałożyłam po dwie warstwy Avon Nailwear Pro Luxe Lavender  i Miss Sporty Clubbing Colour 453. Po wyschnięciu machnęłam przy pomocy gąbki te same kolory, lecz w innej kolejności - na żółty nałożyłam fiolet i na odwrót. Następnie poszło kilka mazów Basic Nagellack Nailpolish 281 wymieszanego z żółtym oraz kilka kropek Barbra Cosmetics Q by Colour Alike 101 Trele Morele i Eveline Scarlett 569.

Muszę przyznać, że mani wysechł naprawdę szybko - dziesięć minut wystarczyło na dwie warstwy lakierów bazowych, później dwadzieścia na wszystkie mazy i cienie wykonane gąbką. Lakiery świetnie łączą się ze sobą na paznokciu i nie ważą się. Na zdjęciach widoczne są kropeczki, niby pęcherzyki, jednak to nie one, a dziurki spowodowane wykałaczką :D

Majowe zużycia

Uwielbiam doprowadzać kosmetyki do denka! Sprawia mi to niebywałą przyjemność, jednak nie zużywam ich na siłę. W związku z powyższym dno zobaczyły tylko te produkty, które ciągle były w użyciu. Wynik otrzymałam dość zadowalający - w końcu kilkanaście pustych opakowań to jest coś!


Zaczniemy od produktów o dość dużej pojemności, po czym przejdziemy do mniejszych!

  • Isana, Dusch Peeling, White Chocolate&Vanilla - najlepszy peeling do ciała jaki kiedykolwiek miałam! Ścierał bardzo dobrze, lecz delikatnie - dla mnie w sam raz. Ponadto niebywale pięknie pachniał - słodki aromat białej czekolady i wanilii to jest to! Żałuję, że nie kupiłam kilku opakowań na zapas.
  •  Garnier, Fructis, Nutri-Odbudowa, Odżywka wzmacniająca - całkiem niezła. Przyjemnie pachniała, lekko cytrusowo z kosmetyczną nutą. Włosy łatwiej się rozczesywały, były minimalnie mniej szorstkie przy końcówkach. Dodatkowo lekko lśniły i były lekkie, jednak ostatecznie zachwytów brak.
  • Garnier, Ultra Doux, Szampon odbudowujący - bardzo przyjemny w użytkowaniu. Delikatnie odżywiał kosmyki, ułatwiał układanie i rozczesywanie nie plącząc ich. Nadawał lekkiego blasku, jednak trochę napuszał, co w moim przypadku daje okropny efekt. Może jeszcze do niego wrócę.
  • Hegron, Creme Spoeling, Odżywka do włosów do spłukiwania - coś wspaniałego! Cudownie zmiękczała włosy, nadając im blask i nie pozbawiając kształtu. Widocznie wygładzała i nieco zmniejszyła szorstkość.Jestem pewna, że kupię następne opakowanie.
  • Isana, Nagellack Entferner, Madelduft - w maju zużyłam aż dwie butelki, co mówi samo za siebie. Jest niezawodny! Zmywacz usuwa lakier szybko i bezproblemowo, włącznie z brokatami i dość opornymi drobinkowcami.  Jest średnio wydajny i pachnie niezbyt przyjemnie, lecz ciągle go kupuję.
  •  Wellness&Beauty, Duschgel, Magie des Orient - porządny żel pod prysznic w niskiej cenie. Dobrze oczyszczał skórę i nie wysuszał jej. Pienił się całkiem dobrze, lecz dla mnie jest to niekonieczne. Ponadto pachniał dość orientalnie, słodkawo z wyczuwalną nutą pieprzu.
  • Fa, Nutri Skin, Deo Protection, Natural Fresh - bardzo wydajny antyperspirant, kupiony w sierpniu poprzedniego roku i używany codziennie. Chronił średnio, bo już po godzinie-dwóch czułam dyskomfort spowodowany mokrymi pachami i ubraniami. Pachniał całkiem przyjemnie.
  • Rival de Loop, Pure Skin, Mattierende Feuchtigkeitspflege - mój faworyt! Cudowny krem do twarzy o świetnym działaniu. Wspaniale matuje, nie zapycha porów, nie roznosi pryszczy. Nie wysusza ani nie przetłuszcza cery. Zużyłam już kilka opakowań i ciągle wracam. 

