niedziela, 31 sierpnia 2014

Zużycia czerwcowo - lipcowo - sierpniowe

Najwyższy czas opublikować wpis zużyciowy, tym razem z trzech miesięcy. Nie ma tego nie wiadomo jak dużo, ale pokazuję, bo nie mieszczą mi się u kartonie na puste opakowania. Koniec gadania, pora na prezentację!


Original Source Lemon & Tea Tree Shower - nie od dziś wiadomo, że żele OS są moimi ulubionymi (oczywiście zaraz po rabarbarowym Kamill). Wersja cytrynowo - herbaciana idealnie sprawdzała się szczególnie w upały. Zapach był bardzo świeży, nie przypominał woni płynu do mycia naczyń. Konsystencja żelowo - galaretkowa, świetnie się pieniąca. Wydajność przeciętna, jednak dzięki silikonowemu ogranicznikowi w nakrętce nie wylewało się za dużo produktu. Robił to, co do niego należało - oczyszczał i odświeżał ciało bez wysuszania. Ogółem żel przypadł mi do gustu podobnie jak i inne tej firmy.

Le Petit Marseillais Kwiat pomarańczy Kremowy żel pod prysznic - po zużyciu tego produktu stwierdzam, że żele LPM mogłyby na stałe zagościć na mojej łazienkowej półce. Bardzo podoba mi się design opakowań. Jeśli o sam żel chodzi, sprawdził się się bardzo dobrze. Skóra po użyciu była dobrze oczyszczona, miękka, nie zauważyłam wysuszenia skóry. Zapach średnio mi się spodobał, nie mam pojęcia, czy kwiat pomarańczy pachnie właśnie tak. Ogółem był to całkiem przyjemny aromat, nieduszący, ale nie należał do najpiękniejszych. Żel dobrze się pienił, wydajność całkiem w porządku. Myślę, że kiedyś skuszę się na inne wersje zapachowe.


Nivea Odżywka odbudowująca Long repair - moim zdaniem jedna z lepszych typowo drogeryjnych odżywek. Naprawdę dobrze wygładza i odżywia włosy. Nieważnie, z jakim szamponem jej użyłam, czupryna była miękka, błyszcząca, mniej spuszona. Produkt miał gęstą, bogatą konsystencję, niewielka ilość wystarczyła do pokrycia całości. Zapach przyjemny, jak dla mnie kosmetyczno - fryzjerski. Podejrzewam, że kiedyś skuszę się na kolejne opakowanie.

BabyDream Shampoo - zużyłam już tyle opakowań, że mówi to samo za siebie. Moje włosy uwielbiają ten szampon! Jest bardzo delikatny, nie wysusza ich ani skóry głowy, zmywa kurz, pot, wszelkie zabrudzenie, a także oleje. Włosy po jego użyciu są miękkie i splątane, czemu zaradzi każda odżywka. Przyjemnie pachnie. Niestety jest niewydajny, rzadki, ale jestem w staniu mu to wybaczyć. Obecnie nie mam go na półce, ale wkrótce to nadrobię, lubię go mieć, bo zawsze się przydaje :)

  
Garnier Intensywna pielęgnacja suchej skóry Ochronny krem do rąk - używałam go mniej więcej dwa miesiące temu i szczerze mówiąc, średnio pamiętam jego działanie. Z pewnością nie zaszkodził skórze, wręcz przeciwnie. Nawilżał i odżywiał ją, jednak nie było to nic zachwycającego ani mocnego. Wchłaniał się dosyć szybko, był całkiem wydajny, miał przyjemny zapach. Nie kupię go ponownie, będę szukać czegoś lepszego.

Green Pharmacy Krem do rąk - aloes / jaskółcze ziele - przyznaję, kupiłam je tylko dlatego, że były tanie, około czterech złotych za tubkę o pojemności 100ml i nie liczyłam, że zdziałają cuda, co oczywiście nie nastąpiło. Miały podobne działanie - lekko nawilżały i zmiękczały skórę, jednak nie na długo. Wchłaniały się dość szybko, nie pozostawiając klejącego filmu. Z pewnością nie kupię żadnego z nich ponownie, chociaż krzywdy mi nie zrobiły.
.

