sobota, 31 marca 2012

Marcowe zużycia - próbki i pasty do zębow + krem pod oczy

Bardzo lubię próbki kosmetyków! O tych, które zużyłam w marcu napiszę w tym poście.

  • Balneum, Baby Basic, Krem nawilżająco-natłuszczający - nie spodobał mi się, bo w ogóle nie nawilżył ani nie natłuścił, w dodatku nijak pachniał. Zawierał parabeny, a jest to produkt dla dzieci.
  • Ziaja, Intensywna pielęgnacja włosów, Intensywne wygładzanie włosów niesfornych - szampon i maska - z tym tandemem również się nie polubiłam. Jedyną jego zaletą jest to, że bardzo dobrze się pieni. Nie zadziałał jednak, umył i lekko odżywił, ale nic poza tym.
  • Ziaja, Kokosowa, Mleczko do ciała - okropność! Strasznie śmierdział zgniłym kokosem, w dodatku prawie w ogóle nie nawilżył. Dobrze, że mnie nie uczulił.
  • Tołpa, Eco Spa, Mleczko-olejek do ciała - miał bardzo przyjemny skład, a do tego pachniał nadziewanymi cukierkami na gardło o smaku cytrynowym! Nawilżył raczej średnio.
  •  Ziaja, Energia pomarańczy, Mydło pod prysznic - kiedyś miałam pełnowymiarowe opakowanie i bardzo lubiłam zapach tego mydła. Naprawdę dobrze myje i nie wysusza.
  • Oilan, Krem do rąk regeneracyjny-ochronny - nie wyróżnił się niczym szczególnym. Efekt nawilżenia był średni, regeneracyjny również.
  • Nivea, Regenerujący balsam do ciała SOS - wcale nie zregenerował suchych miejsc, takich jak łydki czy kolana. Nawilżenie było tak lekkie, że aż niezauważalne.
  • Oilan Forte, Hydro-lipidowy balsam do ciała - całkiem niezły. Przyjemnie nawilżył skórę, również na łydkach i kolanach. Nie pachniał apteką.
  • AA Eco, Dyniowy balsam do ciała - spodziewałam się lepszych efektów po tym produkcie. Działanie nawilżające było bardzo lekkie. Zapach nie przypominał do końca dyni, a szkoda.  
  •  Blend-a-med, 3D White - bardzo lubię pasty do zębów tej firmy, a ta również była całkiem niezła. Naprawdę dobrze oczyszczała i nieźle wybielała, ale nie spektakularnie.
  •  Dentix Plus, Complete - nie pierwszy raz skusiłam się na tę biedronkową pastę. Nieźle wybiela i ma przyjemny zapach, a do tego jest bardzo tania.
  •  Ziaja, HerbikaPlant, Krem pod oczy rozjaśniający cienie - mój pierwszy krem pod oczy. Wchłaniał się bardzo wolno, zostawiając błyszczącą poświatę. Lekko rozjaśniał cienie, sprawiał, że stawały się nieco mniej widoczne, ale naprawdę nieco. Nie wygładził minimalnych zmarszczek mimicznych, a stosowałam go kilka razy w tygodniu przez rok.

piątek, 30 marca 2012

Marcowe zużycia - produkty pełnowymiarowe

Nadszedł koniec marca, więc czas na podsumowanie zużyć. Większości poniższych kosmetyków używałam z przyjemnością i żal mi się z nimi rozstawać, więc możliwe, że doczekają się drugiego opakowania.