  • Eucalyptus, (Empire Nature), Bath Salts - bardzo średnia sól. Długo rozpuszczała się w wodzie, nadając jej brudny, szaro-zielony odcień, nie dając żadnej przyjemności. Używałam jej też do peelingowania się i efekt niezbyt ciekawy. Ponadto była mocno barwiona na zielono.
  • Marion, Hair Therapy, Gorąca kuracja do włosów z olejkami - pełnowymiarowy produkt w saszetce. Rozgrzania nie zauważyłam, a włosy były takie jak przed użyciem, może bardziej lśniące. Śmierdziała mocno alkoholem i lekko podsuszyła moje i tak zniszczone włosy.
  • Emolium, Szampon nawilżający - próbka - dobrze umył włosy i nie splątał ich. Delikatnie nawilżył skórę głosy. Nie zawierał sls, sles oraz soli. Zachwytów brak.
  •  Vichy, Lipo-Metric, Wyszczuplający żel rzeźbiący sylwetkę - próbka - bardzo przyjemnie wygładził skórę i delikatnie, prawie niewyczuwalnie schłodził. Ponadto miał holograficzny (duochromowy?) odcień.
  • Flos-lek, Żel arnikowy pod oczy - absolutny faworyt! Rozjaśniał cienie pod oczami, lekko nawilżał skórę. Sprawdzał się też na opuchnięcia z powodu niewyspania i łez. Ponadto był bardzo wydajny, opakowanie 50ml wystarczyło siedem miesięcy. 
  • Farmona, Sweet Secret, Migdałowy krem do rak i paznokci - wspaniały, marcepanowy zapach to jest to! Utrzymywał się na dłoniach dość długo i nie podrażniał nosa. Nie spowodował też bólu głowy. Nawilżał średnio, regenerował minimalnie - dla mnie to za mało.
  • Bi-es, Uroda, Melisa, Ochronna pomadka do ust - jedna z mniej ciekawych pomadek. Nawilżała średnio, nie regenerowała prawie wcale. Opakowanie było niespecjalne i szybko popękało, a nasadka spadała samoistnie, co owocowało tym, że na sztyfcie znajdowałam paprochy.
  • Lovely, Liguid Lip Balm, With aloe vera and mentol - ukochany, uwielbiony, niezastąpiony! Wspaniale odżywia, regeneruje i wygładza usta, pomaga wyleczyć zajady i popękania. Niweluje suche skórki oraz pieczenie. Zużyłam dwa opakowania.
  • The House of Pets, Jack, Blueberry, Shower Gel - jeden z ładniejszych zapachów całej serii. Całkiem porządnie umył skórę bez wysuszania. Pienił się minimalnie, zmywał bezproblemowo. Opakowanie w kształcie pieska zachęcało do używania, a i sam żel wychodził z niego mniej opornie niż pozostałe.
  •  Bandi, Body Care, Ryżowy peeling do ciała - próbka - kolejny nieciekawy próbas. Produkt był rzadki, spływał z rąk, ścierał delikatnie i niewystarczająco. Pachniał przyjemnie, lecz nie powalająco.
  • Johnson's, Baby, Ochronny krem przeciw odparzeniom - próbka - nakładałam go na noc na nogi po depilacji i tam sprawdził się znakomicie. Niwelował uczucie pieczenia oraz widoczne zaczerwienienia. Był bardzo wydajny, próbka 15ml starczyła mi na około sześć użyć.
  • Softella, Płatki kosmetyczne - używałam ich do zmywania lakieru z paznokci i sprawdzały się całkiem nieźle. Czasem dochodziło do rozwarstwień, jednak były one rzadkością. Nie rwały się, nie wychodziła z nich wata. 
  • Eveline, Scarlett, 550 - biały lakier do paznokci. Nie zużyłam go wprawdzie całego, ale muszę wyrzucić. Ze względu na nieczęste używanie zrobiłam z niego frankena, po czym rozwarstwił się i długo sechł. Tworzył plastelinową warstwę na paznokciach, czego nie jestem w stanie znieść.
  •  Ziaja, Herbika Plant, Bioaktywny krem wygładzający - zużyłam go na spółkę z Mamą. Zarówno mnie, jak i Jej przypadł do gustu. Jest lekki, szybko się wchłania, lekko nawilża i co najważniejsze - wygładza. Moja twarz w miejscach po zagojonych pryszczach jest bardzo szorstka - ten krem niweluje to szpetne i nieprzyjemne uczucie!
  • Eucerin, Regenerujące mleczko do ciała 10% UREA - próbka - przypadł mi do gustu. Dobrze nawilżał skórki wokół paznokci oraz dłonie. Nie wywołał uczulenia. Wchłaniał się dość szybko, pozostawiając chwilowy film. Miał apteczny zapach, lecz do zniesienia.

środa, 30 maja 2012

Natychmiastowy cud! L'Oreal Paris Elseve Total Repair 5 Instant Miracle Kuracja regenerująca

Kiedy wraz z wiosną moje włosy zaczęły pokazywać swoje brzydkie oblicze, postanowiłam zaserwować im terapię w postaci odpowiednich specyfików. Efekty były dość marne, więc gdy tylko pewna blogerka wysłała mi w drodze wymiany kosmetyk o iście złożonej nazwie L'Oreal Paris Elseve Total Repair 5 Instant Miracle Kuracja regenerująca natychmiast rzuciłam się na niego i nie żałuję!


Kuracja zapakowana jest w duże, lustrzane, poręczne opakowanie w formie tuby stojącej na głowie. Wykonana jest z miękkiego materiału, prawdopodobnie plastiku, ułatwia dozowanie kosmetyku bez męczenia się. Nakrętka na ''klik" jest bardzo dobrym rozwiązaniem, otwiera i zamyka się bezproblemowo, ale nie samoistnie. Całość jest bardzo wygodna w użytkowaniu.

