poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Projekt Rainbow: Zieleń idealna, czyli Catrice Out Of Space Beam Me Scotty!

Kolejna, tym razem już czwarta odsłona Projektu Rainbow - kolor zielony, który uwielbiam i często nakładam na paznokcie, a już ten szczególny odcień - Catrice Out Of Space Beam Me Scotty!

Dzisiejszy lakier to przepiękna, głęboka, półmatowa zieleń ze srebrnym shimmerem i mini flejkami cudownie mieniącymi się w słońcu. Wszystko sprawia, że kolor jest wyjątkowy, ale dobry na każdą porę roku!

Rozprowadza się bajecznie, bezproblemowo. Ma świetny pędzelek, nie za wąski, nie za długi, idealny. Świetnie kryje już przy jednej warstwie, aczkolwiek ja dałam dwie dla zniwelowania rzadko zdarzających się prześwitów. Schnie dwie minuty, nie odciska się, jest idealne gładki. Ściera się szybko, już po kilku godzinach miałam niepomalowane końcówki.

Kwietniowe zużycia

Dzisiaj przybywam pełna dumy i z uśmiechem na ustach, aby pokazać Wam moje kwietniowe denko, które jest całkiem spore. Udało mi się wykończyć aż dwadzieścia opakowań całkiem porządnych specyfików do ciała, twarzy, włosów, dłoni a nawet do paznokci! Zapraszam do oglądania i czytania bardzo długiego posta!


Zacznę od krótkich opisów kosmetyków o dość dużej pojemności :)