  • Artiste, Szampon oczyszczający i nadający lekkość (recenzja) - całkiem przyjemny produkt, dobrze oczyszczał włosy, nie przeciążał, a nawet lekko nabłyszczał i w średnim stopniu ułatwiał rozczesywanie włosów. Był bardzo wydajny, opakowanie 275ml wystarczyło na trzy i pół miesiąca. Nie spowodował łupieżu. 
  • Synergen, Body Lotion, Straffend mit-Koffein (recenzja) - bardzo polubiłam ten balsam. Był bardzo lekki, szybko się wchłaniał i nie pozostawiał tłustego czy lepkiego filmu. Całkiem dobrze nawilżał, ale bez efektu "wow". Bardzo spodobał mi się jego zapach, jakby kwiatowy, młodzieżowy. Opakowanie 400ml starczyło na trzy miesiące, więc nieźle.
  • Joanna, Styling Effect, Nabłyszczacz w sprayu do włosów - nie pokochałam tego produktu do stylizacji. Używałam go zarówno doraźnie, jak i na co dzień. Efekt nabłyszczenia był słaby, znikał po kilkunastu minutach. Włosy stawały się miękkie, ale już po chwili tłuste i przyklapnięte. Miał funkcjonalne opakowanie, przez które było widać poziom zużycia. Opakowanie 150ml wystarczyło na około pół roku.
  • Hasco-lek, Pasta cynkowa z kwasem salicylowym - bardzo dobry produkt. Wysusza wypryski i czerwone plamki. Po dłuższym używaniu skóra zaczyna schodzić, dzięki czemu blizny są mnij widoczne. Pomaga goić też zadrapania.  Była bardzo wydajna, opakowanie 20g wystarczyło na pięć miesięcy. 
  • Anida, Krem do rąk z silikonem prowitaminą B5, glicerynowo-cytrynowy - znam te kremy od lat, bo używają ich moi rodzice. Stosowałam go zamiast balsamu do ciała, kiedy mi się skończył. Nie nawilżał prawie w ogóle, pozostawiał lepki film przez kilkanaście minut. W niektórych miejscach wzmógł uczulenie, ale udało mi się go powstrzymać. Na dłonie jest równie kiepski. Użyłam go kilkanaście razy na całe ciało i nie polecam.
  • BeBeauty, Green Nature, Odżywczy krem do rąk - nie polubiłam się zbytnio z tym produktem. Nawilżał średnio, odżywiał słabo. Był dość rzadki, a do tego lepki. Wchłaniał się powoli, pozostawiał lekko kleisty film. Opakowanie 75ml zużyłam w dwa tygodnie.
  • The House of Pets, Dogs, Jack Strawberry Shower Gel - zwyczajny żel w przesłodkim opakowaniu w kształcie pieska. Trudno go wydobyć, ale po namoczeniu zamkniętej buteleczki w bardzo ciepłej wodze żel zaczyna wypływać. Miał ładny, truskawkowy zapach, nie do końca naturalny. Mył całkiem dobrze, pienił się słabo. Uciekał z ręki podczas kąpieli, musiałam uważać. Opakowanie 30ml wystarczyło na dwa prysznice. Kupiłam je w czteropaku, każdy inny zapach. Powinnyście znaleźć je w Rossmannie, ale w moim już się skończyły.
  • Roxanne Apple (różowe) - bardzo polubiłam tę wodę toaletową. Miała przyjemny, jak dla mnie owocowo-kwiatowy zapach. Zapach utrzymywał się na skórze przez kilka godzin. Nie dusił, nie wywoływał mdłości. Kupiłam go w Golden Rose za niecałe dziesięć złotych. Opakowanie 18ml wystarczyło na prawie rok. 
  • Celia, Aloesowy zmywacz do paznokci 2w1 - nigdy nie miałam zmywacza o tak potwornym zapachu jak ten! Śmierdzi octem tak mocno, że aż robi się niedobrze. Zmywał średnio, przy niektórych lakierach trzeba było się mocno namachać, żeby uzyskać pożądany efekt. Naprawdę nie polecam, opakowanie 50ml zużyłam w trzy tygodnie. 
  • Sensique, Zmywacz do paznokci o zapachu kiwi - całkiem niezły. Śmierdział dość mocno, ale można było wyczuć nutę kiwi. Zmywał dość dobrze. Nie wysuszał zbytnio paznokci i skórek. Zużył się dość szybko, w dwa-trzy tygodnie. Pojemność standardowa, 50ml. 
  • Lovely, Liquid Lip Balm, with aloe vera and mentol - uwielbiam ten balsam do ust! Świetnie nawilża, chroni i wygładza usta! Daje efekt lekkiego schłodzenia. Jest treściwy i tłusty, pachnie ziołami i mentolem. A do tego wydajny, starcza mi na około 10 dni. Jest bardzo tani i dostępny w każdym Rossmannie.

Fajerwerki! Sensique Fantasy Glitter Fireworks

Niedawno firma Sensique wypuściła na rynek limitowaną edycję lakierów do paznokci, zwaną Fantasy Glitter, z której skusiłam się na Fireworks.


Lakier ma postać półprzezroczystej, fioletowej masy z ogromną ilość srebrnego, holograficznego brokatu. Rozprowadza się łatwo, nie smuży, nie robi grudek. Do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy i tyle nałożyłam do zdjęć. Schnie kilka minut, nie odciska się, nie pęcherzykuje.

Bardzo mi się spodobał, szczególnie, że nie spodziewałam się po nim takiej piękności i łatwości w obsłudze :)

poniedziałek, 26 marca 2012

Naturalna świeżość! Fa Deo Protection Nutriskin Natural Fresh.

Antyperspiranty to podstawowe kosmetyki pielęgnacyjne, więc chyba nikomu nie trzeba ich przedstawiać. Mają za zadanie chronić przed przykrym zapachem i plamami potu. Czy Fa Deo Protection Nutriskin Natural Fresh sprawdził się w tej roli? Zapraszam do lektury!


Opakowanie jest proste, schludne i estetyczne, bez udziwnień, zwyczajne dla antyperspirantów w sztyfcie. Pod zieloną nakrętką znajduje się plastikowe zabezpieczenie, które daje nam pewność, że jesteśmy pierwszymi, którzy go otwierają. Pokrętło służące do wysuwania produktu działa bez zarzutu, nie zacina się.