Lady Speed Stick pH Active Fresh Spray - lubię antyperspiranty w sprayu, bo nie muszę czekać, aż produkt wchłonie się w skórę, ale z tym niestety się nie polubiliśmy. Ochrona jest tak lekka, że praktycznie niewyczuwalna. Pot wydziela się tak samo, jak gdybym nie użyła niczego. Nieprzyjemny zapach jest nieco zniwelowany. Woń kosmetyku jest kwiatowa, bardzo intensywna, dusząca podczas aplikacji. Na skórze staje się nieco lżejsza. Ogółem mówiąc produkt w ogóle się u mnie nie sprawdził. 

BeBeauty Delikatny żel - krem łagodzący - to już kolejne zużyte opakowanie. To chyba najłagodniejszy produkt do mycia twarzy, jakiego używałam. Oczyszcza dokładnie, ale bardzo delikatnie. Praktycznie się nie pieni, łatwo się rozprowadza i równie bezproblemowo spłukuje. Zauważalnie łagodzi podrażnienia, nie szczypie i nie piecze. Jest bardzo wydajny, przyjemnie pachnie i jest bardzo tani, kosztuje około pięciu złotych. Z pewnością zaopatrzę się w kolejne opakowanie.


Avon Planet Spa Mediterranean Olive Oil With Orange Flower Soothing Eye Treatment - bardzo go polubiłam, nawet uznałam go za jeden z lepszych, które zdążyłam już przetestować. Nawilżał i wygładzał skórę, ani razu mnie nie podrażnił. Sprawiał, że była sprężysta i miękka, nigdy przesuszona. Szczególnie spodobała mi się konsystencja - żelowo - kremowa, szybko się wchłaniała i nie pozostawiała połysku pod oczami. Produkt był bardzo wydajny Nie kupię go ponownie, w sklepach jest wiele innych do przetestowania :D

Marion Nature Therapy 60 - sekundowa maseczka do włosów Ocet z malin & Koktajl owocowy - szczerze mówiąc, nie zauważyłam żadnego działania. Saszetka wystarczyła mi na jedną aplikację przy włosach sięgających do zapięcia od stanika. Efekt był przeciętny, włosy dosyć gładkie, ale to zasługa szamponu. Zapach maseczki kwaskowy, koło malin raczej to nawet nie leżało ;) Nie kupię ponownie, dobrze, że to była tylko mała saszetka, więc nie wydałam dużo.


Essence Lipstick 52 In The Nude - bardzo cieszę się, że w końcu ją zużyłam. Nie przypadła mi do gustu na tyle, aby kupić ją ponownie ani inną z tej serii. Nie pokrywała ust kolorem równomiernie, trochę się mazała, pozostawiała smugi. Kolor również nie był idealnym nudziakiem. Dodam jeszcze, że trochę wysuszała usta i po pomalowaniu widać było wszelkie odstające skórki. Nie polubiłyśmy się zbytnio i po dwóch i pół roku od zakupu bez żalu pozbyłam się resztki, która pozostała w opakowaniu.

p2 Keratin Repair Coat - nie udało mi się zużyć całości, w buteleczce pozostało około 1/3 początkowej ilości. Odżywka nie dawała jakichś spektakularnych efektów, ale paznokcie były nieco mocniejsze. Dobrze sprawdzała się w roli bazy pod kolorowe lakiery. Nosiłam ją także solo i bardzo podobał mi się efekt zdrowych paznokci. Nie spotkamy się ponownie, cudów nie było.


Ziaja Intensywne wygładzanie Maska do włosów niesfornych - uwielbiam uczucie miękkich, łatwiejszych do ułożenia, błyszczących włosów, jakiego doświadczam po każdorazowym użyciu tej maski. Wyraźnie je wygładza i nawilża. Ma gęstą, bogatą konsystencję. Jest średnio wydajna, ale za taką cenę jestem jej to w stanie wybaczyć. Z pewnością w przyszłości skuszę się na kolejne opakowanie.