  • Isana, Nagellack Entferner, Mandelduft - najlepszy zmywacz pod słońcem jaki kiedykolwiek miałam! Świetnie zmywa wszystkie lakiery, również brokaty i pękacze. Ponadto nie wysusza ani skórek, ani paznokci, mimo że zawiera aceton. Śmierdzi dość mocno, ale dla takiego działania warto wytrzymać! Dodatkowo ma dużą butelkę z długą szyjką i jest dostępny w Rossmannie w dwóch wielkościach w niskiej cenie!
  • Rival de Loop, Pure Skin, Waschgel Peeling-Effekt - mój ulubieniec do mycia twarzy ze skłonnością do wyprysków. Wspaniale oczyszcza i odświeża cerę, odrobinę wysuszając ją i wypryski. W dość dużym stopniu zapobiega powstawaniu nowych nieprzyjaciół w postaci ropnych krostek. Zużyłam już wiele butelek i ciągle kupuję kolejne! Dostępny jest  w każdym Rossmannie.
  • Timotei, Delikatność 2w1, szampon z odżywką - świetny szampon o wspaniałym, waniliowo-migdałowym aromacie. Bardzo dobrze myje i oczyszcza, nie podrażniając skóry głowy. Nie obciąża i nie plącze włosów, a pozostawia je miękkie i lekko wygładzone. Nie przyspiesza przetłuszczania, ale też nie utrzymuje świeżości na bardzo długi czas - średnio dwa dni, ale wystarcza mi to w zupełności.
  •  Artiste, Hair Care&Styling, Odżywka intensywnie regenerująca - zwykła odżywka o przyzwoitym działaniu. Odżywiała i regenerowała bardzo lekko, nie poradziła sobie z szorstkimi końcówkami. Włosy były miękkie i przyjemne w dotyku. Pachniała bardzo przyjemnie jak i inne produkty tej firmy.
  • Oceania, Shower Gel, Aroma Anti-stress - średni żel pod prysznic o zapachu lekko zwietrzałych kulek na mole. Mył przyzwoicie, pienił się słabo, bardzo szybko go ubywało. Nie odświeżał, a lekko przymulał i nie uspokajał dostatecznie. Nie sprawdzał się także jako płyn do kąpieli, bo piany było jak na lekarstwo i była nietreściwa. Można kupić go w Biedronce za niecałe trzy złote.
  • Isana, Body Butter, Walnussmilch - limitowane masełko, które polubiłam za działanie. Bardzo dobrze nawilżało skórę i lekko ją wygładzało. Pozostawiało jednak długo utrzymujący się lepki film na całym ciele, bardzo nieprzyjemny. Pachniało ładnie, słodko, ale nie orzechami włoskimi, raczej mlekiem z cukrem.
  • Oeparol Balance, Pomadka ochronna z filtrami UVA/UVB SPF 20 - całkiem dobra pomadka, ale nie na tyle, żebym kupiła ponownie. Nawilżała i natłuszczała na krótko, przyczyniła się do powstawania krotek wokół ust i na nich, a także czasem wzmagała pieczenie. Miała ładny, pomadkowo-kwiatowy zapach. 
  • Nivea, Care Soap, Coconut&Almond Oil  - mydło jak mydło. Dobrze myło, ale się zbytnio nie pieniło. Miało chemiczno-migdałowy zapach, który mnie denerwował. 
  • Original Source, Mango&Macadamia Shower -  polubiłam działanie tego żelu, zapach nieco mniej. Dobrze oczyszczał i nie wysuszał, łatwo się zmywał i był wydajny. Pachniał ładnie, ale troszkę zbyt mdło. Bardzo spodobał mi się jego design, bardzo oryginalny.
  • Verona, Natural Line Spa, Goat's Milk&Vanilla -  krem do ciała o przyjemnym, mleczno-waniliowym zapachu, który dość szybko schodził ze skóry. Nawilżał bardzo delikatnie, nie usuwał oznak zmęczenia. Szybko się wchłaniał i nie uczulał. 
  •  Sensique, Zmywacz do paznokci naturalnych o zapachu winogron - zmywał nadzwyczaj dobrze i bardzo mnie tym zadziwił. Poradził sobie nawet z brokatowym lakierem metodą z użyciem folii aluminiowej. Bardzo ładnie pachniał winogronem, ale przebijał się przez niego smrodek zmywacza.
  • Johnson's Baby, Łagodny płyn do mycia ciała i włosów 3w1 - próbkę 50ml dostałam dzięki formularzowi na stronie firmy. Miał cudowną, tłustawą konsystencję i ładny, typowy dla dzidziusiowych produktów zapach. Wystarczył mi na trzy razy, ale myślę, że kupię pełnowymiarowe opakowanie.
  • Rival de Loop, Pure Skin, Mattierende Feuchtigkeitspflege - uwielbiam ten krem! Świetnie nawilża cerę, eliminuje świecenie i pomaga zapobiegać powstawaniu wyprysków. Szybko się wchłania i jest bardzo wydajny!
  •  PharmaCF, Cztery Pory Roku, Zimowy krem do rąk - rozgrzewający - cudownie nawilżał i chronił dłonie, niwelował uczucie szorstkości i zaczerwienienia. Nie rozgrzewał, ale pozostawał warstwę ochronną. Szybko się wchłaniał i wspaniale pachniał.
  • Oriflame, Tea Tree Corrective Stick - używałam tylko zielonej części, bo beżowa była zbyt pomarańczowa i sama się złamała. Zielony dobrze wysuszał wypryski i pomagał im się szybciej zagoić. Dodatkowo ładnie pachniał i nie drażnił nosa.
  • Celia, Baza diamentowa - całkiem niezła baza. Chroniła paznokcie przed przebarwieniami, ale nie wzmocniła ich. Lakiery rozprowadzały się dobrze i nie ważyły. Szybko jednak zgęstniała i trudno było ją rozprowadzić. Nie kupiłabym jej ponownie, bo nie spodobała mi się zbytnio.
  • Lovely, Liquid Lip Balm, With aloe vera and mentol - uwielbiam ten balsam za jego wspaniałe działanie. Cudownie nawilża i natłuszcza usta na długo, lekko chłodzi, nie uczula i ma lekko mentolowy zapach.
  • The House of Pets, Dogs, Jack Green Apple - żelik w kształcie pieska o zapachu zielonego jabłka, na które od razu przychodzi ochota. Myje słabo, nie pieni się, trudno go wydobyć, ładnie pachnie. 
  • Jelfa, Clobaza, Krem tłusty - to nie pierwsze i nie ostatnie opakowanie, bo zawsze muszę go mieć. Nakładam na powieki, nos, szyję i stopy - wspaniale natłuszcza i regeneruje, pozostawiając tłusty film. Stosuję go wyłącznie na noc.

sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdanie u Cosmetics Freak :)

Cosmetics Freak urządziła dla nas nie byle jakie rozdanie - zresztą zobaczcie same - klik! Essence, Balea, p2 - wszystko, czego trzeba do szczęścia!


Zgłaszajcie się, bo dla takich smaczków warto!

PasteLOVE pęknięcia! Miss Sporty Clubbing Quick Dry 453 oraz Lovely Magic Cracking Special Effect 13

Wczoraj pokazywałam Wam śliczny pastelowy żółtek, dzisiaj napomknęłam o fioletowym pękaczu. Postanowiłam połączyć je oba i podziwiam nietypowy , delikatny efekt!

Lovely Magic Cracking Special Effect 13 to naprawdę piękny i nietypowy pękacz! W buteleczce mieni się na różne odcienie złota, granatu i fioletu, a na paznokciach przybiera delikatny, pastelowy odcień fioletu z drobinkami w złotym kolorze. Daje naprawdę śliczny efekt na jasnych, acz wyrazistych kolorach, jak właśnie wczorajszy żółtek!