Informacje na naklejkach, jednak nic się nie odkleja, brak też pęcherzyków pod powierzchnią. Napisy z tyłu po pewnym czasie się ścierają, w dodatku dość nierównomiernie, co wygląda nieco nieestetycznie.


Aplikuje się raz-dwa, z łatwością przejeżdża po skórze, nie naciągając jej przy tym. Zostawia pod pachami warstwę à la zaschnięte mydło, czyli matową, kremową, lekko suchą. Nie zostawia białych plam na ubraniach, ale lekko się osypuje, co jest bardzo dziwne.


Najważniejsza sprawa, czyli ochrona. Chroni średnio, pozostawiając suche pachy na koło dziesięć godzin, jednak ubrania pod pachami są mokre i sprawiają mi wielki dyskomfort. Uśmierza brzydki zapach, sprawiając, że jest niewyczuwalny. Sam pachnie nienachalnie, lekko.

Stosowałam go również po depilacji i zauważyłam zaczerwienienia, czasem krostki z ropą w środku. Nie wiem czy wina leży po jego stronie, czy po stronie maszynki, której używałam bez pianki do golenia.

Opakowanie 9/10, cena 8,5/10, działanie 4,5/10, dostępność 9/10, zapach 8/10. Ocena ogólna - 5/10.

sobota, 24 marca 2012

Koło ratunkowe, czyli China Glaze Life Preserver

China Glaze Life Preserver to drugi lakier, który zamówiłam u

Koło ratunkowe pochodzi z marynarskiej kolekcji Anchors Away, a nadal można kupić ją tutaj - klik.

Life Preserver to ciepły, odrobinę ceglaty pomarańczowy, całkowicie kremowy, nie zawiera żadnych drobinek. Nakłada się łatwo, do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy. Schnie w normie, około pięciu minut, ale lepiej poczekać dłużej.

 Użyłam wybielającej odżywki Verona Nail Club oraz lakieru China Glaze Anchors Away Life Preserver. 

czwartek, 22 marca 2012

Zgniła musztarda! China Glaze Metro Trendsetter!

Kilka godzin temu odebrałam paczuszkę z zamówionymi u Jest to lekko musztardowy, zgniły zielony ze złotym shimmerem.

Rozprowadza się bardzo dobrze, trzy machnięcia i pokryty mamy cały paznokieć. Do pełnego krycia potrzeba dwóch warstw. Schnie w normie, około pięciu minut, lepiej jednak odczekać około pół godziny, aby się w pełni utwardził.

Kolor jest dość niespotykany, ale podoba mi się :) Myślę, że na najbliższe miesiące będzie dobry - nie za ciemny, nie za jasny.


Użyłam wybielającej odżywki Verona Nail Club oraz lakieru China Glaze Metro Trendsetter.

środa, 21 marca 2012

Balsamiczny orzech, czyli Isana Body Butter Walnussmilch

Jak większość z Was uwielbiam edycje limitowane i często ulegam pod presją blogerek, stając się posiadaczką danego produktu, który stojąc na sklepowej półce woła "kup mnie". Masełko Isana Body Butter Walnussmilch trafiło w moje ręce dzięki Wam - dziękuję!

Masło jest zapakowane tak jak lubię - w płaskie, okrągłe pudełko z dużą, dobrze odkręcającą się nakrętką. Opakowanie jest odpowiednio duże, aby wygrzebać wszystko do ostatniej kropli i kontrolować stopień zużycia.W środku znajdziemy srebrną folię zabezpieczającą, świadczącą o tym, czy ktoś już w nim grzebał lub nie.

Informacje na idealnie naklejonych obrazkach, zarówno skład jak i naklejka na nakrętce, która jest świetnym chwytem marketingowym. Przyciąga uwagę, zwłaszcza że dużo osób lubi spożywcze zapachy. Wygląda naprawdę apetycznie.

Masło ma naprawdę dobrą konsystencję, odpowiednio miękką, ale nie lejącą się. Łatwo go nabrać, nie spływa ani z dłoni, ani z ciała. Dobrze się rozprowadza, ładnie jedzie po skórze, nie ślizga.Wchłania się dość szybko, jednak zostawia niezbyt przyjemny, nieco lepiący się film, który zanika dopiero po kilkunastu godzinach.


 Nie spodziewałam się efektu "wow" po tym niskopółkowym produkcie, ale rzeczywiście go wyczuwam! Skóra jest idealnie nawilżona i odżywiona, wygładzona i miła w dotyku. Nie ma na niej śladu zmęczenia, suchości czy też pozimowej szarości.