Sun Ozon Apresspray Aloe Vera - staram się nie opalać, ale wiadomo, że gdyby przebywa się na słońcu, to pojawi się choć lekka opalenizna. Spryskiwałam tym sprayem ręce, nogi i dekolt. Jedynymi efektami było chwilowe ochłodzenie i delikatne nawilżenie. Niestety, kosmetyk jednak mocno się kleił na skórze i bardzo mi się to nie podobało. Próbowałam używać go na włosy, bo wysoko w składzie ma aloes, ale kosmyki były sztywne i klejące. Nie kupię ponownie.


Acnefan Krem do pielęgnacji cery trądzikowej - uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam! Zużyłam już tyle tubek, że trudno policzyć. Jeszcze żaden krem do twarzy nie dał takiego efektu. Idealny zdrowy mat utrzymujący się przez cały dzień, delikatne rozjaśnienie cery i fakt, że przyspiesza gojenie wyprysków sprawiły, że kupuję nowe opakowanie, gdy tylko jedno się skończy. Kocham!

Tisane Balsam do ust - kocham, co zresztą widać. Nic tak dobrze nie nawilża, chroni i odżywia ust jak Tisane! Regeneruje każde przesuszenie, zmiękcza i wygładza. Ilość opakowań mówi o tym samo przez się :D

Uff, i to byłoby na tyle. A jak Wam poszło zużywanie?

wtorek, 26 sierpnia 2014

Jesienna lista chciejstw

Kiedy na Agu Blog zobaczyłam wpis z jesienną wishlistą, pomyślałam, że muszę zrobić coś podobnego. Zazwyczaj kiedy zbliża się wiosna i jesień nachodzi mnie myśl, że przydałyby mi się nowe rzeczy, a jeśli tego nie zapiszę, zwyczajnie zapomnę. Póki co uzbierało mi się dokładnie sześć obiektów pożądania, głównie ubraniowych. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć wszystkie pozycje w najbliższym czasie, a Was zapraszam do zapoznania się z moimi chciejstwami :)


Bardzo przydałaby mi się prosta, zwyczajna bluza zapinana na suwak, koniecznie w czarnym kolorze. Póki co nie dorobiłam się takiej, a często mi jej brakuje. Nie mam żadnej jednokolorowej rozpinanej bluzy, więc to jedna z moich "pierwszych potrzeb".
Po drugie, koszula w kratę. Akurat pisząc tego posta mam ją w swoim posiadaniu, kupiłam dokładnie tę w C&A. Koniecznie chciałam czerwoną, ale niezbyt jasną i trafiłam idealnie. To moja druga koszula z C&A i czuję, że nie ostatnia, ponieważ bardzo dobrze czuję się w takiej górze stroju. Idealna do jeansów, w których chodzę na co dzień.
W końcu zdecydowałam się na buty marki Vans. Chodziły za mną już od dawna, a ja szukałam miliona powodów, aby ich nie kupić. Wiem, że jest wiele tańszych tenisówek, ale uznałam, że sprawię sobie prezent, a poza tym będą świetnie pasować do wielu stylizacji. W najbliższych dniach z pewnością je zamówię.
Ostatnio zrobiło się chłodniej, a po przeszukaniu szafy uznałam, że nie mam żadnego lekkiego szalika. Mój idealny komin w czaszki musi zaczekać na śnieg i mróz, a na teraz przydałby mi się cienki szalik lub chusta. Akurat ten egzemplarz wypatrzyłam w House, ma przepiękny bladoróżowy kolor i wzór w koty.
Uwielbiam także grube bluzy przez głowę. Mam w swym posiadaniu jedną, ale chętnie kupię inną. Ta pochodzi z C&A i idealnie wpasowuje się w mój gust, więc zapewne niedługo na nią zapoluję.
Naszło mnie też na delikatny, blady lakier do paznokci. Na zdjęciu akurat Essie Vanity Fairest, mleczny, półtransparentny, idealny! 