Nakłada się jak większość pękaczy - trochę za dużo się go nabiera, a glutki pozostają na pędzelku i wlocie do buteleczki. Zużywa się szybko, na jedno malowanie poszła 1/3 siedmiomililitrowej buteleczki :( Schnie bardzo szybko, pęknięcia pojawiają się błyskawicznie i w dużej ilości. Odległość między niektórymi płatami są dość duże, ale estetyczne i nie niechluje. Coś pięknego!

Wymiankowe love, czyli łupy z drugiej ręki!

Jestem wielką fanką wymianek kosmetycznych i właśnie takie poczyniłam ostatnimi czasy, a dokładniej w obecnym miesiącu - kwietniu. Jestem tak szczęśliwa, że nie mogę się powstrzymać przed pokazaniem moich łupów w blogosferze! Wybaczcie brzydkie zdjęcia, aparat odmówił posłuszeństwa!


Zacznijmy od najbardziej wyczekiwanej paczki, którą dostałam od przemiłej shinodki. Skusiłam się na pękający lakier Lovely Magic Cracking Special Effect 13 w przepięknym, pastelowym odcieniu fioletu, balsam do ciała z shimmerem Dove Silky Nourishmen, Body Lotion 250ml oraz nowiutką maseczkę na "czarne głowy" The Face Shop Ex Nose Clay Mask Peel-off Type. Wielkie dzięki!


Kolejna paczuszka to nie tyle wymianka, co pewna forma przeprosin za popełniony błąd. Dostałam ją od Krzykli i informuję, że przeprosiny przyjęte, nie musiałaś :) Otrzymałam błyszczyk Essence Ballerina Backstage Lipgloss 02 On Your Gracile Tiptoe w ślicznym, koralowo-pomarańczowym odcieniu i naturalny cień Nivea Pure&Natural, Colours Eye Shadow 13 Vintage Rose idealny do dziennego, romantycznego makijażu :) Dziękuję!



Kolejną mini-wymianę poczyniłam z Ev. Wybrałam produkt, który chodził za mną od dawna, ale w sklepie mnie nie zainteresował, czyli Essence Vampire's Love Lipstain 02 True Love i jestem nim zachwycona, chociaż nieco wysusza usta. Przygarnęłam też żelkowy lakier Mariza Care&Control 44 w malinowym kolorze, który obecnie próbuję okiełznać :D Ev, dziękuję, sprawiłaś mi dziką radość tym lipstainem!


Krem do rąk i paznokci Farmona Sweet Secret o zapachu migdałów i czekoladek dostałam od nowicjuszki.Pachnie cudownie marcepanem i czekoladą, a do tego nieźle nawilża. Blogerka dodała również kilka świetnych próbek - Vichy Lipo Metric Amincissant Retractant, Biotherm Aquasource Nuit (możliwe, że tę próbkę dostałam od kogoś innego) oraz Marion Hair Therapy Gorąca kuracja do włosów z olejkami. Dziękuję za odrobinę pocieszenia w obliczu tragedii, którą jest śmierć mojego psa [*].


Aaliyah obdarowała mnie maską oczyszczającą Ziaja oraz próbką masła czekoladowego Farmona Sweet Secret, które zapewne obłędnie pachnie i wkrótce się o tym przekonam, a maseczka zawsze się przyda :-) Moniko, dziękuję!


Dziękuję Wam za wszytko, jesteście wielkie i sprawiłyście mi wielką radość wymiankami! Mam nadzieję, że to, co otrzymałyście ode mnie podoba się Wam i będzie służyć!

piątek, 27 kwietnia 2012

Projekt Rainbow: Pastelowy żółtek, czyli Miss Sporty Clubbing Quick Dry 453

To już trzecia odsłona Projektu Rainbow na moim blogu, z czego bardzo się cieszę i jestem wyjątkowo dumna :D Punkt trzeci to kolor żółty, więc w roli głównej wystąpi lakier Miss Sporty Clubbing Quick Dry 453.

Żółtek należy do nowych  kolorów serii Clubbing Colours. Jest to dość mocno rozbielony żółty, kremowy, bardziej pastelowy i jasny niż na zdjęciach. W moim mniemaniu to bardzo modny i pożądany odcień tej wiosny i lata :) Podoba mi się, bo dobrze zgrywa się z moją karnacją.

