Całkiem niedawno ukazała się edycja limitowana Essence, zapowiadająca ostatni film sagi Zmierzch. Podobnie było rok temu, kiedy to dopiero zaczynałam przygodę z produktami tejże firmy. Udało mi się wtedy upolować puder rozświetlający w odcieniu 01 Lil' Vampire, który pokochałam od pierwszego użycia i moje uczucia nie zmieniły się przez te dwanaście miesięcy. Jeśli jesteście ciekawe opinii na temat ulubionego kosmetyku, to zapraszam do do przeczytania dzisiejszej notatki :-)
Puder o objętości 8,5g zamknięto w bardzo porządnym opakowaniu wykonanym z twardego, odpornego i przezroczystego plastiku. Nie otwiera się samoistnie, jednak z łatwością otworzymy je bez łamania paznokci. Rozświetlacz przymocowany jest to dna naprawdę mocno i mimo upadków nie odkleił się, a plastik nie doznał żadnej szkody. Klapka, która w kosmetykach typu pielęgnacyjnego nazwana byłaby nakrętką, przylega idealnie, nie ma żadnych nieróności.
Na opakowaniu znajdują się dwie naklejki, obie papierowe, ale znacząco różniące się jakością. Jedna z nich, zawierająca polskie informacje, zadziera się i brudzi. Druga natomiast nie doznaje żadnych uszczerbków i wygląda dokładnie tak, jak rok temu. Szata graficzna całego pudełeczka jest bardzo w porządku, gdyż zawiera tylko kilka napisów. Nietandetnie nadrukowane litery sprawiają wrażenie eleganckich.
Rozświetlacz jest bardzo przyjemny w użyciu i z łatwością nabiera się na pędzel, a ten nie pozostawia na nim dziurek. Minimalnie pyli, co jednak jest na tyle znikome, że prawie niezauważalne. Aplikacja nie sprawia problemów, puder ląduje dokładnie w wybranym przez nas miejscu. Nie kruszy się, szybko rozprowadza, nie robi plam. Nie roluje się ani nie znika razem z kremem. Zazwyczaj używam go na dekolt i ramiona, gdyż nie podoba mi się efekt na twarzy.
Zapach produktu jest delikatny, ale bardzo przyjemny. Kojarzy się z białymi liliami, jednak ledwo wyczuwalnymi. W żadnym stopniu nie przypomina duszącego smrodku wychodzącego z babcinych puderniczek.
Kolor pudru bardzo przypadł mi do gustu. Jest to dość jasny, ciepły beż z masą mikroskopijnych drobinek w kolorze złotym. Na szczęście nie przypominają one wielkich grud brokatu dającego jarmarczny efekt. Pyłek w nim zawarty subtelnie, ale widocznie rozświetla ciało, nadając mu promienności.
Puder nadaje skórze zdrowego wyglądu i niweluje oznaki zmęczenia. Nałożony nie jest w żaden sposób wyczuwalny, mimo że po pewnym czasie drobinki zaczynają minimalnie migrować. Na moje ciało działa obojętnie - nie zauważyłam podrażnień ani wysuszenia. Ponadto nałożony w kącikach oczu przydaje kuszącego blasku.
Opakowanie - 10 - porządne, z niewielką ilością nieścierających się napisów i idealnie przylegającą nakrętką. Konsystencja - 9 - łatwo nabiera się na pędzel, prawie w ogólnie nie pyli, nie zbija się w grudki. Zapach - 9 - lekki, liliowy, przyjemny, nieduszący. Kolor - 9 - jasny bez z milinami mikroskopijnych, złotych drobinek. Działanie - 9 - rozpromienia ciało, niweluje zmęczenie. Ocena ogólna - 9/10. Świetny, wydajny rozświetlacz świetnie spełniający swoją rolę.
Uwielbiam rozświetlacze :)
OdpowiedzUsuńMam i lubię;)
OdpowiedzUsuńśliczny :)
OdpowiedzUsuńwidzę że dopadłaś limitkę ;)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie kupiłam tego rozświetlacza
OdpowiedzUsuńKocham limitki, ja mam swój ulubiony z essence z kolekcji circus :) boski jest :)
OdpowiedzUsuń