A Wy macie jakieś szczególne zachcianki na jesień? 
 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Le Petit Marseillais Mleczko nawilżające

Należę do grona osób, które balsamują się bez względu na porę roku. Nie zwracam uwagi na to, że jest zbyt gorąco - moja skóra potrzebuje nawilżenia non stop. Ostatnim moim tego typu zakupem było mleczko nawilżające Le Petit Marseillais. Produkty tej firmy dostępne są w Polsce od niedawna i bardzo chciałam je wypróbować, więc skusiłam się na mleczko, o którym będzie dzisiejszy post i żel pod prysznic o zapachu kwiatu pomarańczy, o którym wspomnę na początku września w zużyciowej notatce. Mleczko wzięłam ponieważ potrzebowałam dobrego nawilżacza, który nie będzie pozostawiał wyczuwalnego filmy. Czy kosmetyk spełnił moje oczekiwania? O tym przekonacie się w dalszej części posta :)


Mleczko ma naprawdę urocze - oczywiście moim zdaniem - opakowanie z pompką. Bardzo ładnie prezentuje się na łazienkowej półce. Poziom zużycia można zobaczyć pod światło, także raczej nie zaskoczy nas nagłe skończenie się kosmetyku. Pompka jest bardzo wygodnym i praktycznym rozwiązaniem. Po jednokrotnym przyciśnięciu wypływa ilość odpowiadająca około jednej łyżce stołowej, więc całkiem sporo. Moim zdaniem lepiej przycisnąć wiele razy niż od razu dostać zbyt dużą ilość. Naklejki nie mają widocznych granic, mimo wilgoci nie odklejają się.  
Mleczko ma średnio gęstą konsystencję, na szczęście niezbyt rzadką. Łatwo się rozprowadza, nie pozostawia smug i bardzo szybko wchłania. Nie pozostawia tłustego ani klejącego filmu. Przez godzinę od nałożenia czuć, że nałożyliśmy kosmetyk, później to uczucie zanika. Zapach jest przyjemny, ciepły, w sumie nieokreślony. Nie utrzymuje się na skórze zbyt długo.


Produkt nawilża skórę i jak dla mnie jest to odpowiedni poziom działania na lato. Zimą potrzebuję nieco mocniejszych i bardziej odżywczych kosmetyków. Skóra staje się miękka, gładka i nawilżona. Uczucie wysuszenia zostaje zniwelowane w dużym stopniu. Niestety, mleczko spowodowało u mnie swędzenie na plecach i udach, więc przestałam je tam nakładać. Oprócz tych miejsc używam go na całym ciele. Ogółem produkt przypadł mi do gustu ze względu na szybkie wchłanianie i dobre nawilżenie, jednak nie skuszę się na niego ponownie.

 Zapoznałyście się już z ofertą tej marki? Jakie balsamy polecacie na lato?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ziaja Liście Manuka Żel z peelingiem oczyszczający pory na dzień/na noc

O serii Liście Manuka Ziai zrobiło się głośno całkiem niedawno, a już większość blogerek skusiła się na choćby jeden produkt. Nie postąpiłam ani odrobinę inaczej - przygarnęłam oczyszczający pory żel z peelingiem na dzień i na noc. Używam go już od ośmiu tygodni codziennie wieczorem i mogę już co nieco o nim powiedzieć, co uczynię w tym poście. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do przeczytania dalszej części notatki :)


Kosmetyk zamknięto w niezwykle wygodnej, mieszczącej 200ml produktu butelce z pompką. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie, dzięki temu nie trzeba męczyć się z odkręcaniem, które często bywa kłopotliwe w przypadku innych produktów. Poza tym dzięki pompce otrzymujemy odpowiednią ilość kosmetyku. Aby uzyskać satysfakcjonującą mnie ilość, przyciskam pompkę dwa razy. Opakowanie ponadto jest przezroczyste i widać poziom zużycia. Naklejono na nie jedną dużą naklejkę, jednak nie widać jej granic. Całość wygląda bardzo estetycznie, nic się nie odkleja. Muszę dodać, że bardzo podoba mi się design tej serii, szczególnie zielony kolor opakowań.