Nakłada się średnio, bo trochę smuży i nie kryje całkowicie, zostawia prześwity. Trudno pokryć nim paznokcie na jednolity kolor, mimo że nie jest glutowaty. Dwie warstwy, które pokazuję na zdjęciach, są wystarczające, mimo że w niektórych miejscach widać płytkę, ale pod pękacz jest idealny.. Schnie kilkanaście minut przy dwóch warstwach, co uważam za całkiem niezły wynik.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Zmywanie torfem, czyli Tołpa Dermo Face Physio Micelarny płyn do mycia twarzy i oczu

Makijaż nakładam niezwykle rzadko - na co dzień ograniczam się do kosmetyków pielęgnacyjnych. Jednak jeśli nadarzy się wyjątkowa okazja, make-up gości na mych oczach i ustach. A gdy przychodzi pora na zmycie, sięgam po wygrany w rozdaniu micelarny płyn do mycia twarzy i oczu firmy Tołpa z serii Dermo Face Physio.


Kosmetyk zamknięty jest w przezroczystą butelkę o pojemności 200ml, dzięki której możemy kontrolować poziom zużycia. Zakończona jest specyficzną nakrętką, którą trzeba nacisnąć z jednej strony, aby podniósł się otwór z drugiej i po pochyleniu płyn zaczął wypływać. Rozwiązanie jest o tyle praktyczne i wygodne, że w czasie podróży nie musimy martwić się o samoistne otwarcie.Niestety nie udało mi się uchwycić tego na zdjęciu.

Na opakowaniu nie ma naklejek - duży plus dla producenta! Butelka opatrzona jest w dużą ilość maleńkich napisów, które niestety trudno rozczytać. Nazwa firmy nie jest zaakcentowana prawie w ogóle, co daje wrażenie produktu dobrego, acz skromnego. Literki nie ścierają się mimo częstego dotykania.


Jaką konsystencję może mieć płyn? Ano rzadką, bardzo podobną do wody. Szybko wsiąka w wacik i w nim pozostaje, nie jest to micel-duch. Dzięki temu wystarczy mała ilość, aby dobrze zmyć cienie z oka. Pozostawia lekki film, który szybko znika.

Zapach bardzo mi się podoba - jest bardzo delikatny i świeży, nienachalny.. Wyczuwalny na płatku, ale znika ze skóry. Wspaniale orzeźwia zmysły, dzięki czemu używanie go to czysta przyjemność!


Jak widać na powyższym zdjęciu, za jednym pociągnięciem zmył prawie do końca cienie i błyszczyk, osłabił też kolor lipstainu. Po kilku przetarciach nie ma żadnych pozostałości po kosmetykach, ew. mała ilość brokatu, ale wystarczy przetrzeć czystym wacikiem z micelem i szybko zejdzie.

Produkt niby nie podrażnia w trakcie używania, ale mam wrażenie, że wyskakują mi po nim krostki między rzęsami. Zawsze dwa-trzy dni po jego użyciu między firankami pojawiają się ropne pryszczyki, co jest naprawdę bolesne i wygląda bardzo szpetnie!

Opakowanie oceniam na 9 - naprawdę wygodne i funkcjonalne, jednak ja wolałabym pompkę. Konsystencja i zapach - 10. Lekkie, delikatne, w sam raz. Działanie - 7, bo niby dobrze zmywa, ale jednak przyczynia się do powstawania nieprzyjaciół. Ocena ogólna - 7/10.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Żółteczko naprawcze, czyli Garnier UltraDoux Szampon Odbudowujący

Niedawno wspominałam o tym, że mojej włosy nie są w najlepszej kondycji i wymagają szamponu naprawczego lub regenerującego. W związku z tym, mimo dziwnej (możliwe, że zupełnie bezpodstawnej) niechęci do marki Garnier zaopatrzyłam się w odbudowujący szampon UltraDoux z olejkiem z awokado i masłem karité.


Szampon zamknięty jest w lekko owalną, płaską butelkę o pojemności 250ml. Wykonana z nieco zbyt  miękkiego, żółtego plastiku. Jej zwieńczeniem jest porządna, twarda nakrętka na "klik" w kształcie listka, który jest bardzo uroczy, jednak nieco przekombinowany. Uniemożliwia otwarcie się butelki samoistnie, co uważam za duży plus. Niemniej jednak czasem trudno go otworzyć mokrymi palcami. Jest też lekko przezroczyste, dzięki czemu dobrze widać poziom zużycia.

Opakowanie wyposażone jest w dwie idealnie przyklejone naklejki, nie wykonane z papieru. Nie odklejają się pod wpływem pary i wilgoci. Nie zawierają zbędnych informacji, wszystko jest dobrze widoczne i rozmieszczone. Myślę, że mogą nieco przeszkadza fankom minimalizmu, ale najważniejszy jest fakt, że jest przejrzyste i nie razi oka zbyt mocno.


