wtorek, 31 grudnia 2013

FotoMix #10 [04.12 - 31.12]

Miałam opublikować ten wpis za dwa, może trzy dni, ale uznałam, że lepiej będzie, gdy zapodam Wam fotograficzny mix jeszcze przed zakończeniem roku. Grudzień upłynął mi pod znakiem przygotowań do Świąt, tworzeniu ozdób i odbieraniu listów z prezentami ode mnie dla mnie. Ogółem jestem bardzo zadowolona z tego, w jaki sposób spożytkowałam wolny czas i z całego, mijającego już 2013 roku, ale o tym w oddzielnym poście. Póki co zapraszam na grudzień w zdjęciach.


1. Sprawiłam sobie dwie prześliczne bransoletki, które stworzyła dla mnie Sylwia. Idealnie komponują się ze sławnym ostatnio złotym piaskiem od Lovely, który skądinąd bardzo polecam.
2. Jeśli zaś chodzi o świąteczne ozdoby, to samodzielnie wykonałam taką oto choinkę. Wyszła dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam i nadal ozdabia półkę.
3. Od początku wiedziałam, że gdy tylko postawimy choinkę, na pewno kot zechce wypróbować bombki. Nie było inaczej.
4. I nasza choinka w niecałej okazałości. Wygląda nawet nieźle.
5. A w Wigilię strzeliłam sobie "selfie" w ulubionym swetrze. 
6. Jestem wielką fanką bokeh, które tworzą lampki choinkowe po włączeniu makro w aparacie. Niezwykłą frajdę sprawiło mi robienie zdjęć tego typu.
7. A niebo znów płonie *.*
8. Koteł jest bardzo zdziwiony faktem, że aparat niemal dotyka jego nosa.
9. I to ma być zima?

A Wam jak minął grudzień? Odżyłyście już po Świętach?

czwartek, 26 grudnia 2013

Balea Handlotion Sheabutter Arganol

Czy upalne lato, czy mroźna zima, nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez kremu do rąk. Moje dłonie mają skłonność do wysuszania i nawet jeden dzień bez posmarowania ich czymś odżywczym sprawia, że są nieprzyjemne w dotyku. Ostatnio w utrzymywaniu dobrego stanu skóry wspomaga mnie Balea Handlotion Sheabutter Arganol. Krem umieszczono w mieszczącym 300ml opakowaniu z pompką, która ani razu mi się nie zacięła. Dodatkowo można ją zablokować i bezpiecznie przewozić w torbie podróżnej. Na butelce zamieszczono jedną dużą naklejkę wykonaną ze sztywnej folii. Nie odkleja się ani nie sprawia żadnych problemów. Krem jest bardzo rzadki, można by rzec, że lekko wodnisty, dzięki czemu nie trzeba nakładać go zbyt dużo. Wchłania się dość szybko i nie pozostawia tłustego filmu. Jeśli zaś o działanie chodzi, sprawdza się dobrze. Nawilża skórę, a stosowany regularnie odżywia, zmiękcza oraz wygładza. Nie lubię tłuściochów, więc ten jest dla mnie w sam raz, chociaż uważam, że na srogą zimę byłby za lekki, więc planuję powrót do mojego imbirowego ulubieńca [klik], gdy opróżnię dzisiejszego bohatera postu :] Pachnie kosmetycznie, tak typowo, takim tanim kremem :D


Jak już pisałam, nie lubię tłustych kremów, ale ten jest trochę za lekki. Niemniej jednak przyjemnie się go używa i chętnie zużyję go do końca. Nie podrażnił mojej dość wrażliwej skóry, a to duży plus.

Jakie kremy do rąk polecacie? A może znacie ten?

wtorek, 24 grudnia 2013

Ho ho ho, Hikki życzy Wam Wesołych Świąt!

