środa, 19 grudnia 2012

Blask wampira, co w słońcu się wygina. Essence Vamipre's Love Shimmer Powder 01 Lil' Vampire

Całkiem niedawno ukazała się edycja limitowana Essence, zapowiadająca ostatni film sagi Zmierzch. Podobnie było rok temu, kiedy to dopiero zaczynałam przygodę z produktami tejże firmy. Udało mi się wtedy upolować puder rozświetlający w odcieniu 01 Lil' Vampire, który pokochałam od pierwszego użycia i moje uczucia nie zmieniły się przez te dwanaście miesięcy. Jeśli jesteście ciekawe opinii na temat ulubionego kosmetyku, to zapraszam do do przeczytania dzisiejszej notatki :-)


Puder o objętości 8,5g zamknięto w bardzo porządnym opakowaniu wykonanym z twardego, odpornego i przezroczystego plastiku. Nie otwiera się samoistnie, jednak z łatwością otworzymy je bez łamania paznokci. Rozświetlacz przymocowany jest to dna naprawdę mocno i mimo upadków nie odkleił się, a plastik nie doznał żadnej szkody. Klapka, która w kosmetykach typu pielęgnacyjnego nazwana byłaby nakrętką, przylega idealnie, nie ma żadnych nieróności.

Na opakowaniu znajdują się dwie naklejki, obie papierowe, ale znacząco różniące się jakością. Jedna z nich, zawierająca polskie informacje, zadziera się i brudzi. Druga natomiast nie doznaje żadnych uszczerbków i wygląda dokładnie tak, jak rok temu. Szata graficzna całego pudełeczka jest bardzo w porządku, gdyż zawiera tylko kilka napisów. Nietandetnie nadrukowane litery sprawiają wrażenie eleganckich.


Rozświetlacz jest bardzo przyjemny w użyciu i z łatwością nabiera się na pędzel, a ten nie pozostawia na nim dziurek. Minimalnie pyli, co jednak jest na tyle znikome, że prawie niezauważalne. Aplikacja nie sprawia problemów, puder ląduje dokładnie w wybranym przez nas miejscu.  Nie kruszy się, szybko rozprowadza, nie robi plam. Nie roluje się ani nie znika razem z kremem. Zazwyczaj używam go na dekolt i ramiona, gdyż nie podoba mi się efekt na twarzy.

Zapach produktu jest delikatny, ale bardzo przyjemny. Kojarzy się z białymi liliami, jednak ledwo wyczuwalnymi. W żadnym stopniu nie przypomina duszącego smrodku wychodzącego z babcinych puderniczek. 

Kolor pudru bardzo przypadł mi do gustu. Jest to dość jasny, ciepły  beż z masą mikroskopijnych drobinek w kolorze złotym. Na szczęście nie przypominają one wielkich grud brokatu dającego jarmarczny efekt. Pyłek w nim zawarty subtelnie, ale widocznie rozświetla ciało, nadając mu promienności.

   
Puder nadaje skórze zdrowego wyglądu i niweluje oznaki zmęczenia. Nałożony nie jest w żaden sposób wyczuwalny, mimo że po pewnym czasie drobinki zaczynają minimalnie migrować. Na moje ciało działa obojętnie - nie zauważyłam podrażnień ani wysuszenia. Ponadto nałożony w kącikach oczu przydaje kuszącego blasku.

Opakowanie - 10 - porządne, z niewielką ilością nieścierających się napisów i idealnie przylegającą nakrętką. Konsystencja - 9 - łatwo nabiera się na pędzel, prawie w ogólnie nie pyli, nie zbija się w grudki. Zapach - 9 - lekki, liliowy, przyjemny, nieduszący. Kolor - 9 - jasny bez z milinami mikroskopijnych, złotych drobinek. Działanie - 9 - rozpromienia ciało, niweluje zmęczenie. Ocena ogólna - 9/10. Świetny, wydajny rozświetlacz świetnie spełniający swoją rolę.

6 komentarzy:

Dziękuję wszystkim na raz i każdemu z osobna za komentowanie postów :)
Nie obrażę się za konstruktywną krytykę, sprzeczne z moimi poglądami opinie, ale proszę o nieużywanie wulgaryzmów.
Wszelkiego rodzaju spam będzie usuwany.

PS Jeśli zadasz mi jakiekolwiek pytanie pod postem, odpowiem na nie właśnie tam.