Produkt nie zbyt gęsty, bardzo łatwo rozprowadza się po skórze i równie bezproblemowo spłukuje. To przezroczysty, dosyć rzadki żel z drobnymi, ale całkiem ostrymi drobinkami. Jak już wspomniałam, używam go od dwóch miesięcy, a pozostało mi jeszcze pół buteleczki. Stwierdzam więc, że kosmetyk należy do wydajnych. Wiadomo, że nie wylewam na raz zbyt dużej ilości, ale z drugiej strony nie oszczędzam go jakoś specjalnie. Żel ma przyjemny zapach, zalatuje mi z lekka na płyn po goleniu, ale nieco przytłumiony czymś orzeźwiającym. Ogółem aromat jest lekki i nienachalny, nie utrzymuje się na skórze po zmyciu.

 
Żel - peeling spełnia wszystkie moje wymagania, a także obietnice producenta, które możecie zobaczyć na drugim zdjęciu. Porządnie oczyszcza skórę, wygładza ją, odświeża. Może i nie nawilża, ale na pewno nie wysusza. Moja cera raczej się nie błyszczy, ale po użyciu tego produktu jest matowa i wyraźnie czystsza. Ponadto nie podrażnia skóry. Efekt ten bardzo mi się podoba i z przyjemnością zużyję tę buteleczkę do końca, a może nawet kiedyś skuszę się na kolejną.

Znacie ten produkt? Używałyście kosmetyków z serii Liście Manuka?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Mięta, mięta, mięta wszędzie. Essie Mint Candy Apple

Dziś na blogu kolejny lakier Essie, to już chyba uzależnienie, ale za to jakie przyjemne :3 Nie będę przedłużać, bo to nie ma sensu, w końcu to post o rzeczy przyjemnej. Mint Candy Apple to piękna pastelowa mięta, raz bardziej zielona, raz bardziej błękitna. Zupełnie kremowa, bez żadnych drobinek. Wygląda bardzo modnie, świeżo i wakacyjnie. Świetnie się rozprowadza dzięki szerokiemu pędzelkowi, nie smuży i nie bąbluje. Na paznokciach mam dwie lub trzy warstwy, nie pamiętam dokładnie, ale raczej trzy. Schnie dosyć szybko, jednak wspomogłam się topem wysuszającym Seche Vite. SV sprawił, że mięta wytrzymała na paznokciach siedem dni z niemal niewidocznie startymi końcówkami. Ponadto nadał takiego blasku, że znajoma (pozdrowienia dla N.) aż zapytała, czy przypadkiem nie są to hybrydy. Efekt naprawdę mocno mi się spodobał i z pewnością użyję tego lakieru ponownie, zwłaszcza podczas wakacji :)


Nosicie miętowe paznokcie? A może mania na punkcie tego koloru Was ominęła?

niedziela, 10 sierpnia 2014

Essie Demure Vix

Koło tego lakieru kręciłam się już od dawna. Bardzo mi się podobał, ale bałam się, że efekt będzie - delikatnie mówiąc - mocno niezadowalający. Po przejrzeniu mnóstwa swatchów w końcu zdecydowałam się na własną buteleczkę. Essie Demure Vix okazał się być naprawdę przyjemnym odcieniem, a po moich obawach nie pozostał nawet ślad. DV to mauve, beżo - fiolet wypełniony po brzegi fioletowym pyłkiem, który widoczny jest tylko w słońcu. Sprawia, że kolor nie jest płaski i nadaje mu blasku. Lakier rozprowadza się równomiernie, nie zalewa skórek, nie smuży. Kryje przy trzech cienkich warstwach. Schnie całkiem przyzwoicie, jednak ja nałożyłam warstwę topu wysuszającego Seche Vite dla wygładzenia, utrwalenia i podbicia koloru. Demure Vix wraz z topem i warstwą odżywki przed malowaniem wytrzymał bez uszczerbku sześć dni, co jest naprawdę świetnym wynikiem. Lakier bardzo mi się podoba i czuję, że będzie często gościł na moich paznokciach, zwłaszcza jesienią :)


Lubicie takie odcienie? Macie Demure Vix w swoich kolekcjach?

czwartek, 7 sierpnia 2014

Włosowa aktualizacja

Ostatnią włosową aktualizację opublikowałam niemal trzy miesiące temu. Trochę się od tamtego czasu zmieniło i wypadałoby co nieco o tym napisać. Nie będę wklejać tutaj ostatniego zdjęcia obrazującego stan włosów, znajdziecie je tutaj - KLIK. Dzisiaj kolejne zdjęcie i aktualizacja, zapraszam więc do czytania :) 


Na zdjęciu włosy wyglądają, jakby były rozjaśniane przy końcach, ale nic takiego nie miało miejsca. Wszystko wynika ze światła i ustawień aparatu.