Hej!
Dziś post zupełnie inny niż zwykle, gdyż nie pojawi się ani recenzja, ani podsumowanie miesiąca, ani propozycje świątecznych wzorków na paznokcie.
Myślę, że dzień dzisiejszy to odpowiedni czas, by złożyć Wam życzenia.
Uważam też, że prościej byłoby, gdybym chociaż umiała je składać, ale nie potrafię wymyślić nic ciekawego. 
Mam nadzieję, że moje słowa nie wywrą na Was zbyt złego wrażenia, bo dla mnie to nie lada wyczyn napisać życzenia, które brzmią normalnie, o ile w ogóle jakoś brzmią.

 zdjęcia mojego autorstwa :]

Jeśli chodzi o sprawy wirtualne, może i błahe, to życzę Wam, abyście nigdy, przenigdy nie traciły chęci ani weny do prowadzenia blogów. Abyście miały swoje miejsce w Internecie, gdzie możecie się odstresować i zaszyć w swój mały, prywatny świat.
Nie zapominając, że blogerka też człowiek i żyć musi, to życzę Wam, wszystkim naraz i każdej [każdemu] z osobna, wiary w to, co robicie. Spełniajcie swoje marzenia i nie patrzcie na to, co mówią o Waszych czynach inni. Miejcie w nosie zazdrość innych ludzi, którzy nie są na tyle silni, by przystąpić do działania i spełniać swoje życiowe cele.

I tego Wam właśnie życzę - samozaparcia i spełniania się bez względu na przeciwności losu! 

Jeśli chcecie nadal być ze mną w kontakcie, to zerkajcie na mój Instagramowy profil lub piszcie maile, na pewno odpowiem :) Nowej notatki na blogu możecie spodziewać się pojutrze, opublikuje się ona automatycznie, podczas gdy ja będę wypoczywać w gronie najbliższych :)

niedziela, 22 grudnia 2013

Masło maślane. Balea Young Bodycream Zuckerschnute

Niejednokrotnie pisałam, że maseł i innych ciężkich maseł do ciała nie lubię i nie używam. Zazwyczaj wybieram balsamy lub mleczka, jednak kobieta zmienną jest, a jako że jestem osobnikiem płci żeńskiej, to postanowiłam wypróbować kosmetyk o nazwie Balea Young Bodycream Zuckerschnute. Liczyłam, że tym razem trafię na coś naprawdę dobrego i nie mogę powiedzieć, że ten produkt jest zły, ale tyłka mi nie urwał swoim działaniem. Krem zapakowano do płaskiego opakowania z dość twardego plastiku. Odkręca się bezproblemowo, nic nie przecieka. Dzięki dużej średnicy pudełka produkt można wydłubać do końca. Naklejki są papierowe, jednak trzymają się dzielnie, nie odklejają ani nie tworzą się pod nimi pęcherzyki. Krem ma bardzo bogatą, gęstą konsystencję, ciężką, iście maślaną. Rozprowadza się nie najgorzej, chociaż trzeba się trochę napracować, by równomiernie się nim nasmarować. Wchłania się nieco topornie i pozostawia tępy film, czuć, że nałożyliśmy coś ciężkiego. Nienawidzę takiego uczucia, zwłaszcza że utrzymuje się ono przez cały dzień. Zapach produktu jest pyszny - kwaskowato - budyniowy, czuć zarówno delikatną nutę cytryny, jak i czegoś słodkiego, kremowego. Aromat utrzymuje się na skórze przez jakiś czas. Co do działania, produkt zauważalnie nawilża i odżywia skórę, pozostawiając skórę gładką, miękką i niestety tępą w dotyku.   


Masło, a właściwie krem nie przypadł mi do gustu. Chociaż odżywia i nawilża, nie jestem w stanie znieść filmu, jaki zostawia na skórze. Możliwe, że zużyję go do stóp lub komuś oddam, jeśli uznam, że nie warto się męczyć.


Wolicie masła czy balsamy? 

sobota, 21 grudnia 2013

Paznokcie na bogato. Lovely Snow Dust Lakier do paznokci o piaskowej fakturze Nr 1