Zapachem nie przypomina orzecha włoskiego, a słodką bitą śmietanę z cukrem :) Nie jest zapach na jaki czekałam, ale dość przyjemny i nie odrzucający! Nie utrzymuje się na skórze długo, a to moim zdaniem plus.

Opakowanie 7/10, zapach 7/10, konsystencja 7,5/10, cena 10/10 (to tylko niecałe pięć złotych!), działanie 9/10. Ocena ogólna - 7/10.

Orientalna róża, czyli Sensique Oriental Dream 262 Indian Rose

Bardzo lubię wszelkie edycje limitowane, ale z  kolekcji Sensique Oriental Dream kupiłam tylko jeden lakier, mianowicie 262 Indian Rose.  Orientalna róża to bardzo ładny, łososiowo-koralowy odcień, lekko frostowy.Na zdjęciach wyszedł nieco różowo, ale w rzeczywistości jest taki - klik.

Maluje się nim szybko i bezproblemowo, ponieważ lakier nie smuży, nie jest ciągnący czy też gumowaty. Do pełnego krycia wystarczą dwie warstwy, ale ja zwykle nakładam trzy i wygląda lepiej. Wysycha szybko, kilkanaście minut po malowaniu można sobie zrobić "kuku", ale warto poczekać, aby uzyskać efekt bez odbitek.

Użyłam Bazy Damientowej od Celii oraz lakieru Sensique Oriental Dream 262 Indian Rose.

poniedziałek, 19 marca 2012

Waniliowa maź z H&M

Kilka miesięcy temu, bodajże w grudniu, krótko opisywałam ten produkt, mocno chwaląc. Jednak po dłuższym używaniu zmieniłam zdanie, więc postanowiłam napisać dla Was recenzję tego "cuda", czyli H&M Disney Vanilla Lipgloss.

Przyznaję się bez bicia, że kupiłam go ze względu na opakowanie, które jest naprawdę słodkie i urocze. Metalowe, porządne pudełeczko w kształcie serduszka z wytłoczoną parą myszek Mickey i Minnie. Pojemniczek z błyszczykiem w dalmatyńczykowe kropki, swoją drogą bardzo ładne. Otwiera się nieco opornie, przy długich paznokciach może to być niemały problem.

Większość informacji mamy na foliowym woreczku. Pudełeczko zawiera jedynie informacje o wadze (tutaj akurat 14g), marce produktu oraz gdzie został wyprodukowany (jak wszystkie kosmetyki H&M - w Chinach). Producent nie zatroszczył się o skład na opakowaniu - zamiast tego mamy nazwę w wielu językach.


Kosmetyk ma formę białej, tłustej, wazelinowej masy. O ile na palcu jest jeszcze biało-perłowa, to na ustach staje się zupełnie przezroczysta, nadając im tylko bardzo lekki połysk, która zanika już po kilku minutach. Pachnie wanilią, całkiem ładnie, aczkolwiek nieco chemicznie.

Działanie tej waniliowej mazi jest znikome, ponieważ nie robi nic. Nie natłuszcza, nie nawilża, nie nabłyszcza, nie podbija też koloru ust. Całkowicie nie nadaje się na balsam, ponieważ jego ochronne działanie nie istnieje! Wprawdzie zawiera filtry UVA i UVB, ale to nic nie daje.

Skład : Caprylic/Capric Triglyceride, Parrafinum Liquidum,  Tridecyl trimellitate, Microcristallina Cera, Petrolatum, Pologlyceryl-3 Diisostearate, Polyethylene, Silica Dimethyl Silylate, parfum, Benzyl Salicylate, Benzyl Benzoate, Benzyl Alcohol, Hydrowycitronellal, Hexyl Cinnamaldehyde, CI 77891

Opakowanie 7/10, zapach 6/10, konsystencja 4/10, cena 5/10, działanie 0/10, skład 5/10. Ocena ogólna - 3/10.

Dokładka w dziale wymiankowym!

Zapraszam Was na dokładkę w dziale wymiankowym! Przybyło mi kilka kosmetyków, których nie używam i używać nie będę, więc mam nadzieję, że któraś z Was chętnie je przygarnie :) Oddam również biżuterię!

Zainteresowanych zapraszam tutaj - klik!

niedziela, 18 marca 2012

Dama w błękicie, czyli Butterfly Maxima 314

Dama w błękicie? Nie do końca. Butterfly Maxima 314 to bardzo ładny niebieski, niezwykle wakacyjny, adekwatny do pogody. Opalizuje na zielonkawo, ale bardzo, bardzo delikatnie.

Rozprowadza się bajecznie, trzy machnięcia i mamy pokryty cały paznokieć. Do pełnego krycia potrzeba aż trzech warstw, ale moim zdaniem warto. Wysychanie w normie, jednak nawet po dwóch godzinach można sobie go łatwo zedrzeć albo odcisnąć. Konieczny jest utrwalający top.

