Jak już nie raz wspominałam jestem maniaczką edycji limitowanych, które pojawiają się u nas dość często. Moim ostatnim łupem prosto z aktualnej LE Original Source jest żel pod prysznic o zapachu śliwki węgierki i syropu klonowego. Po raz kolejny skusił mnie uroczy motyw na opakowaniu i ogromna sympatia do produktów wyżej wymienionej firmy. Jeśli ciekawią Was moje spostrzeżenia na jego temat, to zapraszam na recenzję.
Żel zapakowany jest tradycyjną dla produktów tej firmy butelkę. Wykonana z przezroczystego, porządnego, minimalnie chropowatego plastiku sprawdza się bardzo dobrze, gdyż jest nie tylko wygodna, ale również przyjemna dla oka. Nakrętka, będąca jednocześnie podstawą, ukrywa niewielki otwór bez wspaniałego niekapka. Jego brak nie sprawia mi jednak problemu, ponieważ żel nie wypływa samoistnie. Butelka zapewnia nas także o tym, iż zużyjemy produkt do ostatniej kropli.
Na opakowaniu zamieszczona dwie naklejki, które pomimo faktu, że wykonane są z papieru, nie przemakają ani nie zadzierają się. Dzięki temu możemy uniknąć brzydkich zacieków, a muszę przyznać, że jestem na to dość wrażliwa. Na szczególną uwagę zasługuje szata graficzna żelu - bardzo zimowa, nierutynowa, utrzymana w zgranej kolorystyce. Bardzo przypadł mi do gustu norweski motyw i cieszę się, że znajduję go nie tylko w szafie, ale i w łazience.
Bardzo spodobała mi się także konsystencja produktu. Jest to lekko galaretowaty żel, który świetnie rozprowadza się na skórze za pomocą myjki. Szkoda, że bez niej sprawa aplikacji nieco się komplikuje, ale mimo wszystko nie narzekam. Ponadto jest całkiem wydajny - na zdjęciu mamy stan po trzech lub czterech użyciach, a więc jak widać niewiele ubyło. Bardzo mnie to cieszy - dłużej będę mogła korzystać z jego zalet!
Głównym atutem żelu jest cudowny zapach! Doskonale czuć śliwkę węgierkę oraz syrop klonowy. W butelce czuć go mocno, podczas rozprowadzania nieco słabnie, ale wciąż działa na mój nos. Oddziałuje na zmysł węchu w niezwykle kuszący i przyjemny sposób. Po spłukaniu całkowicie znika ze skóry, ale nie przeszkadza mi to, bo nie lubię zbytnio myjadeł, które na długo pozostawiają swoją woń na skórze.
Żel świetnie radzi sobie z zadaniem, jakim jest zwyczajne mycie. Zmywa pot, kurz, pozostałości kosmetyków. Po prysznicu z jego udziałem jestem odprężona i zrelaksowana, ale nie otumaniona. Nie zauważyłam wysuszenia ani nawilżenia. Tego drugiego nawet nie oczekiwałam, gdyż ta funkcja nie należy do zadań myjaka. Podstawowe sprawy załatwia szybko i przyjemnie, co oczywiście bardzo mnie cieszy.
Opakowanie - 9 - bardzo ładne, nowoczesne, wygodne, z ciekawą szatą graficzną. Niestety producent nie uraczył go niekapkiem. Konsystencja - 9 - galaretowaty żel, który całkiem przyzwoicie się pieni. Zapach - 10 - cudowny, ciepły, zimowy, średnio intensywny. Działanie - 10 - myje i nie wysusza, nie nawilża. Podstawowe funkcje spełnia idealnie. Ocena ogólna - 9,5/10. Naprawdę świetny produkt, zdecydowanie godny uwagi!
akurat bardziej podobał mi się ten pomarańczowy, ale też uważam że ta seria świąteczna jest nad wyraz udana!
OdpowiedzUsuńładny ma kolor:)
OdpowiedzUsuńmuszę obwąchać oba z serii świątecznej :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem zapachu,muszę powąchać:)
OdpowiedzUsuńale ma ładny kolorek :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie pachnie , ale wolę pomarańcze ;)
OdpowiedzUsuń