Mogę się założyć, że niektóre z Was mają już dość czytania o kosmetykach marki Lovely. Niemniej jednak postanowiłam dołączyć do grona blogerek, które kupują ich produkty i publikują recenzje. Otóż wczoraj udało mi się dorwać przedostatni egzemplarz złotka, czyli numeru 1 z serii Snow Dust. Lakier ma kolor dość chłodnego złota ze srebrnym shimmerem oraz większymi, mocno odbijającymi światło drobinkami. Świetnie wygląda zarówno w słońcu jak i w cieniu. Konsystencję ma idealną, ani zbyt rzadką, ani zbyt gęstą. Dobrze się rozprowadza, równomiernie pokrywa paznokcie. Całkowicie krycie gwarantuję dwie niezbyt grube warstwy. Szybko schnie, dając modny, piaskowy efekt. Nie jest zbyt szorstki, drobinki nie odstają i nie zahaczają o ubrania.
Bardzo, ale to bardzo mi się podoba, daje oryginalny, nienachalny efekt. Moim zdaniem idealna propozycja na Święta dla kogoś, kto nie lubi lub nie potrafi tworzyć skomplikowanych wzorków. 



Dałyście się skusić na ten lub inne lakiery z serii Snow Dust? Czy w ogóle podoba się Wam to złotko i piaskowy efekt?

czwartek, 19 grudnia 2013

Alverde Camouflage 002 Beige

Należę do grona osób, które są w stanie wyjść z domu bez grama makijażu na twarzy i nie czują się z tego powodu źle. Zdarza się jednak, że sytuacja [czytaj: ogromny wulkan czy też cienie pod oczami jak po bitwie] wymaga zamaskowania tego czy owego. Sięgam wtedy po mój jedyny i najlepszy korektor, a właściwie kamuflaź Alverde w odcieniu 002 Beige. Opakowanie ma małe, okrągłe i poręczne, zmieści się do każdej kosmetyczki. Łatwo się odkręca, ale nie ma opcji, żeby samoistnie się otworzyło. Jest płaskie i wytrzymałe, niejednokrotnie spadło mi na podłogę i nie odniosło żadnego uszczerbku.


Kamuflaż ma nietłustą konsystencję, łatwo się rozprowadza, nie smuży i nie maże się. Dobrze wtapia się skórę, nie waży i po przypudrowaniu trzyma się cały dzień bez żadnego uszczerbku. 
Kolor 002 Beige, który posiadam to bardzo jasny beż, który świetnie sprawdza się u mnie do maskowania, a właściwie rozjaśniania cieni pod oczami. Używam go też na wypryski oraz zaczerwienienia i kolor skóry zmienia się na normalniejszy. 


Produkt sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Nie tylko w zadowalającym stopniu kryje, to jeszcze nie zapycha. Dla mojej skłonnej do tego skóry ten kamuflaż jest wybawieniem, gdyż mogę zakryć to i owo bez obaw, że zaatakuje mnie armia nieprzyjaciół. Podkreśla nieco suche skórki, ale dobry peeling użyty wieczorem załatwia sprawę.


Bardzo polubiliśmy się z tym kamuflażem, nic więc dziwnego, że znalazł się w ulubieńcach roku.

Znacie ten produkt?

wtorek, 17 grudnia 2013

Ulubieńcy kosmetyczni 2013


Essie Stylenomics to najpiękniejszy lakier w mojej niedużej kolekcji liczącej około czterdziestu buteleczek. Cudownie czarny odcień zieleni, idealnie wpasowujący się w mój gust. Oprócz genialnego koloru świetnie podkreślającego niezbyt długie, ale zadbane paznokcie posiada idealną formułę. Nie jest ani za rzadki, ani za gęsty. Bezproblemowo się rozprowadza, dobrze kryje i szybko schnie. Drugim równie dobrym i ładnym produktem jest OPI Pirates Of The Caribbean Nail Lacquer Sparrow Me The Drama. Z miejsca zakochałam się tym cukierkowym, lekko przykurzonym różu. Krycie ma średnie, gdyż potrzeba aż trzech warstw, ale warto pocierpieć dla tak pięknego koloru na paznokciach. Pozostałe właściwości nie sprawiają problemów, bo ani się nie rozlewa, ani nie smuży. Pozostając w tematyce różowych emalii - piasek p2 Sand Style Polish Adorable całkowicie mnie zauroczył. To mój pierwszy i póki co jedyny o takim wykończeniu. Kolor ma nieziemski, jasny róż ze srebrnym brokatem. Cudeńko! Świetnie wygląda zarówno na długich jak i na krótkich. Rozprowadza się świetnie, szybko schnie, a jego chropowatość da się znieść.  Wibo Express Growth 169 oraz Miss Sporty Metal Flip Fiery Blaze to chyba najbardziej oryginalne jeśli o kolor chodzi lakiery, jakie w swoim życiu spotkałam. Również lakier BYS Nail Enamel Glowing In The Dark był dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że będzie tak mocno świecił. Wygląda świetnie nocą. Ostatnia pozycja to Miyo Lucky, czyli idealna mięta, którą dorwałam w osiedlowym sklepiku za niecałe cztery złote.