Efekt całkiem ciekawy, żywy, idealny na ciepłe pory roku :)


Mani tym razem jednowymiarowy, wykonany tylko jednym lakierem - Butterfly Maxima 314. Nie użyłam bazy ani top coatu, ponieważ bardzo się spieszyłam :)

środa, 14 marca 2012

Tag - 5 moich urodowych obsesji

Każda z nas ma jakieś obsesje i zboczenia urodowe. Mam i ja! Tag obnażający przewędrował do mnie od Kamili z bloga (urodowego, a jakże!) Makeupkama. Dziękuję! Postaram się odpowiadać zgodnie z prawdą!

 


Zasady tagu:

1) Napisz kto Cię otagował i zamieść zasady
2) Zamieść baner tagu i wymień 5 rzeczy w Twoim wyglądzie, na których punkcie masz małe obsesje ;)
3) Staraj się myśleć kreatywnie i nie przepisywać odpowiedzi od innych ;)
4) Krótko wyjaśnij swój wybór. Możesz także wkleić zdjęcie każdego elementu ciała.
5) Zaproś do zabawy 5 lub więcej blogerek.


1. Moja największa obsesja to twarz ze skłonnościami do wyprysków. Staram się dbać o nią najlepiej jak potrafię, chronię zaciekle i staram się na niej nie eksperymentować. Używam tylko sprawdzonego żelu do mycia, antybakteryjnego toniku i kremów o podobnym działaniu. Nie zapycham cery podkładem czy pudrem, nie myję produktami nie przeznaczonymi do tego, a w przypadku wystawienia na słońce, szczególnie latem, stosuję odpowiedni filtr ochronny i używam produktów o działaniu łagodzącym i oczyszczającym.   

2. Kolejna obsesja - usta. Ciągle wysychają, pękają, a czasem fundują mi zajady i liszaje tworzące obrzydliwe, czerwone "wąsy". Muszę ciągle je smarować balsamem, zwykłe pomadki nie dają rady.   
Jeśli tylko ich kondycja jest zadowalająca, od razu sięgam po błyszczyk - najlepiej lekko różowy lub rozświetlający, ewentualnie błyszczyk-widmo o zapachu waniliowym :-)     

3. Obsesja niektórych blogerek, czyli waga. Cierpię z powodu niedużej nadwagi, grubych ud, wielkiego tyłka i wystającej fałdy brzusznej. Problem tkwi we mnie, ponieważ mimo wysiłków mankamenty nie chcą zniknąć, to jeszcze nie umiem powstrzymać się przed pysznościami :) 

4. Oczy. Nie chodzi mi o ich kształt czy kolor, a o rzęsy, powieki i brwi. Natura nie sprawiła mi prezentu w postaci pięknych firanek, a raczej średniej długości czarnych włosków :-) Moje powieki opadają razem z brwiami. A raczej z jednym, prawym łukiem. Prawa brew jest innego kształtu niż lewa, a w dodatku na innej wysokości! Jedna powieka, również prawa, wysycha i wygląda jak liszaj : /

5. Równie wielką obsesją są paznokcie. Raczej się nie łamią i nie kruszą, nie mają skłonności do bruzd, ale czasem pojawiają się na nich białe plamki, które wyglądają naprawdę okropnie.
Paznokcie muszą być pomalowane, nawet bezbarwną odzywką. Bez tego wyglądają na suche i ciemne.

Chętnie posłucham o obsesjach blogerek takich jak :

wtorek, 13 marca 2012

Usuń cień! Flos-lek, arnikowy żel pod oczy

Zacznę od tego, że bez kremu/żelu pod oczy, który rzekomo ma likwidować ciemne obwódki wyglądam jak zombie i nie życzyłabym nikomu oglądać mnie w tym stanie. O arnikowym żelu firmy Flos-lek pisałam w jednym z pierwszych postów na tym blogu - tutaj. Dzisiaj zapraszam Was na bardziej szczegółową recenzję.

Żel dostajemy zapakowany w nieduży kartonik o identycznym designie jak ten na tubce. Mamy więc pewność, że nikt przed nami go nie otwierał. Tubka ma pojemność 50ml, jest wykonana z biało-seledynowego, miękkiego plastiku.

Zamiast pisać w kółko o informacjach, które są nadrukowane i czytelne, dzisiaj napiszę więcej o aplikatorze. W tym żelu jest on raczej gruby i krótki niż standardowo długi i cienki. Nie należy do najwygodniejszych, nie pozwala wypłynąć odpowiedniej ilości produktu - zazwyczaj wychodzi go za dużo.

Produkt ma żelową konsystencję, zwyczajną dla pod ocznych żeli :) Mimo to wchłania się naprawdę dobrze, niemniej jednak trzeba odczekać od kilku do niemal kilkunastu minut, co czasem bywa bardzo męczące.

