wtorek, 22 stycznia 2013

A miało być tak pięknie... Oriflame Christmas Suprises Spiced Oranges Scented Hand Cream

Krem do rąk to dla mnie kosmetyk podstawowy tak jak balsam do ust. Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez tego produktu, więc w każdym miesiącu zużywam co najmniej jedną tubkę. Akurat tak się składa, że w styczniu wydenkowałam już dwa, a trzeci - bohater dzisiejszego posta, czyli Oriflame Christmas Suprises Spiced Oranges Scented Hand Cream - jest na wykończeniu i właśnie dlatego recenzja na jego temat pojawia się teraz, 22 stycznia.


Krem ma miękkie, mocno uginające się opakowanie o pojemności 75ml. Jest półprzezroczyste, w lekko mlecznym odcieniu, ale po światło można zobaczyć poziom zużycia. Mimo sporej giętkości boki nie pękają. Nakrętka jest niestety odkręcana a nie na "klik", dlatego używam tego produktu tylko w domu. Aplikator jest wysunięty i za każdym razem wypływa przez niego zbyt duża ilość kremu. Całość jest dość porządna, nic się nie rozlatuje, a aplikator nie pluje.

Na tubie mamy dwie naklejki z niemal niezauważalnymi granicami. Nie odklejają się, nie zadzierają. Szata graficzna jest prześliczna jak we wszystkich limitowanych mazidłach od Oriflame. Przedstawia ona pomarańcze z powbijanymi w nie goździkami, aż wyobrażam sobie ich zapach, który w tym przypadku pozostawia wiele do życzenia. Informacje na temat mazidła są i to w sporej ilości w różnych językach, skład i inne mniej lub bardziej przydatne napisy.


Krem ma przyjemną, nietłustą, śliską i średnio gęstą konsystencję. Świetnie się rozprowadza i niezwykle szybko wchłania. Nie pozostawia na skórze żadnego filmu, ani tępego, ani oleistego. O lepkości nie ma mowy. Po nałożeniu nie ma potrzeby ponownego nakładania po pięciu minutach, a więc nie jest źle.

Zapach, czyli główny szkopuł tego produktu. Miałam nadzieję na cudowny, zniewalający aromat pomarańczy i goździków, a tymczasem otrzymałam tak zwany "bezpłciowy". Nie śmierdzi, ale i pachnie niezbyt intensywnie. Czuć chemiczno-kremową woń, lekką i niedrażniącą. W sumie nie jest zły, ale o owocach i korzennym zapachu możemy pomarzyć. 


Działanie kremu jest całkiem w porządku, dość lekkie ale wystarczające. Produkt ten faktycznie trochę nawilża dłonie, ale przede wszystkim świetnie wygładza. W żadnym wypadku nie podrażnia, nie powoduje ataku suchych placków czy krostek. Ponadto przyjemnie zmiękcza skórę. Efekt można zaobserwować po kilku dniach intensywnego używania. Jak dla mnie bardzo fajny kremik do stosowania na co dzień.

Opakowanie - 7 - miękkie, półprzezroczyste, z odkręcaną nakrętką i świetną szatą graficzną. Konsystencja - 8 - lekka, śliska, dobrze się rozprowadza i bardzo szybko wchłania. Zapach - 1 - zupełnie niezwiązany z pomarańczami, nieco chemiczny. Działanie - 7 - wygładza, nawilża dość lekko. Ocena ogólna- 6,5/10. Dobry produkt do codziennego stosowania! :)

8 komentarzy:

  1. TO mnie zaskoczyłaś mam ostatnio natknęłam się na bubel z kremów tej firmy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie używałam. Ja używam kremu do rąk z neutrogeny, czterech pór roku i nivea. Puki tych produktów nie skończę to niestety nic nie kupię.

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda tylko, że zapach nie taki :(

    OdpowiedzUsuń
  4. dla mnie byłby pewnie i tak za słaby, bo ja muszę mieć bomby nawilżające ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. też nie rozumiem idei odkręcanych tubek kremów do rąk bo potem trzeba je zakręcać takimi śliskimi, natłuszczonymi czy też nawilżonymi łapkami ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. niby ładnie wygląda ale jakoś nie przepadam za kremami z odkręcanym korkiem:/

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawie wygląda, fajny kolor ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim na raz i każdemu z osobna za komentowanie postów :)
Nie obrażę się za konstruktywną krytykę, sprzeczne z moimi poglądami opinie, ale proszę o nieużywanie wulgaryzmów.
Wszelkiego rodzaju spam będzie usuwany.

PS Jeśli zadasz mi jakiekolwiek pytanie pod postem, odpowiem na nie właśnie tam.