Rok 2013 minął mi pod znakiem błyszczyków firmy Manhattan z serii Colour Loop. Posiadam trzy kolory: [na zdjęciu od lewej] Soft Nude, Wildberry oraz Red Passion. Wszystkie jednakowo lubię i prawie za każdym razem, gdy chcę mieć pomalowane usta, wybieram któryś z nich. Mają identyczną konsystencję, bardzo dobrze się rozprowadzają, nie lepią jakoś koszmarnie, wytrzymują na wargach około półtorej godziny. Nie zostają na zębach, nie mają drobinek, nadają koloru i połysku. Jeśli zaś chodzi o mazidła z kategorii niekremowych, moim niekwestionowanym ulubieńcem jest Vipera Sweet & Wet Lipgloss 7. Cudowny, bardzo jasny nudziak dający efekt tafli zawierający odbijający światło pyłek (nie brokat!). Pyłek nie migruje po twarzy ani nie jest wyczuwalny na ustach. Nie klei się zbyt mocno, czuć, że mamy go na ustach, ale nie jest ciężki. Jedyną szminką, jakiej używałam częściej niż raz na pół roku jest Essence Wild Craft Lipstick Mystic Lilac. Uwielbiam ten kolor! Idealny fiolet, który nosiłam tylko i wyłącznie wklepany w usta, gdyż konsystencja szminki jest za lekka i nie pokrywa ust całkowicie.



Moim niekwestionowanym ulubieńcem w kategorii zapachów jest Guerlain La Petite Robe Noire. Chociaż nie nadają się na każdą okazję, dla mnie nie ma piękniejszego zapachu. Są inne, które uwielbiam, ale bez Małej Czarnej nie wyobrażam sobie życia. Perfumy idealne, wielbię i używam namiętnie. Drugim pięknym zapachem jest Harajuku Lovers Lil'Angel, stosunkowo nowy nabytek, który posiadam w formie testera. I dobrze, że nie w ozdobnej buteleczce, bo tutaj mam aż 100ml świetnego na co dzień zapachu. Pachnie słodko, lekko, niedusząco i nieprzytłaczająco. Wyczuwam w nich jeżynę, co sprawia, że mogłabym używać ich na okrągło. Sunflowers od Elizabeth Arden przywołują wspomnienia z dzieciństwa. Pachną łąką pełną kwiatów w słoneczny dzień. Odpowiednie zarówno na co dzień, gdyż nie duszą, jak i na wieczór. Ostatni zapach to mgiełka Playboy Play It Pin Up, słodka, dziewczęca, lekka. Używałam jej bardzo często i nadal używam, szczególnie gdy nie wiem, na co się zdecydować.



Choć przetestowałam kilkanaście, a może i kilkadziesiąt produktów do pielęgnacji włosów, wybrałam tylko jednego ulubieńca kosmetycznego, którym jest Balea Professional Oil Repair Haarol. Używam tego sera od ponad roku i wciąż się nie kończy. Jest śliskie, lekkie i nietłuste, świetnie zabezpiecza końcówki przed uszkodzeniami mechanicznymi. Szybko się wchłania, wygładza włosy, a do tego ładnie pachnie. Z drugim produktem, choć kosmetyk to nie jest, nie rozstaję się od grudnia zeszłego roku. Nie wyobrażam sobie na dłuższą metę używać czegoś innego niż Tangle Teezer Compact Styler Shaun The Sheep. Nie szarpie, nie wyrywa włosów, nie ciągnie, szybko i bezproblemowo rozczesuje. Przyjemnie masuje skórę głowy. Dodatkowo niezwykle podoba mi wizerunek owieczek. Od ponad roku ja i mój TT jesteśmy nierozłączni, to musi być miłość.