Kosmetyk ma postać żółtego, niejednolitego, dość gęstego płynu z wyraźnym schimmerem. Nie jest galaretowaty ani wodnisty, nie spływa z włosów, ale z rąk owszem. Bardzo dobrze się pieni i dociera do wszelkich zakamarków czupryny.

Zapach bardzo przyjemny, wyczuwalny podczas mycia, ale nienachalny. Niemniej jednak jest to zapach specyficzny, słodko-gorzki, wprawiający w dobry nastrój. Niektórych może przyduszać, ale nie mnie. Uważam, ze pachnie świetnie i chętnie po niego sięgam. Bardzo dobrze, ze nie utrzymuje się na włosach długo.


Szampon myje bardzo dobrze i nie obciąża kosmyków, nie są tłuste ani przyklapnięte. Średnio zamyka łuski, co daje efekt lekkiego wygładzenia. Oczywiście konieczna jest odżywka, ale to sprawa konieczna chyba przy wszystkich szamponach. Nie plącze włosów i nie nadaje im matowego wyglądu, a lekki, zdrowy blask. Pomaga też ograniczyć (w niewielkim stopniu, ale jednak) suche i szorstkie końcówki. Po długim czasie używania lekko wysusza.

Opakowanie oceniam na 9 - naprawdę nie ma się czego przyczepić. Zakrętka w porządku, kształt również. Miękkość absolutnie mi nie przeszkadza. Konsystencja - 9,5. Nie za rzadka, nie za gęsta, w sam raz. Zapach - 9,5. Absolutnie dla mnie nowa, dość oryginalna woń, bardzo przyjemna. Działanie 7,5 - dobrze myje i nieźle sobie radzi z odbudowywaniem. Ocena ogólna - 7,5/10.

sobota, 21 kwietnia 2012

Moc wiesiołka w pomadce ochronnej Oeparol Balance

Kiedy mój ukochany balsam do ust firmy Lovely zaczyna się kończyć, a nigdzie w pobliżu nie znajduje się Rossmann, próbuję ratować usta na wszelkie sposoby. Tym razem postawiłam na rodzimy wiesiołek, a dokładniej na pomadkę ochronną Oeparol Balance z filtrami UVA/UVB SPF 20.


Produkt zapakowany jest w kartonik z rysunkiem wiesiołka - w środku znajduje się również ulotka z opisem właściwości kosmetyku. Sama pomadka ulokowana jest w zwyczajne, proste opakowanie o minimalistycznym wyglądzie. Nakrętka bardzo mocno trzyma się całości, nie spadnie podczas podróży w torebce. Niestety, zdążyła już nieco popękać. Sztyft wysuwa się bezproblemowo, nie zacina się.

Ani na opakowaniu pomadki, ani na kartoniku nie ma żadnych naklejek - wielki plus. Napisy zostały nadrukowane na walec, żółty paseczek również. Możliwe, że niedługo zaczną się ścierać, pozostawiające czarne plamki na nakrętce. Całość jest bardzo minimalistyczna i apteczna.


Pomadka jest dość twarda, zwłaszcza na samym początku, ale nie rani ust. Stosunkowo tłusta, ale nie pozostawia oleistej, lepkiej czy też nieprzyjemnej warstwy. Nadaje ustom subtelny, nienachalny, krótkotrwały blask. Sama w sobie jest żółta, ale nie nadaje żadnego koloru wargom.

Niewątpliwe atutem jest zapach - nieco specyficzny, lekki, delikatny, bardzo przyjemny. Zalatuje kwiatami i jakimś olejkiem, ale nie mogę go do końca zidentyfikować. Nie wiem, jak pachnie wiesiołek, więc nie mogę tego ocenić :-) Niemniej jednak zapach jest ładny.


Najważniejsze jest jednak to, że wiesiołek działa! Bardzo dobrze nawilża i lekko natłuszcza usta, likwiduje też początkowe objawy pojawienia się zajadów i krostek. Zniwelował też suche skórki i zaczerwienienia oraz uczucie szorstkości. Nie do końca poradził sobie z nawiedzającym mnie czasem pieczeniem. Utrzymuje się dość krótko, ale efekty są o wiele trwalsze!

Opakowanie oceniam na 8 - kartonik, ulotka, łatwe wykręcanie, brak naklejek. Tyle potrzeba mi do szczęścia w opakowaniu idealnym. Niestety - pojawiły się pęknięcia, co sprawiło, że odjęłam mu aż dwa punkty. Konsystencja - zdecydowanie 9. Mogłaby być nieco tłustsza, ale poza tym jest bardzo dobrze. Dostępność - 7, bo tylko w aptekach! Działanie oceniam na 9 - naprawdę dobrze radzi sobie z moimi problematycznymi ustami. Ocena ogólna - 8/10.