Tuba została opatrzona jedną naklejką, która otacza całość. Mimo wielkości porządnie trzyma się na swoim miejscu, nie wykazuje tendencji do tworzenia pęcherzyków ani odklejeń.Szata graficzna czyni produkt wizualnie profesjonalnym, a lustrzany efekt przyciąga wzrok zarówno w drogerii, jak i w łazience.


Odżywka ma wspaniałą konsystencję - jest lekka, śliska, miękka, nie ucieka z rąk, świetnie się rozprowadza. Mała ilość wystarcza na pokrycie całych włosów, nie trzeba nakładać połowy tubki na raz, ale mimo wszystko jest średnio wydajna, bo używam jej trzy razy w tygodniu na końcówki i raz na całe włosy. Ponadto ma delikatny, różowy kolor.

Zapach kuracji jest trudny do zidentyfikowania. Czuć w nim zarówno słodkawe, jak i kosmetyczne nuty. Produkt pachnie profesjonalną odżywką dobrej jakości. Niemniej jednak woń jest niezwykle przyjemna - wcale a wcale nie potrzebuję spinacza do bielizny nałożonego na nos :D Wyjątkowo stwierdzam, że naprawdę mi się podoba, chociaż cały czas zaciągać się nią nie muszę.


Muszę przyznać, że sporo się po niej spodziewałam i nie zawiodłam się! Kuracja bardzo ładnie wydobywa naturalny blask włosów, sprawia, że łatwo się rozczesują i układają. Ponadto świetnie wygładza włosy, uelastycznia je i ogranicza szorstkość o kilkanaście procent, co jest moim małym sukcesem! Ponadto nie obciąża i nie przyspiesza przetłuszczania się włosów.

Opakowanie oceniam na 8 - dość funkcjonalne, lecz wolałabym słoik. Konsystencja - 10. Śliska i dość gęsta, łatwo się rozprowadza. Zapach - 9 - naprawdę adekwatny do jakości kosmetyku, profesjonalny i słodkawy. Działanie - 9. Bardzo dobrze wygładza, włosy są łatwe w rozczesywaniu i układaniu, lśniące i miękkie. Ocena ogólna 8,5-9,0/10. Gorąco polecam Wam tę kurację!

poniedziałek, 28 maja 2012

Wymiankowe love vol. II

Dokładnie miesiąc temu, 28 kwietnia zaserwowałam Wam post wymiankowy, w którym pokazałam moje łupy. Maj również obfitował w kilkanaście zdobyczy, więc dodanie go jest niemal obowiązkiem! Zapraszam do oglądania i czytania!


Zacznę od pierwszej majowej wymiany, którą poczyniłam z autorką bloga My Vanity Bag, mianowicie z Immenseness. Magda uraczyła mnie świetną odżywką do włosów o nazwie L'Oreal Paris Elseve Total Repair 5 Instant Miracle Kuracja regenerująca, dwoma lakierami w bardzo modnych odcieniach -  Avon Nailwear Pro Luxe Lavender i Barbra Cosmetics Q by Colour Alike 101 Trele Morele, a także lawendowym olejkiem do paznokci i skórek firmy Sensique. Dostałam też próbki dwóch Avonowych zapachów - Infinite Moment For Her (edt) oraz Little Black Dress (edp). Oczywiście wszystko poszło w ruch, odżywka cudowna, lakiery  w połowie zrecenzowane, olejek w użyciu, a próbkami miziam się od czasu do czasu. Dziękuję!


Kolejną wymiankę poczyniłam z Rudą, autorką bloga Ginger Thoughts. Otrzymałam krem do cery bardzo wrażliwej Alverde, który od dawna chciałam wypróbować, mimo że jestem posiadaczką cery mieszanej, a w dodatku trądzikowej. Wybrałam sobie też pierwszy w życiu czerwoną emalię do paznokci Basic Nagellack Nailpolish 281. Ruda dorzuciła dwie próbki kosmetyków do włosów - nawilżającego szamponu Emolium oraz serum wzmacniającego A+E Biovax L'biotica. Póki co niczego jeszcze nie użyłam, jedynie maznęłam paznokcia lakierem i mogę powiedzieć jedno - świetnie kryje! Dziękuję!


Kolejną przesyłkę otrzymałam od Oli z bloga Belleoleum, jako podziękowanie za płyn micelarny i balsam do ust. Autorka rozpieściła mnie bardzo mocno marmurkowym różem Essence Marble Mania w odcieniu 01 Swirlpool, który niestety podróży nie przetrwał - połamaną połowę mogę komuś oddać, bo jest go tak dużo, ze sama nie dam rady zużyć. Mimo wszystko jest piękny. Dostałam również próbki żelu, kremu oraz filtra SVR z linii do cery trądzikowej Lysalpha, balsamu do ciała Nuxe i mleczka Eucerin, kremu do twarzy Ava Bio Rokitnik, peelingu i kremu Jadwiga. Wielkie dzięki! :)


Ostatnia przesyłka to produkty kupione u One_LoVe, autorki bloga my-love-cosmetics. Zakupiłam sól eukaliptusową Eucalyptus (Empire Nature?), 1/4 opakowania kwasu hialuronowego z Mazideł oraz próbkę bogatego kremu nawilżającego Biotherm. Jako gratis dostałam odsypkę maski algowej pod oczy oraz glinki zielonej BioCosmetics. Dziękuję!