Wampirycznego pudru Essence Vampire's Love Shimmer Powder nie używałam za często, ale za każdym razem, gdy nanosiłam go na policzki czy obojczyki zachwycałam się efektem. Uwielbiam gładkość i rozświetlenie jakie uzyskuję po każdorazowej aplikacji. Ostatnio zakochałam się w innym rozświetlaczu, cukierkowo pachnącym Essence Me & My Ice Cream Shimmer Pearls I-Cy U. Niesamowicie podoba mi się efekt, jaki dają te delikatne kuleczki. Nie przydają skórze koloru, nie czuję się jak obsypana brokatem. Myślę, że to dobry dupe Guerlainowskich Meteorytów, których nie mogę sobie sprawić i już nie muszę, bo mam te i to dużo tańsze. Kamuflaż z Alverde w najjaśniejszym odcieniu również zaliczam do hitów roku 2013. Nieźle kryje i nie wysusza, ma jasny kolor i nietłustą formułę. Nie maże się, nie ciemnieje. Jak widać na zdjęciu widać już dno, chociaż pozostało go jeszcze bardzo dużo.


Jeśli o pielęgnację twarzy chodzi, wyłoniłam cztery produkty, które mają na moją skórę naprawdę dobry wpływ. Po pierwsze - Panthenol Winter Cream. Krem, który przekonał mnie, że ochronny nie znaczy tłusty. Wręcz przeciwnie - był lekki, nie kleił się i nie świecił jak wiadomo co psu w słońcu. Nie zapychał, nie podrażniał i bardzo mocno wygładzał. Drugim produktem jest Acnefan, o którym piszę w niemal każdym zużyciowym postem. Idealnie matowi, ogranicza powstawanie wyprysków, nie zapycha i lekko rozjaśnia. Stosuję go okrągły rok, każdego miesiąca i w każdą porę roku. Avon Planet Spa Mediterranean Olive Oil with Orange Flower Soothing Eye Treatment to stosunkowo nowe odkrycie. Serum jest bardzo lekkie i świetnie koi oraz nawilża skórę bez podrażnień. Tisane Balsam do ust to jedyny produkt pielęgnacyjny, który nie krzywdzi moich warg. Mocno odżywia i nawilża, likwiduje suche skórki. Zużyłam wiele opakowań i będę kupować kolejne.


Kamill Wellness Shower Rhabarber - Buttermilch okazał się być najlepszym żelem, jakiego używałam. Cudny zapach - świeży, bardzo rabarbarowy, pyszności! Świetna konsystencja, gęsta piana , zero wysuszenia. Z pewnością kupię kolejne opakowanie.

Znacie któregoś ulubieńca?

czwartek, 12 grudnia 2013

Się tłumaczę

Kompletny brak czasu = brak nowych notatek.
Przepraszam za nieobecność, która przedłuży się do niedzieli. Od poniedziałku postaram się pisać regularnie :)

niedziela, 8 grudnia 2013

Listopadowe zużycia

Listopadowe zużycia powinnam zamieścić na blogu już kilka dni temu, jednak brak dobrego światła całkowicie mi to uniemożliwił. Dziś, kiedy już uczepiłam się w miarę normalnego światła, zdjęcia wyszły niebiesko-szare, a w dodatku prześwietlone. Trudno, mam nadzieję, że macie oczy odporne na tej jakości obrazki. Co do samych zużyć - trochę pustych opakowań poszło do kosza, zaczynam się odgruzowywać z zapasów! 

Alverde Pflege-dusche Minze Bergamotte
Nieczęsto trafiam na żel pod prysznic, których chciałabym używać jak najczęściej. Miętowo - bergamotkowe myjadło należy do właśnie takich. Nie był specjalnie gęsty, nieźle się pienił, dobrze oczyszczał skórę. Z wydajnością średnio, wystarczył mi na dwa, może niecałe trzy tygodnie. Póki co nie brzmi to zbyt rewelacyjnie, prawda? Przejdę jednak do tego, co mnie całkowicie zauroczyło. Zapach żelu był niesamowity - trochę słodki, ale bardzo świeży, z nutą mięty. Zero typowej ulepkowatości, uczucia niedomycia. Kupiłabym ponownie, gdyby nie fakt, że produkt dostępny jest tylko w DM'ach, a może nawet był, gdyż wydaje mi się, że to edycja limitowana. 