Producent obiecuje, że produkt usunie cienie pod oczami. Niestety, trochę mija się z prawdą. Żel rzeczywiście zmniejsza opuchliznę i cienie, ale nie likwiduje ich całkowicie.Fioletowe podkówki stają się jaśniejsze i mniej widoczne. Opuchlizna znika w niemal 90%, co jest bardzo dobrym wynikiem.


Podsumowując, arnikowy żel Flos-lek rzeczywiście pomaga w codziennym dążeniu do piękna :) Z czystym sercem mogę go polecić osobom z małymi problemami, bo tam powinien sprawdzić się w stu procentach. Osobnikom ze szczególną skłonnością do wielkich podków również powinien trochę pomóc.

Obecnie można go kupić nie tylko w osiedlowych drogeriach, aptekach ale i w większych drogeriach. jego cena nie przekracza dziesięciu złotych, więc myślę, że warto wypróbować. Kosmetyk ten dostaje ode mnie mocną ocenę 7 w dziesięciostopniowej skali :)                                         

poniedziałek, 12 marca 2012

Rozdanie u Marti (Beauty and MAC)

Nasza kochana MAComaniaczka Marti zorganizowała rozdanie z MAC i LUSH w roli głównej.  Więcej informacji na jej blogu - tutaj!

Do wygrania są dwa zestawy - oba zawierają MAC, LUSH, Lancome, czyli same smaczki :)



  •  LUSHowy domek/skarbonka, w skład którego wchodzą:
Gingerbread House - bubble bar
Candy Mountain - bubble bar
Cinders - bath ballistic
So White - bath ballistic
  • MAC Hocus Focus Colourful Face Kit, w skład którego wchodzą:
2 Beauty Powder - Sunsparked Pearl i Pretty Baby
1 Sheertone Shimmer Blush - Peachykeen
  • Bobbi Brown Long-Wear Gel Eyeliner - Denim Ink
  • MAC Pearlglide Eye Liner - Black  Russian
  • Lancome Hypnose mascara - Noir Hypnotic - wersja mini
  • Lancome Le Crayon Khol - Noir - wersja mini

  • LUSHowy zestaw, w skład którego wchodzą:
Glogg Shower Gel - 100g
Northern Lights Soap
  •  MAC PRO wegdes
  • MAC Prep + Prime Skin Base Visage
  • MAC Pearlglide Eye Liner - Black  Russian
  • Lancome Hypnose mascara - Noir Hypnotic - wersja mini
  • Lancome Le Crayon Khol - Noir - wersja mini

niedziela, 11 marca 2012

Rozgrzej mnie, czyli Cztery Pory Roku, Zimowy krem do rąk - rozgrzewający

Zimowy, rozgrzewający krem do rąk firmy Cztery Pory Roku kupiłam w czasie wielkich mrozów, kiedy na termometrze było -20°C. Za recenzję wzięłam się dopiero dzisiaj, ponieważ zima wcale nie ustąpiła i krem bardzo się przydaje.

Produkt zapakowany jest w miękką, plastikową tubkę w typowo zimowych kolorach - niebieskim i białym o pojemności 75 ml. Osobiście uważam, że taka ilość jest idealna - nie za dużo, nie za mało. Plusem jest nakrętka w formie zatrzasku, który ułatwia aplikację.

Spodziewałam się naklejek z informacjami, jednak tutaj są one nadrukowane na tubkę, a nie przyklejone. Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie, zwłaszcza że napisy w ogóle się nie ścierają. Wszystko jest czytelne, na opakowaniu jest skład i właściwości.


Krem ma cudowną, zwartą konsystencję, dzięki czemu nie spływa. Mimo to bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu na skórze.


Niewątpliwie jest plusem jest przepiękny zapach - korzenny. Intensywnie pachnie imbirem i bawełną, naprawdę zimowo. Utrzymuje się na skórze około godziny i nie traci w tym czasie na intensywności. 


Krem bardzo dobrze odżywia dłonie, nadając im cudowną gładkość. Likwiduje uczucie szorstkości, nie podrażniając skóry. Dzięki niemu dłonie mniej marzną, a skóra nie pęka. Nie zauważyłam jednak działania rozgrzewającego, jednak nie liczyłam na to.
  
Aqua, Butyrospermum Parkii, Glycine Soja Oil, Cetearyl Alcohol, Petrolatum, Stearic Acid, Glycerin, Sesamum Indicum Seed Oil, Glyceryl Stearate, Peg- 100 Stearate, Propylene Glycol, Eriophorum Spissum Flower/ Stem Extract, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Zingiber Officinale Root Extract, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Benzyl Alcohol, Ceteath- 20, Parfum, Carbomer, Sodium Hydroxide, Disodium Edta, Lecithin, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Hydrogented Palm Glyceerides Citrare, Potassium Sorbate, Sorbic Acid, Benzyl Salicylate, Cinnamal, Citral, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Opakowanie 8/10, zapach 10/10, konsystencja 10/10, cena 10/10, działanie 9,5/10. Ocena ogólna - 9/10.

sobota, 10 marca 2012

Przekonaj się sama! Original Source Shower Mango&Macadamia

Produkty Original Source znają wszyscy. Jedni je kochają, drudzy - nienawidzą. Nic dziwnego, że chciałam je wypróbować, zwłaszcza ze były w promocji. Jeśli jesteście ciekawe mojej opinii - zapraszam do lektury.