Wszystkim jeszcze raz dziękuję, sprawiłyście mi dziką radość! Mam nadzieję, że paczki ode mnie wywołały podobne odczucia!

niedziela, 27 maja 2012

Stop dla puszących się włosów! Isana Hair Glättungs Spülung Odżywka wygładzająca

Jakiś czas temu po przeczytaniu masy pozytywnych opinii na temat odżywki wygładzającej Isana Hair Glättungs Spülung postanowiłam wrzucić ją do Rossmannowego koszyka. A kiedy przyszedł czas na pierwszą aplikację, oczekiwałam cudu. Jeśli chcecie wiedzieć jakie były moje odczucia zapraszam do lektury!


Odżywka znajduje się w typowym dla tej firmy opakowaniu, lekko rozszerzającym się ku górze. Wykonane z dość miękkiego, uginającego się plastiku jest średnio wygodne. Butelkę o pojemności 300ml wieńczy różowa nakrętka-podstawka na "klik", która sama w sobie jest dość stabilna i otwiera się nawet łatwo, ale nie samoistnie.

Naklejki posiada trzy - jedną z przodu, dwie z tyłu. Są papierowe, więc przy kilkukrotnym łapaniu mokrymi łapkami mogą zostać w dłoniach, zwłaszcza ta polska, doklejona. Szata graficzna nie najgorsza, ot zwykła fotografia pani o pięknych, długich blond włosach. Ponadto kilka niemieckich napisów oraz polskie na tylnej części.


Konsystencja odżywki jest dość rzadka. Łatwo spływa z dłoni, jednak na włosach trzyma się dobrze. Dobrze się rozprowadza, ale u mnie mała ilość wielkości orzecha włoskiego niestety nie wystarcza. Zmywa się bezproblemowo, nie zostaje między kosmykami.

Zapach produktu jest niewątpliwie ładny, lekki, nienachalny, ale bardzo przyjemny. Całe szczęście, że nie drażni nosa w sposób negatywny, a pozytywny :-) Nie jest to jednak woń tak piękna, że można by go wąchać godzinami.


Bardzo podoba mi się fakt, że odżywka widocznie wygładza włosy, w wyniku czego absolutnie się nie puszą. Łatwo się rozczesują, nie trzeba ich ciągnąć, drzeć i wyrywać. Ponadto lepiej się układają i nie wywijają we wszystkie możliwe strony świata. Są miękkie, lekko nabłyszczone, ale nie wysuszone. Póki co użyłam jej cztery razy i wszystko jest dobrze. Czy odżywione? Nie wiem, może odrobinkę. Mam nadzieję, że będzie tak do końca opakowania, jeśli chodzi o brak wysuszania.

Opakowanie oceniam na 8. Dość ładne, funkcjonalne, stabilne. Konsystencja - 7. Rzadka, dobrze się rozprowadza, zmywa się bezproblemowo. Zapach - 7. Przyjemny, typowy dla odżywek. Działanie - 8. Włosy się nie puszą i lepiej się układają oraz rozczesują. Ocena ogólna 7/10.

piątek, 25 maja 2012

Beton! Essence Vampire's Love Nail Polish 04 The Dawn is Broken

W wampirycznym, limitowanym lakierze Essence o wyglądzie betonu zakochałam się od pierwszych swatchów pojawiających się na Waszych blogach. Kiedy udało mi się wreszcie dotrzeć d pobliskiej Natury, emalii już nie było. Jednak gdy po niemal półrocznych poszukiwaniach ujrzałam go w gablotce wyprzedażowej, nie wahałam się ani chwili, zwłaszcza, że kosztował 4.99 :D

Kolor lakieru Essence Vampire's Love Nail Polish 04 The Dawn is Broken jest iście niezwykły - szary ze srebrnym shimmerem i czarnymi drobinkami, mieniącymi się w słońcu na granatowo. Zdecydowanie przypomina beton, co w moim mniemaniu daje tak piękny efekt, że ciągle zerkam na paznokcie!

Rozprowadza się idealnie, równomiernie, bez zacieków. Jedna warstwa jest nie najgorsza, choć do pełnego krycia potrzeba dwóch. Wysycha naprawdę bardzo szybko, wystarcza kilka minut do osiągnięcia pełnej twardości i suchości. Odciski oraz rysy praktyczne nigdy się nie zdarzają.


Powiem jedno - uwielbiam ten lakier!

czwartek, 24 maja 2012

Owocowy pastel! Barbra Q by Colour Alike 101 Trele Morele

Nie oszukujmy się, szał na pastele dopadł także i mnie, więc gdy tylko trzymałam wymiankową paczuszkę od immenseness chciwie opatrzyłam lakiery idealnie wpasowujące się w ten trend. Na pierwszy ogień poszedł lakier rodzimej marki Barbra z serii Q by Colour Alike o wdzięcznej nazwie 101 Trele Morele.