Balea Seidenglanz Spulung Feige + Perle
Jedna z odżywek, która nie zrobiła mi źle, ale cudów też nie zdziałała, więc ponownie się już nie spotkamy. Nie należała do grupy mocnych nawilżaczy, była lekka i takie efekty dawała. Włosy po użyciu jej były błyszczące, miękkie i bardzo lekkie, co mi nie odpowiada - moja czupryna zdecydowanie potrzebuje dociążenia. Zapach typowo kosmetyczny, znośny, ale do pięknych perfum mu daleko ;) Ogółem odżywka w porządku, raczej dla osób oczekujących lekkości i połysku niż mocnego odżywienia.

 Nivea Pure Effect Clean Deeper Żel - peeling do codziennego mycia twarzy
Kupiłam i przepadłam. Zdecydowanie mogę zaliczyć go do ulubieńców roku. Jeszcze nigdy, przenigdy nie miałam aż tak dobrego żelu. Niezwykle podoba mi się wygląd skóry zarówno po regularnym, jak i okazjonalnym stosowaniu. Cera jest jasna, wygładzona, miękka, oczyszczona i bardzo świeża. Dobrze myje i wygładza skórę, mimo iż drobinki są maleńkie i okrągłe. Dodatkowo ma świetny, orzeźwiający zapach. Z pewnością kupię go ponownie.


Asa Acnefan Krem do pielęgnacji cery trądzikowej
Nie mam pojęcia, ile już opakowań zużyłam. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Moja skóra z żadnym kremem nie wygląda tak dobrze i nie zachowuje się tak grzecznie, jeśli mogę tak powiedzieć. Zmniejsza częstotliwość powstawania wyprysków, plamek, zaskórników. Absolutnie nie zapycha, sprawia, że skóa jest gładka i miękka. Kolejną tubkę mam już w użyciu i jestem pewna, że to nie ostatnia.

Tisane Balsam do ust
Kilkanaście opakowań zużytych, co chyba samo w sobie świadczy o moim uwielbieniu dla niego. Nawilża, odżywia, chroni. Nie podrażnia moich ust jak większość balsamów. Czego chcieć więcej? 

Poezja Zmywacz do paznokci
Cudów nie ma, ale kupuję często i gęsto, bo najtańszy i zmywa nie najgorzej. Minimalnie wysusza, ale dobra odżywka i krem do rąk dają radę. 

BingoSpa Waniliowe extra masło do ciała  
Nienawidzę ciężkich maseł do ciała. Na szczęście to było zupełnie inne, o konsystencji lekkiego, puszystego kremu. Wchłaniało się szybko, nie kleiło, nie pozostawiało tępego filmu na skórze. Nawilżało bardzo dobrze, wygładzało i nie powodowało podrażnień. Zapach lekki i przyjemny, waniliowy, ale z dodatkiem białych landrynek (pamiętacie je? zawsze była tylko jedna w opakowaniu). Bardzo porządny produkt, trochę nietypowa forma jak na masło, ale oczywiście w pozytywną stronę.


A jak Wam poszło zużywanie w listopadzie? 

sobota, 7 grudnia 2013

Kulturowe podsumowanie miesiąca listopada

Ostatnio nie mam aż tak dużo czasu na czytanie książek. Nie mogę się zebrać też do pisania postów na bloga, zawsze znajdzie się coś ważniejszego do zrobienia niż opublikowanie kolejnej notatki. Poza tym, co pewnie same zaobserwowałyście, trudno jest upolować dobre światło do zdjęć, a już szczególnie, gdy wraca się do domu po południu. Dziś jednak nie o tym, a o kulturze, a dokładniej - czas na comiesięczne podsumowanie. Znalazłam kilka muzycznych hitów, przeczytałam trzy książki, obejrzałam trzy filmy i przeczuwam, że w grudniu będzie tego więcej.