Czekolada! Beznumerkowy Mollon Matt Beauty

Podobnie jak róż i czerń, brąz jest kolorem, do którego trudno mnie przekonać. Zazwyczaj są zbyt mdłe i pastelowe, zwyczajnie mi nie odpowiadają i delikatnie mówiąc, robi mi się niedobrze od samego patrzenia na nie. Mimo wszystko udało mi się dorwać idealną czekoladkę zupełnie przypadkiem, którym jest beznumerkowy Mollon Matt Beauty.

Mollonowy brązik to głęboki odcień mlecznej czekolady, odrobinę wpadający w bordo. Idealnie kremowy i czysty, pozbawiony wszelakich brokatów, brokatu czy nawet subtelnego shimmera. Dokładnie taki sam, jak w buteleczce, identyczny na każdym paznokciu. Elegancki i bardzo przyjemny w noszeniu, nie zawiera żadnych mdłych nut.

Nakłada się bezproblemowo nie tylko ze względu na średniej gęstości konsystencję, ale też cienki pędzelek. Dobrze kryje już po jednej warstwie, ale widoczne są prześwity i szybciej się ściera przy końcach niż dwie.  Schnie w normie, około dwudziestu minut przy dwóch warstwach. Dobrze trzyma się płytki paznokcia i nie odpryskuje.

piątek, 20 kwietnia 2012

Włóż róż! My Secret Nail Polish 114

Róż to jeden z kolorów, który bardzo rzadko gości na moich paznokciach, ale z czasem zaczynam się do niego przyzwyczajać. Dzisiaj pokażę Wam lakier, do którego byłam nastawiona bardzo wrogo i za nic nie chciałam go ruszyć, mianowicie My Secret Nail Polish 114.

Sekrecik 114 to róż! I to nie byle jaki, bardzo delikatny, elegancko-cukierkowy, ale nieco kiczowaty! Zawiera delikatny, srebrny shimmer, który na paznokciach widać dość słabo, ale to wcale nie odejmuje mu specyficznego uroku! Jego wykończenie to lekki frost, ale nie widać tego na zdjęciach.

Lakier rozprowadza się idealnie ze względu na dość rzadką konsystencję i mały pędzelek. Raczej nie smuży, daje równomierny efekt na każdym paznokciu. Białe końcówki mogą prześwitywać. Sam w sobie jest półtransparentny, dobrze kryje przy trzech warstwach. Schnie dość szybko, bo tylko kilka minut, ale w tym czasie jest skłonny zrobić nam niespodziankę w postaci odcisku lub obdarcia.

Dostałam cynk! Pasta Lassari z kwasem salicylowym od Gemi.

Pasta cynkowa to produkt, który dosłownie jest lekiem na całe zło. Pomaga pozbyć się nieprzyjaciół, plam i innych niespodzianek, ale o tym za chwilę. Czym jeszcze ten niepozorny produkt zasłużył na miano wysuszacza idealnego? Przeczytacie o tym poniżej.


Pasta jest zapakowana w kartonik o identycznym designie jak ten na powyższym zdjęciu. Samo pudełeczko jest świetne - płaskie, ze zdejmowaną nakrętką. Nie trzeba głęboko grzebać, aby wydobyć odpowiednią ilość. Plusem jest również to, że wypełnione jest po brzegi dwudziestoma gramami pasty i nie płacimy za powietrze, lecz za autentyczną zawartość. Nakrętkę łatwo zdjąć, ale nie powinna spaść bez interwencji naszych palców.

Naklejka jest jedna - jasna, przejrzysta, typowo apteczna. Bardzo łatwo się brudzi, co widać na zdjęciu. Nie zawiera zbędnych informacji, ponieważ umieszczone są na wewnętrznej ulotce (kolejny plus!) i kartoniku. Z czasem może zacząć się odklejać, ale nie powinno być to problemem.


Pasta jest twarda i sucha, ale dobrze się rozprowadza. Wystarczy mała ilość, aby pokryć zaczerwienienia i wypryski. W temperaturze pokojowej utrzymuje się na skórze to mocnego przetarcia, ale w cieplejszej rozrzedza się i staje się bardziej balsamowa i dość tłusta.

Plusem jest też zapach, a właściwie jego brak, bo pasta jest nieperfumowana i bezzapachowa. Czuć woń typowej maści cynkowej, jednak nie jest ona nachalny, rozchodzi się w tle. Nawet osoby wrażliwe na zapachy nie powinny mieć problemów z używaniem jej, gdy to konieczne.