Jak sama nazwa wskazuje, lakier ma typowo morelowy kolor z delikatnym, niemal niewidocznym na paznokciach srebrnym shimmerem. Myślę, że zawiera domieszkę pomarańczu, a także mlecznego beżu, ponieważ jest lekko rozbielony.

Rozprowadza się bardzo dobrze, równomiernie, nie zalewa skórek. Pierwsza warstwa jest bardzo blada i niekryjąca, druga podobnie. Przy trzeciej wygląda już dobrze, ale lekkie prześwity się pojawiają. Szybkość wysychania jest (lub nie) równomierna do ilości nakładanych warstw. Przy koniecznych trzech schnie bardzo długo, a zarówno w trakcie, jak i po względnym wysuszeniu pojawiają się odciski, rysy, wgniecenia i inne niespodzianki.


Cóż mogę powiedzieć - kolor ładny, ale wysychanie i towarzyszące mu niespodzianki to katorga. Potestuję jeszcze i dam znać, jak się sprawuje. Ewentualne trafi do zakładki wymiankowej, do której serdecznie zapraszam - klik!

środa, 23 maja 2012

Codzienny relaks! Adidas for Women Hydrating Shower Gel Relax

W którymś poście wspominałam, że myjadła do ciała w formie żelu zużywają się u mnie w trybie natychmiastowym, ponieważ jak powszechnie wiadomo, codzienne mycie wymaga odpowiedniej ilości produktu nie tylko do czynności oczywistych, ale też dla podkreślenia walorów zapachowych. A że wieczorem lubię relaks na szybko, nabyłam drogą kupna nowość od firmy Coty, mianowicie Adidas for Women Hydrating Shower Gel w wariancie zapachowym Relax (Flower Bouquet Soothing).


Butelka ma ciekawy, kobiecy kształt, dobrze dopasowuje się do dłoni. Wykonana z dość twardego plastiku ani nie utrudnia, ani nie ułatwia użytkowania. Niemniej jednak nie musimy się gimnastykować, ponieważ przez odpowiedniej wielkości wylot żel niestety wypływa po przechyleniu samoistnie. Nakrętka na "klik" pod prysznicem sprawdza się nieźle - otwiera się średnio opornie, wydając zarówno przy otwieraniu, jak i przy zamykaniu dźwięk.

Żel posiada tylko dwie naklejki bez zbędnych czy też rozśmieszających informacji. Przyklejone idealnie - póki co przeżyły bez uszczerbku intensywnie przepłukiwaniu wodą, trzymanie w mokrych dłoniach i podróż samochodem w temperaturze co najmniej trzydzieści stopni na plusie. Szata graficzna w porządku - cień kobiety podczas medytacji.


Konsystencja żelu jest jak najbardziej odpowiednia. W żadnym wypadku nie przypomina wody ani galaretki. Raczej jest to niezbyt gęsty kisiel z pęcherzykami powietrza w środku. Mimo wszystko lubi spływać z dłoni, więc trzeba spieniać go na ciele tuż po wydobyciu z opakowania. Piana o której wspomniałam wyżej rzeczywiście powstaje! Przyjemnie otula ciało piankową kołderką!

Zapach produktu oceniam na bardzo przyjemny, kwiatowy, lekki, delikatny i nienachalny, dość mocno relaksujący. Rzeczywiście pomaga się uspokoić, nie daje nam energetycznego kopa, ale też nie usypia, nie powoduje znużenia i zasypiania na stojąco :)


Żel przede wszystkim bardzo dobrze myje ciało. Nie podrażnia, nie wzmaga atopowego zapalenia skóry w łokciach i niekiedy na udach. Nie zauważyłam efektu nawilżenia - spowodowane jest to faktem, że po każdym prysznicu wsmarowuję w ciało odpowiednią ilość balsamu/masła. Nie przesuszył mojej skłonnej do tego skóry, mimo że zawiera SLS lub SLES i to na drugim miejscu w składzie. Swoją drogą - kto wkłada ten składnik do nawilżających produktów?

Opakowanie oceniam na 9 - wygodne, przyjemne w użytkowaniu. Szkoda tylko, że nakrętka nie ma blokady w postaci silikonowego niekapka. Konsystencja dostanie 8 - w sam raz, chociaż trochę spływa. zapach - 9. Ładny, kwiatowy, relaksujący, na wieczór ok. Działanie - 9,5 - dobre mycie, zero wysuszania. Ocena ogólna - 8,5/10.

poniedziałek, 21 maja 2012

Fuksja - reaktywacja! Sensique + Mariza + Lovely

Wczoraj korzystając z faktu, że mój sobotni mani nieco starł się przy końcówkach, postanowiłam machnąć sobie pazury w błyszczącą skorupkę :D Faktycznie, skorupa wyszła jak się patrzy, trochę ściągnęła fuksję i koral :/ Choć efekt nie podobał mi się zbytnio, obfocić zdążyłam i przybywam!

Na lekko sfatygowany mani składający się z pojedynczych warstw Sensique Oriental Dream Indian Rose w kolorze jasnego koralu i Mariza Care&Control, czyli żelkowej fuksji nałożyłam pękacz Lovely Magic Cracking 13 w odcieniu fioletowo-złotym.