Włosy z pewnością urosły, co doskonale widać na zdjęciu. Nigdy nie przypuszczałam, że uda mi się dojść do takiej długości. Każde kolejne zdjęcie sprawia, że uśmiecham się coraz szerzej. Nawet nie marzyłam, że kiedykolwiek dotrę do takiego punktu, w którym pomyślę, że moje włosy są zadowalającej długości. Oczywiście nadal będę je zapuszczać, bo marzy mi się czupryna do talii, ale zdecydowanie łatwiej jest, gdy widzę efekty. Nie widać tego na zdjęciu, jednak w rzeczywistości wiele pojedynczych włosów jest rozdwojonych, co staram się zwalczać. Widoczny jest natomiast problem z puszeniem, szczególnie od połowy długości. Zapewniam jednak, że i tak znacząco się zmniejszył.
 ..
........
Zmieniłam również kosmetyki do pielęgnacji. Pojawiło się kilka produktów rosyjskich, wróciłam także do olejowania. Przynosi do dobre rezultaty i wiem, że już nie zrezygnuję z olejowania, które opuściłam na kilka miesięcy. Obecnie w mojej pielęgnacji występują:
- olejek ze słodkich migdałów - czysty, w stu procentach naturalny, praktycznie bezzapachowy, nakładany co drugie mycie, zauważalnie nabłyszcza, nawilża i zmiękcza włosy,
- regenerujący balsam prowansalski Conditioner De Provence Planeta Organica - nadaje włosom miękkości, nieco wygładza, a przede wszystkim nadaje im przyjemnego, specyficznego zapachu, który utrzymuje się do ponownego mycia,
- suchy szampon Batiste w wersji Original - ogółem nie potrzebuję takich wynalazków, ale zdarza się, że rano włosy wyglądają nieświeżo, wtedy ratuję się nim, chociaż efekt średnio przypadł mi do gustu,
- organiczny szampon regeneracyjny Love2Mix Organic z efektem laminowania - mocno wygładza, dobrze oczyszcza włosy bez wysuszania, do tego pachnie jak sok typu multiwitamina, bardzo przypadł mi do gustu,
- odżywka odbudowująca Nivea Long Repair - naprawdę świetna, wygładza, nawilża, nadaje włosom miękkości i sprawia, że lepiej się układają,
- odżywczy olejek do włosów Agafii - póki co nie zauważyłam efektów, ale użyłam go dopiero trzy czy cztery razy, bardzo ładnie pachnie,
- jajeczna maska do włosów Recepty Babci Agafii - nawilża włosy i nadaje im miękkości, blasku.

Używam również silikonowego serum przeciwsłonecznego Balea do zabezpieczania końcówek, ale niestety zapomniałam zrobić mu zdjęcie. 

Tak właśnie wygląda obecnie armia do pielęgnacji i same włosy. Mam nadzieję, że efekt będzie widoczny również dla Was :)   

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

FotoMix #18 [08.07 - 04.08]

Lipiec minął mi bardzo szybko. Wyjechałam z domu, odpoczęłam, wróciłam i bardzo mnie to cieszy. W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kupiłam wiele rzeczy, głównie ubrań i wzbogaciłam swoją lakierową kolekcję. W dzisiejszym poście kilka ujęć z minionego miesiąca.