Pasta rewelacyjnie wysusza wypryski, ale nie w stu procentach. Pomaga im się do końca wygoić i zniknąć na zawsze. Mocno wysusza skórę, przy dłuższym stosowaniu zaczyna się łuszczyć, ale tylko w miejscach nałożenia. Niweluje zaczerwienienia spowodowane pocieraniem. Przyspiesza proces gojenia się ran i strupów, np. po ukąszeniach owadów.

Biała maź zasługuje na wysoką ocenę, począwszy od opakowania, a zakończywszy na działaniu. Opakowanie jest idealne, chociaż mogłoby się wydawać, że trochę nieestetyczne ze względu na wkładanie w nie palca. Jednak dziewiątka się należy, zwłaszcza że zapakowane jest w dodatkowy kartonik i zawiera ulotkę! Konsystencja i zapach - idealne, nic dodać, nic ując. Bardzo łatwa w obsłudze konsystencja i neutralny zapach, zdecydowana dziewiątka. Kolejna ocena, tym razem ósemka, za dostępność - tylko w aptekach! Działanie oceniam na osiem, bo nie zwalcza wyprysków, tylko wysusza w 80% i pomaga im się wygoić. Cena to niecałe trzy złote. Ocena ogólna - 8,5 :-) Jak najbardziej polecam!

wtorek, 17 kwietnia 2012

Beż idealny! Essence Nateventurista 02 Mother Earth Is Watching You

Essence Nateventurista 02 Mother Earth Is Watching You to lakier, który pokochałam od pierwszego wejrzenia i bardzo często gości na moich paznokciach.

Matka Ziemia to lekko frostowy beż z delikatnym shimmerem. Bardzo uniwersalny odcień, dobry na każdą okazję, nienachalny, ale elegancki.

Lakier kryje dobrze już po jednej warstwie, nie pozostawia wielkich prześwitów. Dwie wyglądają doskonale, kolor jest identyczny w każdym miejscu paznokcia. Aby go pokryć, wystarczy machnąć pędzelkiem dwa-trzy razy. Nie pozostawia smug ani zacieków. Wysycha szybko, kilka minut i mani gotowy! Ściera się dość wolno i nie odpryskuje. Łatwo go zmyć, ale pozostawia shimmer na płytce - myślę, że idealnie byłoby przyłożyć wacik nasączony zmywaczem i potrzymać minutę, a dopiero potem ściągnąć :-)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Zapach kulek na mole w żelu pod prysznic Oceania Anti-stres.

Jestem fanką wszelkich żeli pod prysznic, maseł, peelingów, balsamów i mleczek. Dzisiejszy skusił mnie kolorem, ceną (niecałe trzy złote w Biedronce!) i pojemnością (aż 500ml!), a także relaksującym zapachem. Niestety, zawiodłam się, ale dlaczego? Mam nadzieję, że jesteście gotowe na przygodę z zapachem kulek na mole :)


Butelka jest wykonana z cienkiego, miękkiego plastiku, który, pomimo wytłoczonych wgłębień sprawia, że przyciskamy za mocno i wylewa się niemal samoistnie. Nakrętka ''na klik" dobrze się otwiera i zamyka, niemniej jednak zbierają się pod nią resztki wcześniej wylanego żelu. Butelka jest pochylona, co wcale nie ułatwia sprawy. Opakowanie jest niestety adekwatne do jakości samego żelu.

Naklejki są tylko dwie - z przodu i z tyłu. O ile ta pierwsza jest jeszcze normalna, ze zdjęciem zachęcającej lawendy, to druga wręcz rozśmiesza informacjami na temat "oderwaniu od codziennych wydarzeń". Przyklejone są nie najgorzej, bo póki co nic się nie odkleja pod wpływem wody i pary.


Konsystencja żelu jest dość rzadka, delikatnie galaretowata. Jak już wspomniałam, szybko wylewa się z butelki i nie jest to wina tylko i wyłącznie zakrętki. Niemiłosiernie ucieka z dłoni, ale przed spienieniem na ciele też lubi sobie spłynąć wprost do wanny i nie pozostawiając po sobie śladu. Pieni się całkiem nieźle, ale nie jest to gęsta, treściwa piana. Nie sprawdza się w roli płynu do kąpieli, bo piany jest zwyczajnie zbyt mało i szybko ucieka z wanny.