Pękacz jest jak dla mnie bardzo gęsty, ale dobrze rozprowadził się na pozostałych warstwach. Wysechł szybciutko, pozostawiając pęknięcia dające efekt skorupy :D Zmył się po dwóch pociągnięciach wacikiem, mimo że to brokat w owczej skórze.

niedziela, 20 maja 2012

Cyrkowe koło ratunkowe, czyli China Glaze Life Preserver + Essence Nail Art Topper Circus Confetti!

Rankiem pomalowałam paznokcie jednym z moich ulubionych lakierów - China Glaze w odcieniu Life Preserver z kolekcji Anchors Away! Jednak przeglądając pudełko z rzeczami do wymiany natknęłam się na niegdyś uwielbiany przeze mnie top Essence - Circus Confetti! Korzystając z faktu, że lakieru było i nadal jest dużo, machnęłam sobie manicure typowo wakacyjny!

Użyłam mocno kremowego pomarańczu w odcieniu koła ratunkowego China Glaze Anchors Away Life Preserver oraz topu, który składa się z przezroczystej bazy i ośmiokątnych, wielokolorowych drobin brokatu, a zwie się Essence Nail Art Topper Circus Confetti!

Nałożyłam dwie cienkie warstwy Chińczyka i jedną cyrkowca. Pierwszy wysechł dość szybko - każda warstwa potrzebowała około pięciu - dziesięciu minut. Natomiast ten drugi utworzył warstwę podobną do plasteliny i po przejechaniu opuszkiem palca zdarł się niemal całkowicie, pociągając za sobą Chińczyka.

sobota, 19 maja 2012

Wybielacz! Verona Beauty Nail Club Odżywka wybielająco-wygładzająca

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam świetną odżywkę , która pomaga mi w ukryciu i pozbyciu się licznych plamek i nierówności paznokcia, a także sprawia, że płytki wyglądają o niebo lepiej - błyszczą, nie łamią się i są w dużo lepszej kondycji niż bez niej. Oto powitajcie wybielająco-wygładzającą odżywkę Verona Beauty Nail Club.


Odżywka zapakowana jest w widoczny na powyższym zdjęciu kartonik, skłonny do wgnieceń i rozdarć, który może przytłaczać ilością informacji, posiadający ulotkę wewnątrz. Właściwe opakowanie to zwyczajna, kwadratowa buteleczka, typowa dla lakierów do paznokci o pojemności 8ml. Wykonane jest solidnie, równo, stoi stabilnie i nie chwieje się. Pędzelek jest dość cienki i średniej długości, dobrze przycięty, nie wychodzą z niego pojedyncze włoski,  nie utrudnia aplikacji produktu.

Szata graficzna kartonika jest dość schludna i estetyczna, ale z lekka przytłacza ilością napisów. Buteleczka została opatrzona kilkoma słowami - nazwą firmy, serii, a także informacją, czym jest. Po kilkudziesięciu użyciach i przewracaniu w dłoniach napisy zaczęły się ścierać, a po przejechaniu zmywaczem zniknęły, pozostawiając mgliste wspomnienie, które zdołamy ujrzeć, ale tylko i wyłącznie pod słońce :-)


Konsystencja odżywki jest bardzo dobra, dzięki czemu łatwo nakłada się na paznokcie. Nie jest ani zbyt rzadka, ani zbyt gęsta, lejąca. Rozprowadza się równomiernie, nie smuży. Wystarczy około trzech minut na pełne wyschnięcie i utwardzenie bez rys czy obdarć.


Skład: Butyl Acetate, Ethyl Acetate, Nitrocellulose, Adipic Acid/Neopentyl Glycol/Trimellitic Anhydride Copolymer, Acetyl Tributyl Citrate, Isopropyl Alcohol, Acrylates Copolymer, Stearalkonium Hectorite, CI 77891, Bezophenone-1, Melaleuca Alternifolia Oil, Benzophenone-3, Dimethicone, Oenothera Biennis Oil, Panthenol

Odżywka bardzo ładnie, lekko zakrywa mankamenty paznokci delikatnym, mlecznym kolorem. Po dwóch tygodniach używania i zmywania co cztery dni płytki stały się jaśniejsze, gładsze, a białe plamki zmniejszyły się. Stały się też nieco mocniejsze i zaczęły szybciej rosnąć. Nigdy nie były w tak dobrej kondycji!

Opakowanie 7/10 - kartonik, ulotka, niezła buteleczka. Konsystencja 8/10 - dobrze i równomiernie się rozprowadza, jednak po trzech miesiącach używania zgęstniała i nie da się jej używać. Wydajność 9/10 - wystarczyła na około sto dni! Po upływie tego czasu zostało jej może dwa mililitry i zgęstniała. Działanie - 9/10. Wspaniale wybiela i pomaga pozbyć się plam. Ocena ogólna - 9/10. Polecam!

Rozdanie u Red Lipstick!

Red Lipstick postanowiła nas rozpieścić kosmetykami Avon! Nie wiem jak Wy, ale ja pędzę się zgłosić, bo nagrody kuszą mocno! Zainteresowanych zapraszam tutaj - klik!