Opakowanie żeli jest obłędne! Prosta, przezroczysta, lekko oszroniona butelka z aplikatorem, który jest zarazem podstawką. Oryginalne napisy zarówno z przodu, jak i z tyłu buteleczki. Całe opakowanie jest niemal minimalistyczne, ale doskonale przykuwa uwagę nie tylko w sklepie, ale i w łazience.

Informacje jak zwykle na naklejkach, ale tym razem bardzo trwałych, dobrze przyklejonych - nic się nie odkleja, żadnych pęcherzyków pod spodem.


Konsystencję żelu pokochałam od pierwszego użycia - jest bardzo kremowa, ale niezbyt gęsta. Dzięki temu idealnie się rozprowadza na skórze, zarówno mokrej, jak i na suchej. Nie jest tłusty ani oleisty, więc nie pozostawia tak nielubianego przeze mnie tłustego filmu.

Mimo że jest to mój pierwszy żel OS wiem, że wszystkie zapachy są obłędne - ten również. Mango i makadamia wspaniale pachną, sprawiając, że prysznic jest przyjemnością anie rutynowym obowiązkiem.

Żel ma przede wszystkim myć - i sprawdza się znakomicie! Wspaniale oczyszcza skórę nie wysuszając jej, co jest bardzo dużym plusem.


Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Parfum, PEG/PPG-120/10 Triethylopropane Trioleate, Laureth-2, Mangifera Indica, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Lactic Acid, Propylene Glycol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Benzoate, Styrene/Acrylates Copolymer, Ethylhextl Methoxycinnamate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Limonene, Linalool, Buthylphenyl Methylpropional, CI 19140, CI 15985


Opakowanie 10/10, zapach 9/10, konsystencja 10/10, działanie 10/10, cena 8/10, dostępność 10/10. Ocena ogólna 9/10.

piątek, 9 marca 2012

Pękło! Golden Rose Graffiti Nail Art 02

Pękający lakier do paznokci firmy Golden Rose dołączył do mojej skromnej kolekcji wczoraj dzięki małej wymianie z Malwiną

Bardzo nie podoba mi się to, że lakier jest nieco gumowaty i osadza się na pędzelku oraz szyjce buteleczki. Rozprowadza się nierównomiernie, ponieważ jest bardzo gęsty. Schnie kilka minut, ale pęknięcia pojawiają się niemal od razu po pomalowaniu. Wyglądają jednak matowo i topornie.


 Efekt jednak mi się podoba - nierównomierne, ale estetyczne pęknięcia, potraktowane warstwą mieniącego się top coatu zmieniły się z czarnych na granatowe.  Przestały wyglądać topornie i ponuro.

- Celia, Baza Diamentowa 
- Essence, Nateventurista, 02 Mother Earth Is Watching You 
- Golden Rose, Graffiti Nail Art, 02
- Catrice, Out of Space, 01 My Milkyway!

środa, 7 marca 2012

Zetrzyj to na słodko, czyli Isana Duschpeeling White Chocolate & Vanilla

Na temat tego peelingu napisano już chyba wszystko. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie dorzuciła swojej opinii na temat limitowanego produktu - w tym przypadku jest to Isana Duschpeeling White Chocolate & Vanilla.
Peeling zapakowany jest w miękką tubkę o pojemności dwustu mililitrów. Jest to moim zdaniem idealna pojemność - nie za mało, nie za dużo. Dizajn jest w moim odczuciu świetny, przyciąga uwagę - kostki białej czekolady i wanilia. Aplikator dobrze się otwiera i zamyka, zatrzask jest świetnym rozwiązaniem.

Informacje zagraniczne są czytelne nawet dla Polaków. Na tyle mamy jednak niedużą naklejkę z polskimi informacjami, która nie ma skłonności do pęcherzyków.

Peeling ma cudowną, zwartą konsystencję z bardzo małymi, aczkolwiek świetnie ścierającymi drobinkami. Nie spływa z ciała ani z ręki, ale bardzo łatwo się rozprowadza. Łatwo go zmyć, drobinki nie wchodzą w nieoczekiwane miejsca ;)

Jego największym plusem jest zapach białej czekolady z przewagą wanilii. W ogóle nie czuć w nim chemii, nie jest duszący ani zapychający. Utrzymuje się na skórze przez kilka godzin.


