Jestem ustomaniaczką. Wielbię wszelkie mazidła, które mogę nałożyć na wargi, a już szczególnie te dające kolor, blask czy też błysk. Balsamy też lubię, choć na wyjścia preferuję bardziej widoczne produkty. Obfituje to przybywającymi ciągle błyszczykami i szminkami. Z tego względu dzisiaj będzie o moim grudniowym odkryciu, czyli Vipera Sweet&Wet Lipgloss 7. Odcień ten dla mnie jest idealny na co dzień, niby niewidoczny, ale wspaniale wydobywający głębię koloru warg.
Błyszczyk ma naprawdę ładne, eleganckie opakowanie w kształcie prostopadłościanu. Lubię nazywać tę formę "kostką lodu". Nakrętka odkręca się lekko, niesamoistnie. Posiada typowy, gąbeczkowy aplikator - nie za duży, nie za mały. Bardzo dobrze rozprowadza produkt po wargach, nie jest wiotki, ale też nie kłuje, aplikacja jest całkiem bezproblemowa. Całość wykonano bardzo porządnie, nic się nie obija, nie rysuje.
Na opakowaniu mamy aż cztery naklejki, z czego trzy niemal niewidoczne. Jedna trochę się już pozadzierała, ale tylko dlatego, że była na niej naklejona taśma dla pewności, że nikt nie zaglądał do wnętrza. Design bardzo przypadł mi do gustu - jest profesjonalna, nie ma na niej wielu napisów, a te nawet minimalnie się nie ścierają. W sumie najważniejsze jest to, co w środku, ale szata graficzna też się liczy.
Mazidło ma cudowną konsystencję. Jest gęsty, ale nie tak bardzo, żeby nie dał się rozprowadzić. Nie jest też lejący, nie spływa, nie rozmazuje się, nie wylewa poza kontur ust. Nakłada się lekko i przyjemnie, jest śliski, zawiera pyłek - nie są to żadne drobinki - który nie drapią, nie są wyczuwalne po nałożeniu, nawet gdy błyszczyk się już zetrze.
Kolor też ma naprawdę fajny do codziennych stylizacji. Choć ja oczu mocno nie maluję, to do takich sprawdziłby się świetnie. Jest to idealny beż, czyli modny nude z delikatnym pyłkiem mieniącym się na różowo i złoto. Efekt jest subtelny, usta są lekko podkreślone i rozświetlone. Mimo że nie powiększa (i bardzo dobrze, bo nie lubię tego) to nadaje ustom pełności, sprawia, że zwyczajnie je widać.
Zapach ma przyjemny, owocowy. Nie czuć go zbyt długo, ale nie drażni nosa w nieprzyjemny sposób. Kojarzy mi się z dzieciństwem ^^
Błyszczyk rewelacyjnie ożywia twarz, a właściwie to usta jej nadają tego efektu. Nie wysusza, nie nawilża, nadaje śliskości, idealnego wyglądu wargom. Nie podrażnia, nie powiększa (na plus!) i nie szczypie. Sprawia, że usta wyglądają na ponętne, zadbane i co też jest ważne - zabezpiecza przed skubaniem :D Trzyma się około godziny, czyli przeciętnie, ale nie jest to dla mnie mankamentem.
Opakowanie - 10 - ładne, w kształcie prostopadłościanu, wyglądające profesjonalnie, porządne. Konsystencja - 10 - lekka, nieklejąca, dobrze trzymająca się warg, niespływająca. Zapach - 10 - przyjemny, niedrażniący, owocowy, niechemiczny. Kolor - 10 - delikatny nude z mieniącym się pyłkiem. Działanie - 10 - fajnie ożywia twarz, nie wysusza, nie nawilża, nie podrażnia. Ocena ogólna - 10/10. Błyszczyk idealny! Używam ciągle i z pewnością kupię kolejne odcienie.
Nie widziałam go nigdzie buuuu. W ogóle Vipera jest coś słabo dostępna. Wrrrr!
OdpowiedzUsuńszkoda, że jest to błyszczyk :/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Podoba mi się, ładny, delikatny efekt. Ale nie natknęłam się dawno na żadne kosmetyki Vipery.
OdpowiedzUsuńPiękne usteczka. Błyszczyk wygląda bardzo dziewczęco, delikatnie. Ja w mojej kosmetyczce mam mnóstwo pomadek, szminek, błyszczyków... Też uwielbiam dbać o usta. :-)
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze żadnego błyszczyku Vipery nie miałam...
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo lubiłam takie delikatne podkreślenie ust teraz stawiam na coś bardziej wyrazistego.
OdpowiedzUsuń