Zapach ma być odstresowujący i pomóc "zapomnieć o wydarzeniach minionego dnia", czyli powinien koić zmysły i pięknie pachnieć. Ten tutaj pachnie lawendowymi kulkami na mole, niemniej jednak nie jest to zapach brzydki. W moim mniemaniu trochę zapycha, nie pomaga się uspokoić i co ważne, utrzymuje się na skórze nieco zbyt długo. Jednak od czasu do czasu lubię zanurzyć się w takim zapychaczu węchu :-)


Żel myje dość przyzwoicie - oczyszcza skórę z kurzu i codziennych zapachów. Cieszę się, że zmywa antyperspirant w sztyfcie i perfumy, ale zostawia molową woń. Nie stawia oporów przy myciu, z łatwością schodzi ze skóry. I co najważniejsze, wysusza skórę, co jest bardzo nieprzyjemne - ciało jest suche i bez balsamu się nie obejdzie! Myłam nim też dłonie po powyższym "swatchu" i do tej pory odczuwam dziwaczną suchość, niemalże skrzypiącą.

W dziesięciostopniowej skali jego opakowanie oceniam na 5 - moim zdaniem jest niekomfortowe i trochę utrudnia jego używanie. Działanie - przyzwoita 6, bo myje nie najgorzej. Efekt - 2 - za nieprzyjemne uczucie wysuszenia. Zapach przeżyję, nie jest w sumie taki zły, ale na co dzień zbytnio mnie męczy, dostaje więc 6. Dostępność oceniam na 9 - można je dostać w Biedronkach w kilku wersjach zapachowych. Ogólna, najbardziej adekwatna ocena to wg mnie 4, czyli poniżej średni, która jest piątka.
Podsumowując, żel jest słaby, aczkolwiek można się z nim przemęczyć :) Ewentualnie można myć nim gary, ale nie polecam, bo wysuszy Wam dłonie :)

sobota, 14 kwietnia 2012

Projekt Rainbow: Frostowa pomarańczka, czyli Miss Sporty Clubbing 303

Kilka dni temu pokazywałam Wam pierwszą odsłonę Projektu Rainbow, mianowicie kolor czerwony (a raczej malinowy). Dzisiaj czas na drugą odsłonę, czyli pomarańczkę od Miss Sporty.

Miss Sporty Clubbing 303 to frostowa pomarańcza ze złotym, widocznym schimmerem, na której bardzo dobrze widać pociągnięcia pędzelka.

Lakier ma dość krótki, zaokrąglony na bokach pędzelek, dobrze przycięty. Sprawia, że malowanie przy skórkach to bajka. Mizianie nim po wysychającej powierzchni grozi powstaniem brzydkich bruzd. Kryje w pełni przy dwóch warstwach, szybko schnie, kilka minut.

Rzadkie a dobre, czyli Artiste Hair Care&Styling Odżywka Regenerująca

Moim włosom do ideału brakuje wiele - mają bardzo suche i szorstkie końcówki, źle się układają i sterczą na wszystkie strony świata. Aby pomóc im odzyskać zdrowszy wygląd zaopatrzyłam się w Artiste Hair Care&Styling Odżywka Regenerująca .


Butelka jest identyczna jak w przypadku szamponu - płaska, szara, solidna, lekko zwężająca się pośrodku, o pojemności 275ml. Wykonana z dość twardego plastiku, nie wygina się na wszystkie strony podczas przyciskania. Nie powinna popękać ani rozbić się w podróży. Nie sprawia wrażenia profesjonalnego produktu, tak jak szampon, a to plus. Posiada wbudowaną, poręczną zakrętkę na "klik", pod którą niestety zbierają się resztki.

W przeciwieństwie do szamponu odżywka posiada dwie naklejki - jedną z przodu, a drugą z tyłu. Wykonane z papieru, dobrze przyklejone, nie odklejają się i nie rwą. Podkreślają niskopółkowość produktu swym kolorem - typowym, majtkowym różem i szaro-czarnymi napisami.


Odżywka jest niezwykle rzadka, lejąca i śliska. Dzięki temu łatwo się rozprowadza, ale też szybko spływa z dłoni - z włosów na szczęście nie. Mimo to trzeba jej naprawdę dużo, aby dokładnie pokryć całe włosy, przez co szybko się zużywa.


Odżywka wygładza włosy i sprawia, że łatwiej je rozczesać. Ponadto wydobywa lekki, naturalny blask. Włosy są wyraźnie piękniejsze i odżywione, nie przypominają stogu siana. Niestety, nie ograniczyła nawet w najmniejszym stopniu suchych i szorstkich końcówek oraz sterczenia baby hair. Przedłuża czas ich schnięcia po umyciu do kilku godzin, ale rano włosy są miłe w dotyku.

Skład: Aqua, Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Hydrolyzed Keratin, Stearic Acid, Hydrolyzed Silk, Glycerin, Glyceryl Stearate, Triethanolamine, Parfum, Panthenol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Salicylate, Cinnamyl Alcohol, Citronellol, Eugenol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde

Opakowanie 7/10, działanie 7/10, dostępność 8/10, zapach 7/10. Ocena ogólna - 6,5/10.