Fuksja z dodatkami, czyli Sensique Oriental Dream Indian Rose + Mariza Care&Control 44

Jakiś czas temu pisałam o próbie okiełznania pewnego lakieru, mianowicie Mariza Care&Control 44. Mimo niechęci spowodowanej pierwszymi testami postanowiłam się przemóc i nałożyć go na inną emalię, co sprawiło się w stu procentach przekonałam się do różowych paznokci :D

Efekt uzyskałam dzięki szybkoschnącemu, koralowemu Sensique Oriental Dream Indian Rose z prześlicznym shimmerem i bohaterowi dzisiejszego paznokciowego posta, czyli Mariza Care&Control 44. Jest to emalia w kolorze fuksji o wykończeniu żelkowym, bez jakichkolwiek drobinek. Solo wygląda trochę niemrawo i płasko, więc mieniąca się warstwa podkładowa jest jak najbardziej wskazana :)

Rozprowadza się bardzo dobrze, dość precyzyjnie, raczej nie zalewa skórek. Kryje dość równomiernie, na zdjęciu widoczna jest jedna warstwa na wyżej wspomnianym koralu. Schnie w miarę szybko - około piętnastu minut, co w obecnej porze roku nie sprawia mi problemu, gorzej w zimie, bo wtedy wolę coś na szybko. Znika całkiem szybko - po kilku godzinach mam już minimalnie starte końcówki, ale należy dodać, że nie użyłam bazy po lakier.

czwartek, 17 maja 2012

Malinowa pielęgnacja, czyli Sensique Perfect Lip Care Sweet Raspberry

Pomadka ochronna, którą przedstawię Wam dzisiaj, została zużyta już dawno temu, mianowicie w grudniu. Mimo upływu czasu jej działanie pamiętam bardzo dobrze i chętnie przystąpię do recenzji. oto przed Wami stoi Sensique Perfect Lip Care Sweet Raspberry.


Pomadka zamknięta jest w typowe dla takich produktów opakowanie - proste, lekko kiczowate, wykonane dość niedbale. Już po kilka dniach używania różowa nakrętka spadała samoistnie z białego trzonu z mazidłem, pękając po bokach nawet przy niezbyt mocnym przyciśnięciu. Wysuwała się dobrze, nic się nie zacinało.

Szata graficzna produktu jest niezwykle prosta, lecz nieco kiczowata. Cztery białe napisy w kolorze białym, które z czasem się ścierają, a do tego różowa nakrętka oraz tani plastik. Kartonik, w który zapakowana jest pomadka przed otwarciem jest uroczy, dziecięcy, wręcz infantylny.


Pomadka jest twarda i nietłusta, zwłaszcza na początku. Z czasem nieco mięknie, ale nie ma co oczekiwać konsystencji smalcu lub margaryny. Rozprowadza się dość dobrze, pozostawiając delikatny, bezbarwny błysk, który bardzo szybko znika z ust, a wraz z nim działanie.

Zapach produktu jest oczywisty - malinowy, z nutą typowej pomadki ochronnej. Jest o tyle niedrażniący i niechemiczny, że da się z nim wytrzymać bez konieczności zatykania nosa spinaczem :D Niemniej jednak nie czuję się uwiedziona jego wonią na tyle, abym mogła powiedzieć, że jest cudownie naturalny i rzeczywisty.


Pomadka nawilża bardzo słabo i krótko, dosłownie kilka-kilkanaście minut. Efekt natłuszczenia i regeneracji jest złudny i chwilowy. Ochrona przed mrozem, liszajami, zajadami minimalna, niemalże zerowa. Odczułam lekkie zmiękczenie warg, ale nie usunięcie szorstkości.

Opakowanie oceniam na 5 - niesolidne, łatwo je zniszczyć, nieco kiczowate. Konsystencja 6 - twarda, nietłusta, nie pozostawia na ustach ochronno-tłustej warstwy, co u mnie jest wielkim minusem. Zapach 4 - pomadkowo-malinowy, jakby dziecinny, średnio naturalny. Działanie - 2. Zero nawilżenia, natłuszczenia, regeneracji. Ocena ogólna 3,5/10. Kompletnie się nie sprawdziła, stosowanie jest bezsensowne, ewentualnie można wrzucić ją do torebki na wszelki wypadek.

                                                                   ***

Z racji, że zgubiłam gdzieś kabel USB, dzięki któremu mogłam przesyłam zdjęcia na bloga z telefonu, recenzje będą pojawiać się rzadziej, dopóki go nie znajdę/nie kupię nowego.

środa, 16 maja 2012

Bazarkowy błysk, czyli My Secret Nail Polish 114 + Catrice Out Of Space 01 My Milkyway!

Kilka tygodni temu naszło mnie na kosmiczno-bazarkowy manicure, lekko różowy, mocno błyszczący, wyglądający jak najbardziej plastikowo i tanio. Efekt był dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam, a że o nim zapomniałam, to zdjęcia wstawiam dopiero dzisiaj :D

Użyłam różowego lakieru o lekko bazarkowym wykończeniu, mianowicie My Secret Nail Polish 114, który swoją drogą całkiem mi się podoba, oraz mlecznego, połyskującego topa Catrice Out Of Space 01 My Milkyway!, o którym wspomniałam tutaj - klik!