Jakiś czas temu sięgnęłam po powieść Virgini Cleo Andrews - "Kwiaty na poddaszu", później przeczytałam "Płatki na wietrze", aż w końcu zdecydowałam się na trzecią część zatytułowaną "A jeśli ciernie". Przyznaję, że najbardziej podobała mi się pierwsza część, druga była w porządku, trzecia zaś bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Opowiada o dalszych losach rodzeństwa Dollangangerów, Cathy i Chrisa, kochających się i żyjących miłością małżeńską. Wychowują dwóch synów Cathy - Jory'ego i Barta. Dzieciaki żyją w błogiej nieświadomości, a młodszy Bart czuje się niedoceniany. Wszystko zmienia się, gdy do domu obok wprowadza się starsza dama. Co wydarzyło się dalej już Wam nie zdradzę, moim zdaniem warto przeczytać całość :)

Sięgając po "Spadkobierców"













wtorek, 3 grudnia 2013

FotoMix #9 [04.11 - 03.12]

Listopad minął mi niesamowicie szybko, dosłownie w mgnieniu oka. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek trzydzieści dni zleciało aż tak błyskawicznie. Udało mi się spełnić kilka drobnych marzeń, naładować się pozytywną energią i nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi myślami. Staram się być szczęśliwa i wydaje mi się, że idzie mi nawet nie najgorzej. Tymczasem zapraszam na comiesięczne zdjęciowe podsumowanie.


1. Już wczoraj otrzymałam pierwszy (mam nadzieję, że nie ostatni) prezent mikołajkowy. Zapach jest niesamowity, pokochałam od pierwszego niuchnięcia!
2. Wreszcie mamy w Zamościu piękną choinkę bez kolorowych bombek.
3. Obudowa z ebaya dotarła, czas zacząć lans jednorożcem :D 
4. Życie bez takich widoków to nie życie.
5. Znalazłam lakier idealny, zarówno w kolorze, jak i w formule. Essie Stylenomics <3
6. Czas wziąć się za zaczęte serie, bo w końcu się pogubię.
7. Szał zakupów w moim wydaniu.
8. Autumn, i love you!
9. Mówiłam już, że lubię różowe niebo? Nie? W takim razie powiem: lubię różowe niebo!

 A Wam jak minął listopad? 

niedziela, 1 grudnia 2013

Halo, czy to ochrona? Nie, wybrałeś zły numer. Garnier Mineral Intensive 72H Maximum Protection

Od antyperspirantu oczekuję ochrony przed potem i nieprzyjemnym zapachem przy całkowitym braku podrażnień. Wiem, że zdarzają się lepsze i gorsze produkty, ale doprawdy mnie trafia, gdy dany antyperspirant nie robi praktycznie nic. A już całkiem padam z wściekłości, kiedy potrzebuję dobrego kosmetyku na lato. Garnier Mineral Intensive 72H Maximum Protection kupiłam na początku lipca, kiedy termometr pokazywał trzydzieści stopni w cieniu. Zacznę jednak jak zawsze od opakowania. Zwyczajne, tradycyjne, mieści w sobie sztyft. Na ściankach zamieszczono naklejki, które niestety lekko się brudzą. Kosmetyk łatwo wykręcić i wkręcić z powrotem, nic się nie zacina. Antyperspirant ma formę dość twardego sztyftu, który w zetknięciu ze skórą robi się lekko wilgotny i łatwo się rozprowadza. Po aplikacji skóra lekko się klei i efekt lepkości pozostaje na dość długo. Co do ochrony, jest bardzo słaba. Już po godzinie, dwóch od aplikacji skóra staje się wilgotna. Z tą 72h ochroną niezwykle przesadzili. Po prostu śmiech na sali. Nie zatrzymuje przykrego zapachu. Na szczęście sztyft nie plami ubrań, nie wysusza skóry.  
     

U mnie ten kosmetyk nie sprawdził się w ogóle. Może nadawałby się na zimę dla kogoś, kto prowadzi nieaktywny styl życia, zero ćwiczeń i tak dalej. Ja nie umiem i nie mogę tak żyć, ani bez ćwiczeń, ani bez dobrego antyperspirantu :)

Polecacie jakieś dobre antyperspiranty w sztyfcie, ewentualnie w kulce w normalnej, a nie kosmicznej cenie? 

A tak poza tym... 
 
...czas już powitać grudzień!