1. Clematis zakwitł w tym roku wyjątkowo obficie. Jest tak fotogeniczny, że aż żal byłoby nie uwiecznić go na zdjęciu.
2. Podczas biedronkowej promocji skusiłam się na suchy szampon Batiste i po trzykrotnym użyciu nadal nie czuję się uwiedziona.
3. Jestem uzależniona od borówek amerykańskich! Mogłabym jeść na okrągło przez cały rok. 
4. O tym, że kocham Rzeszów pisałam już nie raz. Uwielbiam to miasto w każdym calu!
5. A w Galerii Rzeszów wiszą takie parasolki. Naprawdę świetnie to wygląda!
6. Jedyne krótkie spodenki, w których dobrze się czuję. Wyjątkowo wygodne, niezbyt płytkie i nie za krótkie. Do kompletu idealna koszulka w kraby ♥  
7. Pokaz fontanny multimedialnej w Rzeszowie. Naprawdę niezwykły i zachwycający! Nie da się wyrazić tego słowami, to trzeba po prostu zobaczyć.
8. Działking u znajomych. Na zdjęciu między innymi kawałek nowych, idealnych spodni.
9. Przepiękny lakier, koło którego dość długo się kręciłam. Niedługo zaprezentuję go na blogu. Ale może wcześniej ktoś zgadnie, jaki to kolor i firma?

I to byłoby na tyle :) Więcej oczywiście na moim Instagramowym profilu. A Wam jak minął lipiec?

piątek, 1 sierpnia 2014

Zamiennik gumek Invisibobble z Pepco

O gumkach Invisibobble przypominających zwinięty w sprężynkę kabel do telefonu stacjonarnego zrobiło się głośno stosunkowo niedawno. Jakiś czas później w sklepach typu House pojawiły się podobne. Miałam zamiar od razu kupić oryginał, ale przy ostatniej wizycie w Pepco natknęłam się na zestaw składający się z pięciu kolorowych sprężynek. Uznałam więc, że warto je wypróbować, zwłaszcza że cena wynosiła dokładnie 4.99zł. Od zakupu minęło około dwa tygodnie i of tej pory używam tych gumek codziennie i mogę już co nieco o nich powiedzieć.


Gumki są kolorowe, co oczywiście widać. Gdybym kupowała oryginalne Invisibobble, zapewne zdecydowałabym się na czarne, brązowe lub przezroczyste, ale po założeniu tych uznałam, że naprawdę ciekawie wyglądają, gdy są widoczne. Myślę, że jeśli kiedyś skuszę się na oryginały to kupię kolorowe, bo efekt bardzo mi się podoba i nie widzę potrzeby, żeby je ukrywać.


Gumki są dość miękkie i rozciągliwe. Łatwo założyć je na włosy tworząc przykładowego kucyka. Bardzo dobrze trzymają włosy, nie zjeżdżają w dół. Rano założona sprężynka trzyma się przez kilka godzin bez żadnych poprawek. Gumka po zdjęciu jest mocno rozciągnięta i znacznie większa niż nowa. Po kilku - kilkunastu godzinach zdecydowanie się zmniejsza co widać na poniższym zdjęciu. Niebieska jest nowa i nigdy nieużywana, różowa była używana wielokrotnie. Tutaj po zdjęciu z włosów i przeleżeniu w szafce przez około 10 godzin. Nadal jest większa niż nowa i nie wróci do takiego stanu, ale różnica w wielkości nie jest zbyt duża.


Co ważne - gumki nie wyrywają włosów, nie plączą ich, łatwo je zdjąć. Wiadomo, że trzeba to robić delikatnie i nie ciągnąć, ale nie potrzeba chirurgicznej precyzji, aby to zrobić. Za pomocą gumek można zrobić zarówno luźniejszego kucyka jak i takiego, jakiego lubię najbardziej - ciasnego i wysokiego. Na zdjęciu poniżej pokazałam tę pierwszą wersję. Mam gęste i dość grube włosy i sprawdzają się na nich bardzo dobrze. Piszę to, bo wiem, że niektóre z Was również mają takie włosy i obawiają się, że sprężynki nie będą się dobrze trzymać.


Podsumowując - bardzo polecam! Warto je wypróbować, zwłaszcza że są bardzo tanie. Osobiście mam zamiar kupić Invisibobble dla porównania i jeśli to nastąpi to z pewnością pojawi się post na ten temat.

Używacie gumek tego typu? Macie Invisibobble? Jak się u Was sprawdzają?