Peeling spełnia swoje zadanie - dobrze ściera, pobudza wierzchnią warstwę skóry i pozostawia ją gładką i miękką w dotyku. Efekt utrzymuje się prawie aż do następnego mycia, które jest samą przyjemnością ze względu na piękny zapach!

Aqua, Glycerin, silica, Betaine, Caprylic/Capric Triglyceride, Polysorbate-20, Phenoxyethanol, Carbomer, parfum, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate, Caprylyl Glycol, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Ethylhexylglycerin, Tetrasodium Iminodisuccinate, Sodium Hydroxide, Citric Acid, CI 16035, CI 19140, CI 77891

Opakowanie 9/10, zapach 10/10,  konsystencja 9,5/10, cena 10/10, działanie 9/10. Ocena ogólna - 8,5-9/10.

wtorek, 6 marca 2012

Darmowe kosmetyczne szczęście od Belleoleum!

Jakiś czas temu Belleoleum wraz Magazynem Drogeria zorganizowała rozdanie, w którym można było wygrać zestaw kosmetyków Tołpy. Zgłosiło się prawie pięćdziesiąt osób, ale tym razem maszyna wskazała ... mnie! Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, ponieważ jest to moja pierwsza kosmetyczna wygrana! Nigdy nie miałam styczności z Tołpą i chętnie przetestuję żel oraz micel :)

źródło - http://belleoleum.blogspot.com/2012/03/konkurs-belleoleum-magazynu-drogeria.html

 Z całego serca dziękuję Oli i pani Mai z Magazynu Drogeria za udostępnienie kosmetyków Tołpy z serii Dermo Face Physio.

poniedziałek, 5 marca 2012

Lutowe zakupy

W lutych przybyło mi nieco kosmetyków - zarówno pielęgnacyjnych, jak i kolorowych. Mimo, że nie jestem ze wszystkich zadowolona, opiszę je w telegraficznym skrócie.


Bardzo polubiłam ten limitowany peeling Duschpeeling White Chocolate & Vanilla. Zawiera delikatne, ale skuteczne drobinki. Pięknie pachnie, waniliowo :)

Wiązałam z żelem Original Source Mango&Macadamia i nie zawiodłam się. Świeży, delikatny zapach, zupełnie niechemiczny. Nie wysusza skóry, ale też nie nawilża. Dobrze myje.

Zimowy krem Cztery Pory Roku ma przepiękny, korzenny zapach, imbirowy :) Bardzo dobrze odżywia skórę dłoni, wygładza i działa jak rękawiczki. Jest naprawdę tani, bardzo go lubię i polecam!

Mój ulubiony antytrądzikowy duet pielęgnacyjno-myjący firmy Rival de Loop!Na blogu znajdują się już ich recenzje.

Efekty wymianki z *jamapi* .Nawilżająca maseczka AA, pęseta Avon Color Trend i pędzelek do cieni Avon.

Top coat Essence Night in Vegas! mi się nie spodobał, wkład do paletki Inglota Freedom System - nie mój kolor (prezent od Krzykli), więc oba poszły na wymiankę i znalazły nową właścicielkę :)

Dwa lakiery Golden Rose - With Protein i Fantastic - kolory ładne, ale jednak wystawiłam na wymianę. Obok top coat Bell i baza Celii.

Nie lubię szamponów dwa w jednym - tego (Timotei 2in1) używam jako płynu do kąpieli, bo ciekawie pachnie wanilią.



Pękacz o krokodylim wzorze Wibo już pokazywałam, bardzo mi się spodobał :) Kupiłam też dwa lakiery Sensique - jeden z Oriental Dream, drugi z Fantasy Glitter. Jeden kosztował mnie 3,49, a krokodyl około pięciu złotych.

Biały i tealowy lakier Out Of Space Catrice kupiłam u Krzykli, beżowy frost Nateventurista dostałam od niej gratis :)

Eyeliner Catrice Out Of Space kupiony u Krzykli, róż i cień Essence Ballerina Backstage - gratis :)

Błyszczyk Essence Marble Mania w odcieniu Coral Whirl. Ma świetną konsystencję, nie klei się i daje naprawdę ładny, różowy efekt :)

Jedyna rzecz, którą kupiłam z Circus Circus. Nic mnie specjalnie nie zainteresowało, a ten lakier wzięłam bardziej dla przyzwoitości niż z pragnienia posiadania. Jego odcień to My Sparkling Acrobat.


Dziwnie pachnące mydełko z Nivei, kokosowo-chemiczne. Nie uczula, robi co trzeba.

Zmywacz Sensique wzięłam przy lakierowych zakupach w Naturze, jeszcze nieużywany. Wcale nie czuć w nim kiwi, śmierdzi okropnie!

Be Beauty -  bardzo średni peeling, konsystencja zbyt rzadka, słabo ścierające drobinki. Opisywałam go w lutym w osobnej recenzji.