Nałożyłam jedną warstewkę różu i dwie grubsze topa, co owocowało niesamowitymi odciśnięciami i miękkim lakierem nawet po upłynięciu pół godziny od malowania. Niemniej jednak obie emalie rozprowadzały się nadzwyczaj dobrze i nie zalewały skórek. Łatwo było je zmyć, nawet gdy były jeszcze niewyschnięte, nie mazały się. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że bazarkowego efektu nie chcę nigdy więcej!

wtorek, 15 maja 2012

Oczekujący na zużycie

Kilka dni temu przejrzałam koszyczek z zapasami kosmetycznymi, małymi wprawdzie, ale mocno zajmujący powierzchnię półki. A to balsam do ciała, a to maseczki, mini-żele pod prysznic, próbki, a nawet tonik i krem do rąk. W związku z tym postanowiłam zrobić sobie mały odwyk i mianować nim również Was, mniej więcej na kształt tagu. Jesteście zainteresowane takimi nominacjami?

Warunkiem wzięcia udziału w przedsięwzięciu jest zrobienie na blogu listy kosmetyków, które stoją na półce niby na zapas, ale kupujemy nowe, odsuwając je w kąt. Nawet nie wiemy, ile perełek się marnuje, bo nawet nieotwarte kosmetyki kiedyś stracą ważność, a kiedy zaczniemy je na gwałt zużywać, pogubimy się i przysporzymy kłopotów.

Co należy zrobić, aby wziąć udział w zabawie? Wystarczy umieścić link do tej notatki na swoim blogu i zrobić listę kosmetyków do zużycia! Do zabawy zapraszam wszystkich, a szczególnie moje wspaniałe obserwatorki oraz Zoilę, która bezustannie próbuje zużyć kremy do rąk :D

niedziela, 13 maja 2012

Naturalnie! BeBeauty Green Nature Regenerujący balsam do ciała

Jakiś czas temu natknęłam się na wystawione ponownie na Biedronkowych półkach 'naturalne' kosmetyki firmy BeBeauty, a że używałam ich na wakacjach i miło wspominałam, skusiłam się na opakowanie regenerującego balsamu do ciała BeBeauty z serii Green Nature. Dzisiaj, po dłuższym stosowaniu, postanowiłam podzielić się z Wami opinią na jego temat.


Balsam zapakowany jest w dużą, średniej twardości tubę bez udziwnień i ulepszeń, którą łatwo utrzymać w dłoni. Nakrętka na ''klik", która jest również podstawką łatwo, lecz nie samoistnie się otwiera i zamyka, a towarzyszy temu pewien dźwięk, świadczący o idealnym domknięciu. Otwór, przez który wypływa produkt jest odpowiedniej wielkości i nie pozwala na wypływanie balsamu bez naszej interwencji.

Tuba została opatrzona jedną, wielką naklejką, pokrywającą prawie całą jej powierzchnię. Przyklejona dobrze, nie odkleja się i nie robi pęcherzyków. Szata graficzna jest bardzo ładna - delikatne, naturalnie wyglądające, fioletowe kwiaty, do złudzenia wyglądające jak żywe. Całość prezentuje się lekko i nienagannie, ukazując naturę w pełnej krasie.


Balsam ma bardzo przyjemną konsystencję - lekką, miękką, niezbyt gęstą, ale też nie mleczkową. Wspaniale się rozprowadza, dzięki czemu nie trzeba wylewać pół opakowania dziennie, by pokryć całe ciało. Wchłania się dość szybko, lecz nie ekspresowo, bo kilka minut. Nie pozostawia na skórze lepkiego filmu.

Zapach produktu jest bardzo przyjemny, idealny na lato, lecz nie do końca zidentyfikowany. Mnie kojarzy się z roztartymi w dłoniach płatkami kwiatów w czasach beztroskiego dzieciństwa. Ponadto jest bardzo świeży i lekki, nieprzymulający, nienachalny i nieduszący. Nie roznosi się po całej łazience i nie drażni wrażliwego nosa.


Kosmetyk działa o wiele lepiej niż krem do rąk z tej samej serii - faktycznie całkiem dobrze i widocznie nawilża i wygładza skórę. Staje się ona miękka i elastyczna, nieźle zregenerowana w miejscach suchych i nieukojonych, również na dopiero co wydepilowanych nogach. Nie uczula, nie podrażnia, nie pozostawia uczucia suchości i szorstkości.

Opakowanie oceniam na 8 - solidna tuba, którą pod koniec użytkowania trzeba będzie rozciąć. Ponadto ładna i przejrzysta szata graficzna, 9. Konsystencja - 9 - lekka, łatwo się wchłania, nie pozostawia filmu na skórze. Zapach - 8,5 - przyjemny, znany z dzieciństwa, nienachalny i świeży. Działanie - 9. Przyjemnie nawilża, wygładza i pielęgnuje skórę bez podrażniania. Ocena ogólna - 8,5/10.